Uwaga!

odcinek 6987

Uwaga!

Wychodząc rano do pracy znalazła pod domem paczkę. Kiedy zaniosła ją do środka doszło do wybuchu. 31-letnia kobieta, jej 2,5-letni synek i 8-letnia córka zostali ciężko ranni. Kto stoi za tragedią?


Chcesz pomóc poszkodowanej rodzinie? Szczegóły znajdziesz TUTAJ>>>


- Wyszła rozgrzać samochód i wróciła z paczką. To był kwadratowy pojemniczek, jakieś 20 centymetrów na 20. Przeczytała, że zaadresowane jest to na nią. Paczka była zaklejona przezroczystą taśmą. Ona chyba wzięła nożyk i otwierała to, wtedy to wybuchło – opowiada pani Karolina, babcia Oli i Bartka.


Do tragedii doszło tuż po 7. 31-letnia Urszula, matka 8-letniej Oli i 2,5-letniego Bartka, jak co dzień miała zawieść dzieci do żłobka i szkoły, a później jechać do pracy. Chłopczyk był przeziębiony i tym razem miał zostać z babcią w domu.


- Ola ubierała kurtkę i trzymała czapkę w rączce, a ja zagadywałam Bartusia, szłam mu włączyć do pokoju bajkę. On szedł za mną, przymknęły się drzwi. Podmuch uderzył w drzwi i on upadł i ja upadłam. Szybko się zerwałam, zobaczyłam krew, miał na pleckach rany. Wyniosłam go z tego dymu i zobaczyłam córkę leżącą na podłodze. Krzyczała: „Mamo, dobij mnie” – opowiada pani Karolina.


- Szukałam telefonu, na ciemnym ekranie wycisnęłam 112. Nie słyszałam nikogo, tylko ja krzyczałam. Reszty już nie pamiętam. Wiem tylko, że wzięłam Bartusia i siadłam w pokoju i pojawiła się karetka i helikopter – dodaje pani Karolina.


Matka i dwoje jej dzieci w stanie ciężkim trafili do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. Wszyscy zostali wprowadzeni w śpiączkę. Zaczęła się walka o ich życie. Kobiecie m.in. amputowano rękę, przestała widzieć, 31-latka i dzieci miały w ciele liczne odłamki po bombie.


- Kobieta jest w bardzo ciężkim stanie. Walczy o życie, ma liczne obrażenia twarzy, amputowaną dłoń. W ciężkim stanie jest też jej córka, która przeszła bardzo poważną operację usunięcia - mówi Ewa Antonowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.


Błażej K.


31-latka od ponad roku mieszkała u swoich rodziców. Wcześniej żyła wspólnie z Błażejem K., ojcem najmłodszego dziecka - 2,5-letniego Bartka. Mężczyzna jest kierowcą ciężarówki, rotacyjnie pracuje w Niemczech. Wcześniej para mieszkała kilkanaście kilometrów od Siecieborzyc. Kobieta postanowiła się rozstać z K., bo ten miał się nad nią znęcać. Mężczyzna został pozbawiony praw rodzicielskich.


- Z początku było bardzo dobrze, mieszkała tam prawie dwa lata. Ale powiedziała, że wraca do pracy, a syn będzie chodził do żłobka i mu się to nie spodobało – opowiada pani Karolina. I dodaje: - Znęcał się nad córką psychicznie i nad moją wnuczką też. Ale córka to ukrywała, dopiero jak razem z nią pojechałam nad morze, to mi się wyżaliła. Nie wiem, czy komukolwiek o tym mówiła, była skryta.


- W domu leży dokument z wyrokiem, który uprawomocnił się w tym miesiącu. Zgodnie z nim on został pozbawiony praw rodzicielskich i ma kuratora, i musi leczyć się psychicznie. W związku z tym były awantury, nawet jego mama ją pobiła. Z kolei on ją skopał z dzieckiem na ręku. Ale ta sprawa jeszcze się nie odbyła. Jak to możliwe, że mija rok i sprawa karna jeszcze się nie odbyła? – dziwi się babcia Oli i Bartka.


