Uwaga!

odcinek 6975

Uwaga!

Prawdziwe wolontariuszki czy pobierające wynagrodzenie hostessy przebrane za aniołki? Sprawdziliśmy, jak naprawdę wyglądają przedświąteczne zbiórki i ile pieniędzy trafia do potrzebujących.


Z kamerą Uwagi! pojawiliśmy się na wrocławskim rynku, gdzie działa największy w Polsce bożonarodzeniowy jarmark. W ciągu godziny spotkaliśmy przedstawicieli sześciu różnych fundacji.

Połowa organizacji powstała w tym roku.


Każda publiczna zbiórka powinna być zgłoszona na stronie zbiorki.gov.pl. Losowo sprawdziliśmy jedną z fundacji, na którą zbierał młody mężczyzna w przebraniu filmowego superbohatera.
- Jestem wolontariuszem – oświadczył.


W tym wypadku, zbiórka okazała się zarejestrowana. Fundacja działa od trzech lat. Dwa lata temu organizacja wykazała, że zebrała 5 tysięcy złotych i wszystko wydała na kostium, taki jak ten, w którym teraz kwestuje wolontariusz.


W innych latach wszystkie zebrane pieniądze fundacja również przeznaczyła na zakup kostiumów filmowych bohaterów. Według deklaracji wolontariusze (w przebraniach) mieli odwiedzać dzieci w szpitalach i domach dziecka. Jeden z kostiumów kosztował aż 12,5 tysiąca złotych. Strona fundacji i adres mailowy nie działają. Dopiero po naszym zainteresowaniu, członek zarządu fundacji w rozmowie telefonicznej obiecał, że zorganizuje spotkanie wolontariuszy w domu dziecka z wykorzystaniem kosztownego stroju robota.


Aniołki


Postanowiliśmy się przekonać, jak wyglądają zbiórki prowadzone przez młode kobiety przebrane za aniołki. Odpowiedzieliśmy na zamieszczone w internecie, przez jedną z fundacji z Gdańska, ogłoszenie o pracę dla hostess. Nasza dziennikarka zamierzała pracować jako aniołek i zbierać pieniądze na rzecz fundacji w galerii handlowej we Wrocławiu.

- Jakby się pytali, czy pani zarabia i tym podobne, to raczej nie wdajemy się w dyskusje. Można powiedzieć, że nie pracuje pani jako wolontariat, ma pani wynagrodzenie za pracę, wszystkie środki zgromadzone dzięki tej akcji idą na pomoc, oczywiście odliczając wypłaty pracowników – usłyszała nasza dziennikarka.


Z dokumentów przekazanych przez koordynatorkę zbiórki wynika, że w tym wypadku hostessy pracują na podstawie umowy zlecenia. Stawka godzinowa zaczyna się od niecałych 20 złotych i zależy od tego ile aniołek sprzeda opłatków. Maksymalnie hostessa może zarobić 55 zł za godzinę pracy.


Fundację z Gdańska zarejestrowano w ubiegłym roku. To wtedy po raz pierwszy organizowała trwającą 18 dni zbiórkę z udziałem aniołków, której celem miała być pomoc schroniskom dla zwierząt. Ze sprawozdania finansowego fundacji z ubiegłorocznej akcji wynika, że na pomoc dla czworonogów przeznaczono, dotychczas zaledwie ¼ uzbieranej kwoty.


Po sprawdzeniu okazało się, że schroniska rzeczywiście dostały pomoc. Jednym z nich było przytulisko w Dopiewie pod Poznaniem. Darowizną były artykuły dla zwierząt o wartości około 6 tys. złotych.


- My nie popieramy takiego pomagania, natomiast staramy się nie odmawiać przyjmowania tego, bo tak naprawdę każda pomoc jest potrzebna – mówi Karolina Dykas ze schroniska w Dopiewie. I dodaje: - W tym wypadku nie przyjęliśmy pieniędzy, tylko dary, które sami wybraliśmy i sami zamówiliśmy.


Zbiórkami prowadzonymi przez wynagradzane hostessy, a nie wolontariuszy, oburzona jest pani Agnieszka, która charytatywnie działa w fundacji „Głosem zwierząt”. Ta fundacja od 11 lat współpracuje z przytuliskiem w Dopiewie. Koszty organizacyjne zbiórek tej fundacji to niewielka część ofiarowanych datków.


- W naszej fundacji nikt nie powie, że są wynagrodzenia. Niemal 100 proc. pieniędzy przekazywanych jest na cele statutowe, czyli na zwierzęta – mówi Agnieszka Zabrocka. I dodaje: - Fundacje, które zarabiają na zbiórkach to szkodliwe zjawisko, przez które może spadać zaufanie do tych rzetelnie działających.


Poprosiliśmy prezes fundacji z Gdańska, która przekazała pomoc dla schroniska w Dopiewie o wypowiedź przed kamerą. Odmówiła, tłumacząc się brakiem czasu. Kobieta nie widzi problemu w tym, że koszty działania jej fundacji przewyższają kwoty przeznaczone na pomoc.


