Uwaga!

odcinek 6949

Uwaga!

- Ten koń żył w permanentnym bólu, nie miał siły wstać, nikt się nim nie interesował – mówią przedstawiciele stowarzyszenia, które odebrało kucyka z posesji miejscowej nadkomisarz policji, która jest też weterynarzem i radną powiatu. Kobieta odpiera zarzuty stowarzyszenia.
Na początku listopada członkowie stowarzyszenia Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt odebrali z jednej z posesji w pobliżu Wałbrzycha klacz kucyka, nad którą opiekunka miała się ich zdaniem znęcać, nie lecząc jej.


- Na miejscu zastaliśmy zwijającego się z bólu kucyka, który nie miał siły wstać. Leżał pod chmurką, bez żadnej ochrony przed warunkami atmosferycznymi, bez wody, jedzenia, bez treściwej paszy. To był bardzo smutny obraz, to obraz zwierzęcia, które zostało zapomniane. Zwierzęcia, którym tak naprawdę nikt się nie interesował – mówi Konrad Kuźmiński.


Z relacji mężczyzny wynika, że zwierzę wykazywało silną bolesność całego ciała.


- Naszą uwagę zwróciła jego noga, która była całkowicie przykurczona. Koń w wyniku długotrwałego procesu chorobowego miał zniekształconą posturę całego ciała. To zwierzę żyło w permanentnym bólu – podkreśla Kuźmiński. I dodaje: - Właścicielką zwierzęcia jest nadkomisarz policji, gminny lekarz weterynarii, przewodnicząca rady powiatu, członek Dolnośląskiej Izby Rolniczej, więc osoba na bardzo wysokich stanowiskach. Osoba, która wzbudza strach wśród policjantów i innych instytucji.


Przedstawiciele stowarzyszenia przekazali odebrane zwierzę pod opiekę weterynarzom.


- Kucyk trafił do nas w stanie dramatycznym, z tętnem 100, gdzie już 60 uderzeń świadczy o ogromnym bólu u zwierzęcia. Klacz przyjechała w bólu, wyczerpana, zmęczona i przerażona – mówi Agata Geilke, technik weterynarii.


- Stan tego zwierzęcia był spowodowany brakiem odpowiedniej opieki. Przede wszystkim brakiem odpowiedniego leczenia. Ten kucyk cierpi na przykurcz zginacza palca kończyny piersiowej. Jest to schorzenie ścięgien. Koń zaczyna chodzić na puszce kopytowej, noga staje się krótsza niż pozostałe i dochodzi do zmiany w całej budowie ciała – opisuje Geilke.


Znana i wpływowa osobistość


Opiekunką kucyka jest mieszkanka jednej z podwałbrzyskich miejscowości. Zaskakujące jest to, że kobieta jest znaną i wpływową osobistością w lokalnej społeczności. Pełni ona służbę w policji w stopniu nadkomisarza. Jest przewodniczącą rady powiatu, a internet pełen jest zdjęć z uroczystości, w których, ze względu na piastowane stanowiska, bierze udział. Gdyby tego było mało, kobieta jest również praktykującym lekarzem weterynarii, prowadząc gminny gabinet weterynarii.


Z opiekunką kucka chcieliśmy porozmawiać właśnie w gabinecie weterynaryjnym, ale nie zastaliśmy jej na miejscu.


- Nie będziemy wypowiadać się w tej sprawie. Jeżeli sprawa się zakończy, dostaniemy wyrok, jeżeli pani … rzeczywiście będzie winna, będziemy wtedy podejmować kroki – usłyszeliśmy w miejscowym urzędzie.


„Chcą go odbić”


Osoby, które zajmują się teraz kucykiem, nie chcą ujawniać miejsca jego pobytu.


- Osoby, które twierdzą, że są związane z właścicielką, wydzwaniają do różnych klinik. Straszą te kliniki, że będą przyjeżdżali, nachodzili i za wszelką cenę odbiorą tego konia. Jest to oczywiste, że chcą go odebrać, bo wówczas odbiorą dowód w sprawie – podkreśla Agata Geilke.


Zanim inspektorzy DIOZ-u zadecydowali o odebraniu kucyka, przedstawiciele fundacji prowadzącej azyl dla koni starali się nakłonić kobietę do zainteresowania się losem zwierzęcia, a nawet wyrazili chęć zaopiekowania się nim.


- Naszą propozycją było oddanie kucyka pod skrzydła naszej fundacji. Pani … zaproponowała, że wykona korekcję kopyt i wtedy podejmie decyzję. I w pewnym momencie kontakt się urwał – opowiada pani Sandra z fundacji „Patataj”.


- Przyzwalanie na cierpienie zwierzęcia, tak naprawdę przyzwalanie na znęcanie się nad nim, powinno automatycznie wykluczyć tę osobę ze wszystkich publicznych funkcji i my do tego dążymy. Stąd zawiadomienie do prokuratury, stąd zawiadomienie komendanta głównego policji, stąd również zawiadomienie rzecznika odpowiedzialności dyscyplinarnej lekarzy weterynarii. Według nas taka osoba szkodzi, a nie taka jest jej rola w społeczeństwie – uważa Konrad Kuźmiński.
Przedstawiciele DIOZ-u złożyli w prokuraturze zawiadomienie o znęcaniu się nad zwierzęciem. Kobieta z kolei zawiadomiła śledczych o kradzieży kucyka i zniesławieniu. Do tej pory nikomu jednak nie postawiono żadnych zarzutów.


Jak sprawę zawiadomienia o kradzieży i zniesławieniu komentuje DIOZ?


- Każdy oprawca, któremu odbieramy zwierzęta, zawsze twierdzi, że zwierzę zostało od niego ukradzione, ale czy to się później potwierdza? Rzecz bardzo wątpliwa. Nasza praktyka pokazuje, że z pośród setek postępowań, w których zostaliśmy posądzeni o kradzież zwierząt, ze wszystkich zostaliśmy uniewinnieni – przekonuje Kuźmiński.


Jakie konsekwencje mogą spotkać lekarza weterynarii w przypadku, kiedy przypisze mu się winę za znęcanie się nad zwierzęciem?


- Zgodnie z naszą ustawą, może to być nagana, czasowe zawieszenie wykonywania zawodu, a może to też być całkowita utrata prawa wykonywania zawodu i to jest najwyższa kara korporacyjna w zawodach zaufania publicznego – mówi lek. wet. Dariusz Jackowski, prezes Rady Dolnośląskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej.


„To kłamstwa”


Nie udało nam się zastać lekarki w domu ani się do niej dodzwonić.


W mediach społecznościowych kobieta opublikowała jednak krótkie oświadczenie, w którym zapewnia, że informacje przekazywane przez DIOZ są nieprawdziwe, kłamliwe i godzą w jej dobre imię.


- Bulwersujące dla nas jest to, że musimy podejmować interwencje wobec takich osób. Osób, które z natury powinny przestrzegać pewnego porządku, norm postępowania ze zwierzętami i kolejny raz zderzamy się ze smutną rzeczywistością, kiedy to lekarz weterynarii, policjant nie dba o swoje zwierzę. Myślę, że po prostu po ludzku nie przystoi tak postępować. Nie przystoi być tak bardzo obojętnym, bo tutaj obojętność aż razi – kwituje Konrad Kuźmiński.