Sprawę w kierunku znęcania się nad panią Urszulą m.in. wyzywania, obrażania i pobicia prowadziła prokuratura w Żaganiu. Mimo że już rok temu akt oskarżenia przeciwko Błażejowi K. wpłynął do sądu, sprawa stanęła. Dlaczego?


- Przyczyna takiego stanu rzeczy jest w zasadzie jedna – są to trudności kadrowe, z którymi borykał się drugi wydział karny tutejszego sądu. Siłą rzeczy spowodowało to znaczne spiętrzenie i obciążenie pracą. Sędziowie nie byli w stanie nadawać sprawom sprawnego biegu – tłumaczy Michał Wołowicz, prezes Sądu Rejonowego w Żaganiu. I dodaje: - W odniesieniu do tej konkretnej sprawy, która dotyczy Błażeja K., żadne okoliczności nie wskazywały na to, żeby sprawa miała być rozpoznana z pominięciem kolejności wpływu. Oskarżony i pokrzywdzona nie mieszkali razem. Wobec sprawcy nie były stosowane żadne środki zapobiegawcze.


O tragedii chcieliśmy porozmawiać z byłym partnerem pani Urszuli. Na miejscu spotkaliśmy tylko ojca mężczyzny.


- Niewinny człowiek, dorobił się, a k… ograbiła… - oświadczył mężczyzna. I dodał: - Nie wiem, co tam się stało, ale tam jest mój wnuk, moja krew. Syn jest w pracy, w Niemczech, jeździ tirem. Policja go przesłuchała w Niemczach i jest niewinny. On się nie ukrywa. Ma czyste sumienie.
Zapytaliśmy ojca Błażeja K., czy wie, dlaczego jego syn był pozbawiony praw rodzicielskich?
- Nie wiem, nie powiedział mi. Ale przemoc? Nigdy nie była wzywana policja. Żeby jakieś konflikty, pijaństwo, wyzwiska, ale tego nie było… - twierdzi.


W kuchni, gdzie wybuchła bomba wybita jest szyba.


- Zniszczony jest cały segment kuchenny, fala uderzeniowa szła w przedpokój i roznosiła wszystko, co miała na swojej drodze. Ślady odłamków widać wszędzie, na lodówce, suficie, ścianach, podłodze. W przypadku lodówki odłamek przeszedł przed drzwi frontowe i wyszedł bokiem. Siła była przeogromna – podkreśla pan Marcin, szwagier pani Urszuli.
Ze źródeł zbliżonych do policji, ładunek, który wybuchł w domu w Siecieborzycach był bombą rurową.


- Osmoliny wskazują, że mógł być w środku umieszony materiał wybuchowy pochodzenia wojskowego, na przykład trotyl i to improwizowane urządzenie wybuchowe zapewne było wypełnione różnego rodzaju elementami metalowymi, które miały spowodować wyrządzenie jak największych szkód u osób, które znajdowały się w najbliższym otoczeniu. Przypuszczam, że sprawca kierował się tym, aby zabić konkretne osoby – uważa Andrzej Mroczek z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.


- Postępowanie prowadzone jest w kierunku usiłowania zabójstwa wielu osób. W związku z tym za ten czyn grozi nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności – mówi prokurator Ewa Antonowicz.
Nad panią Urszulą i dziećmi czuwa w szpitalu nie tylko najbliższa rodzina, ale stale pilnują ich policjanci.


- Czeka ją szereg zabiegów ratujących życie, wzrok, rękę. Robią wszystko, co w naszej mocy żeby jak najszybciej przywrócić jej zdrowie – mówi pan Marcin.


- Najważniejsze są teraz oczy, żeby znowu widziała. Żeby widziała własne dzieci – kwituje pani Karolina.


Pani Urszula została już wybudzona ze śpiączki, ma amputowaną prawą dłoń, w lewej przeszyte palce. Zaczęła widzieć, na razie niewyraźnie. Czeka ją szereg zabiegów. Jej córka chodzi na rehabilitację ręki i zabiegi tlenowe, u chłopca rany się goją.


Chcesz pomóc poszkodowanej rodzinie? Szczegóły znajdziesz TUTAJ>>>