- My przeznaczamy na pomoc wszystko poza kosztami. Nic nie jest ukrywane, wszystko jest w ten sposób zgłoszone do ministerstwa, więc nie ma tutaj żadnego oszukiwania – przekonywała telefonicznie.


Reporterka zwróciła kobiecie uwagę, że duże fundacje informują, że ich koszty oscylują na poziomie 10 proc., a w tym wypadku chodzi o ponad 60 proc.


- Jak już pani tak dokładnie sprawdza koszta, to u mnie zbiórka z zeszłego roku nie była jeszcze rozliczona do końca, bo mam na to jeszcze 153 dni. Jeszcze mam czas na rozliczenie z zeszłego roku – przekonywała.


Na podstawie danych zamieszczonych na stronie rządowej trudno dowiedzieć się dziś komu fundacje przekazały pomoc zebraną w grudniu ubiegłego roku, bo na złożenie ostatecznego sprawozdania z rozdysponowania zebranych środków mają ponad rok i 3 miesiące. Nadzór nad publicznymi zbiórkami sprawuje ministerstwo spraw wewnętrznych i administracji. Brak zgłoszenia zbiórki lub sprawozdania finansowego jest wykroczeniem, za co grozi grzywna.


„Apeluję o sprawdzanie sprawozdań”


- Zastanawiam się, jak mogą przechodzić sprawozdania, w których pieniądze są w głównej mierze przejadane przez te organizacje. W takim razie to nie ma sensu, to nie jest pomaganie – uważa Adriana Porowska, prezes fundacji „Kamiliańska misja pomocy społecznej”.


Fundacja ta, od 17 lat prowadzi pensjonat dla bezdomnych i organizuje pomoc przy Dworcu Centralnym w Warszawie. W ciągu roku, 400 osób żyjących na ulicy znajduje schronienie w domu kamiliańskiej misji. Pracownicy fundacji otrzymują wynagrodzenia, ale koszty organizacyjne kształtują się na poziomie 10 procent pozyskiwanych środków.


- Apeluję o sprawdzanie sprawozdań i sprawdzanie ludzi – mówi Porowska. I dodaje: - Ja też przechodząc przez centrum handlowe widzę ludzi przebranych za aniołki czy w jakiś kamizelkach i chciałabym wierzyć, że ktoś skontrolował, że ta fundacja faktycznie istnieje i rozlicza się z roku na rok i jeśli się źle rozliczyła, to ktoś poniesie tego konsekwencje i te pieniądze wrócą do tych miejsc, w których zostaną one spożytkowane, tak jak należy.


Przedsiębiorcy


Do świątecznego biznesu związanego z charytatywnością dołączają przedsiębiorcy. W kilkudziesięciu galeriach w Polsce, hostessy sprzedające opłatki i świąteczne ozdoby zatrudnia właścicielka agencji modelek, która również prowadzi fundację. Do 20 proc. zysku ze sprzedaży oddaje dla potrzebujących. W rozmowie telefonicznej kobieta podkreśliła, że jest przede wszystkim przedsiębiorcą i nie działa charytatywnie.


Pojawiliśmy się w kolejnej galerii handlowej. Okazało się, że w tym wypadku aniołki pracują dla właścicielki salonu kosmetycznego. Część zysku ze sprzedaży opłatków i świątecznych ozdób ma być przekazana dla chorego chłopca. W ubiegłym roku firma sprzedawała opłatki w jednym sklepie, w tym roku działa już w kilku galeriach handlowych.


- Każdy chce zarobić. Ciężko to nazwać wykorzystaniem okresu przedświątecznego. Nie prowadzę zbiórki, jestem firmą jednoosobową i mam porozumienie z fundacją i jestem zobowiązana przekazać im procent od dochodu – tłumaczyła kobieta telefonicznie.


Robiąc zakupy trudno rozróżnić, czy aniołek oferujący opłatek i ozdoby świąteczne jest wolontariuszem, czy pracuje dla fundacji a może prywatnej firmy. Chociaż hostessy zarabiają sprzedając opłatki niektóre twierdzą, że są wolontariuszkami.


Ponadto przy sprzedaży opłatków i świątecznych ozdób hostessy mają obowiązek wydawać paragony. Jak się przekonaliśmy, dowody zakupu drukowane są wcześniej. Otrzymaliśmy je dopiero, gdy poprosiliśmy. Zdarzyło się, że paragon miał wcześniejszą datę niż dzień, w którym miała miejsce sprzedaż.


- Ludzie, którzy prowadzą tak naprawdę przedsiębiorstwa a nie organizacje charytatywne mogą zrobić dużo krzywdy tym, którzy uczciwie pracują. Jestem zszokowana, że ktoś może wykorzystywać dobre serce i pieniądze ludzi, którzy bezinteresownie pomagają – kwituje Adriana Porowska.