Uwaga!

odcinek 7004

Uwaga!

Przez cztery lata lekarze nie powiedzieli panu Karolowi, że wykryli u niego śmiertelną chorobę. Niczego nieświadomy mężczyzna cieszył się życiem, planował z rodziną przyszłość. Później na leczenie było już za późno.


- Źle zaczęło się robić w sierpniu 2022 roku. Byłem bardzo osłabiony. Najpierw poszedłem do kardiologa, zrobił echo serca i jeszcze jakieś badania. Wróciłem do domu, minęły może dwa dni i zemdlałem - opowiada Karol Madej.


- Przyjechało pogotowie, zabrali go do szpitala w Łukowie. Hemoglobina była na poziomie 6, miał bardzo dużą anemię. No i tak się zaczęła cała historia - dodaje Marlena Adameczek-Madej, żona pana Karola.


45-letni mąż pani Marleny trafił do szpitala w Łukowie z powodu niedokrwistości. Mimo przeprowadzenia wielu badań, lekarze nie potrafili ustalić przyczyn złego stanu zdrowia pana Karola.


- Pytałam, co jest mężowi, a lekarze mówili: „A może to jest alkoholik?”. Powtarzałam: „Nie”. Wtedy stwierdzili, że sprawdzą jeszcze, czy nie ma HIV. Nie wierzyłam, w to, co się dzieje - opowiada pani Marlena. I dodaje ze łzami w oczach: - Już wtedy na oddziale Karolowi wyskakiwały podskórne guzy. Mówiłam o tym lekarzowi, a on na to: „Proszę pani, to jest pocovidowe”.

 

„Zwykła brodawka”


Po prawie miesięcznym pobycie, pan Karol został wypisany z łukowskiego szpitala z podejrzeniem choroby nowotworowej. Lekarze zalecili usunięcie guza z okolic ramienia i leczenie w poradni onkologicznej.


Wycięty guz wysłano do badania histopatologicznego, a pan Karol, w trybie pilnym, został hospitalizowany na oddziale onkologii w Białej Podlaskiej. Tam też wkrótce trafił wynik badania guza.


- Jak usłyszałam „czerniak”, to nie wiedziałam, co to jest. Dowiedziałam się dopiero, jak weszłam na grupę wsparcia na Facebooku. Dopiero wtedy zaczął się koszmar, nie wiedziałam, że nowotwór może w takim tempie atakować - mówi pani Marlena.


- Lekarka w Białej Podlaskiej spytała nas, czy mąż nie miał wycinanej żadnej zmiany skórnej. Przypomnieliśmy sobie, że tak - mąż miał wycinaną zwykłą brodawkę na głowie - dodaje.
- Goliłem się na łyso i jak się goliłem, to często zaczepiałem o tę brodawkę, leciała krew. Lekarz rodzinny dał mi skierowanie na wycięcie tego. Po zabiegu powiedzieli, że zbadają wycinek i jak nie będzie niczego złego, to nie będą nic wspominać. A jak będzie coś niepokojącego, to dadzą znać. Dzwoniłem do przychodzi kilka razy, ale cały czas nie było wyniku. W końcu mi powiedzieli, żebym nie dzwonił, bo oni dadzą mi znać - opowiada pan Karol.


4 lata żył bez diagnozy


Trzy tygodnie po zabiegu, wynik histopatologiczny trafił do lekarzy w Łukowie. Już wtedy, cztery lata temu, u pana Karola rozpoznano czerniaka guzkowego.


- Jak jest rozpoznanie nowotworu, to pacjent jest jak najszybciej powiadamiany i kierowany do lekarza lub poradni onkologicznej. Taka jest procedura i tak powinno być - mówi lek. Robert Bakalarz, onkolog ze Szpitala Specjalistycznego w Nowym Sączu.


Czerniaka wykryto u pana Karola cztery lata przed gwałtownym pogorszeniem jego stanu zdrowia, ale chory nic o tym nie wiedział, bo nikt z personelu medycznego nie przekazał mu tej informacji.
- Jak można nie poinformować pacjenta, że ma nowotwór?! Jak można nie dać komuś szansy na leczenie?! Jakbyśmy wiedzieli, to nie czekalibyśmy nawet jednego dnia - mówi pani Marlena.


- Kluczowy jest czas. To jest główny lekarz. (…) W przypadku czerniaków skóry w 80 procentach przypadków jesteśmy w stanie wykryć chorobę wcześnie i całkowicie pacjenta wyleczyć, bo są to przypadki tylko miejscowo zaawansowane - tłumaczy lek. Robert Bakalarz.


- Gdyby lekarze zajęli się tym cztery lata temu, przy tamtej zmianie wystarczyłaby docinka i kontrola lekarza. Gdyby zrobili to wtedy, dziś mój mąż nie umierałby w szpitalu - mówi pani Marlena.


Prokuratura odmawia wszczęcia śledztwa


Śmiertelnie chory mężczyzna powiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez szpital. Ta jednak odmówiła wszczęcia śledztwa. W wyjaśnieniach szpitala przesłanych do prokuratury napisano, że personel medyczny podejmował jedynie próby telefonicznego kontaktu z pacjentem, ale do rozmowy z chorym nigdy nie doszło.


- Zdaniem Rzecznika Praw Pacjenta, w tym przypadku szpital powinien wykorzystać każdy możliwy sposób, aby poinformować pacjenta o tym wyniku. (…) Wszczęliśmy postępowanie w kierunku uprawdopodobnionego naruszenia prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych i informacji o stanie zdrowia - informuje Grzegorz Błażewicz, zastępca Rzecznika Praw Pacjenta.


- Niewątpliwie mamy do czynienia z błędem ludzkim, bo szpital miał obowiązek poinformować pacjenta o niekorzystnym wyniku badania. W tym wypadku nic szpitala nie usprawiedliwia. Trzeba było pilnować procedur, trzeba było pomyśleć o człowieku, który stoi za tym wynikiem - ocenia Jolanta Budzowska, radczyni prawna.


Dlaczego szpital nie poinformował?


Co w sprawie leczenia pana Karola ma do powiedzenia dyrektor szpitala w Łukowie?
Mimo naszej prośby, dyrektor nie zgodził się na wystąpienie przed kamerą.


„Czy ci ludzie nie mają wyrzutów sumienia?”


Rodzina niedawno zdecydowała o tym, aby przetransportować pana Karola ze szpitala do domu.
- Lekarze powiedzieli, że powinnam pozwolić mężowi godnie i spokojnie odejść z tego świata. On też chciał już wrócić do domu - mówi pani Marlena.


- Nikt ze szpitala w Łukowie ze mną nie rozmawiał. Ja chciałabym z nimi porozmawiać. Często myślę o tym, czy ci ludzie nie mają wyrzutów sumienia. Ja na ich miejscu nie byłabym w stanie spokojnie spać. Nie dali mu nawet szansy - dodaje żona pana Karola.


***
Niedługo po realizacji reportażu pan Karol zmarł.


Rodzina złożyła w sądzie pozew przeciwko szpitalowi i ubezpieczycielowi o zapłatę zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i za naruszenie praw pacjenta.