Uwaga!

odcinek 6899

Uwaga!

23-letnia Sandra nie może poradzić sobie z rodzinnym koszmarem. Żyje w brudzie i bałaganie z awanturującą się, cierpiącą na zbieractwo matką i bezsilnym ojcem.


„Nazywam się Sandra i mam 23 lata. Mieszkam pod jednym dachem z bratem, ojcem oraz matką, która cierpi na zbieractwo. W mieszkaniu panuje totalny nieporządek, pojawia się robactwo. Każdy dzień to dla mnie ciągły stres. Awantury są na porządku dziennym. W szczególności, gdy ktoś próbuje uprzątnąć mieszkanie”, list o takiej treści dostaliśmy na skrzynkę Uwagi!


Dom dziecka


Sandra miała 12 lat, gdy razem z dwoma braćmi trafiła do domu dziecka. Powodem były zaniedbania rodziców. W rodzinnym domu panował bałagan, a miedzy matką a ojcem dochodziło do awantur.


- Mama strasznie o nas niedbała. Chodziliśmy brudni, w porwanych ubraniach. Było widać, że jesteśmy z gorszej rodziny. Byłam wyrzutkiem – wspomina 23-latka.


Z relacji Sandry wynika, że czuła się źle traktowana w szkole.


- Byłam popychadłem. Wielokrotnie w życiu próbowałam popełnić samobójstwo. Pierwszy raz w wieku 10 lat. Przez własną matkę, która o mnie nie dbała – wskazuje młoda kobieta.


Choć problemu z alkoholem w domu nie było, to były inne.


- Jak tata wracał z pracy to od razu grał na komputerze albo od razu spał. Było zero jakiegokolwiek zainteresowania. Mając 10 lat potrafiłam samopas podróżować po całym Gdańsku autobusem. Na gapę. Rodzice mieli to gdzieś. Ich w ogóle nie interesowało gdzie jestem – opowiada Sandra.
Poszkodowany czuje się także brat 23-latki.


- Miałem kiedyś swój pokój, taki mały. Ale cały jest zagracony po sufit. Któregoś razu przyszła matka i rozwaliła mi wszystko, wyrzuciła rzeczy z szafek na podłogę. Wpadła w totalny szał. Byłem wtedy świeżo po komunii, ale pamiętam to dobrze – przywołuje Radosław.


Starszy brat Sandry obecnie pracuje i wynajmuje mieszkanie. Do niedawna studiował, ale trudna przeszłość sprawiła, że rzucił studia, bo musiał walczyć z uzależnieniami.


- Na studia zawsze można wrócić, ale na tę chwilę nie jestem gotowy. Czuję jakbym cały czas stał w miejscu. Chciałbym więcej od życia. Nie chcę skończyć tak jak moi rodzice – tłumaczy.


Zbieractwo


Rodzice mimo umieszczenia dzieci w domu dziecka nie byli w stanie ich odzyskać. Głównym powodem były problemy psychiczne matki.


- Sąd rodzinny postanowił ostatecznie odebrać władze rodzicielską obojgu rodzicom. Jednocześnie stwierdził, że matka dzieci powinna podjąć leczenie psychiatryczne, z uwagi na stwierdzone zaburzenia – mówi sędzia Łukasz Zioła, rzecznik ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Gdańsku.


- Ona zbiera niepotrzebne rzeczy. Głównie ubrania, zabawki, słoiki, butelki, kartony, nawet papierki po batonikach. Cokolwiek bym wymieniła to na pewno znajdzie się u nas w domu – mówi Sandra. I zaznacza: - Kiedy ktoś próbuje uświadomić ją, że jest chora zaczyna się awantura.


Sandra także w naszej obecności próbowała rozmawiać z matką.


- Ja tym handluje na rynku, to są moje pieniądze – stwierdziła matka 23-latki.


- A puszki? - wskazała Sandra.


- Puszki są na sprzedaż i się nie wtrącaj. Najlepiej się wyprowadź.


- A opakowania po jogurtach?


- To są moje surowce, zaraz wezwę policję i się skończy – skwitowała matka 23-latki.


Mieszkanie, o którym mowa, położone jest w centrum Gdańska. Są w nim trzy pokoje, kuchnia i łazienka. Po opuszczeniu domu dziecka Sandra i Radosław krótko przebywali w lokalach dla dorosłych wychowanków domów dziecka. Jednak po ich opuszczeniu nie mieli gdzie się podziać i tak trafili do rodziców.


- Spałam wtedy na połamanym dziecięcym łóżku piętrowym. U góry miałam matkę, która jadła tam, miała w łóżku pełno śmieci, w nocy te śmieci na mnie spadały – opowiada Sandra.


Dwa lata temu podczas sprzątania mieszkania doszło do awantury i po interwencji policji matka trafiła do szpitala psychiatrycznego.


- Udało mi się wynieść z mieszkania 30 worków śmieci. Samych śmieci, to nie były dobre rzeczy. Butelki, kartony, opakowania po jogurtach. Nawet jakieś stare pieluchy by się znalazły, jeszcze z naszego dzieciństwa – mówi Sandra.


Z jej relacji wynika, że wkrótce wszystko wróciło do pierwotnego stanu.


- Mama wróciła. Byłam w tracie robienia prac na zaliczenie, na studia, jak zaczęła mnie prześladować. Pytać, gdzie są jej rzeczy, gdzie jest to czy tamto. Na przykład, gdzie jest jakaś łyżeczka – mówi Sandra. I dodaje: - Teraz praktycznie nie opuszczam swojego kąta. Zakładam słuchawki na uszy, by nie słyszeć tego, co się dzieje w tle. Ale ona potrafi przychodzić, co pięć minut. Czuję się osaczona.


Studia i praca

Sandra może pracować tylko dorywczo, bo uczy się grafiki komputerowej na studiach dziennych. Naukę finansuje urząd miasta. Dziewczyna marzy, by robić i sprzedawać biżuterię z żywicy epoksydowej. Ten rodzaj materiału wymaga jednak wyjątkowej czystości.


- Mam w planach zalewać różne rzeczy w żywicy, ale póki co to mogę sobie tylko marzyć. Nie mam możliwości tego robienia, bo potrzebne są odpowiednie warunki. Rzeczy muszą odstać 24 godziny, żeby się utwardziły – tłumaczy.


Leczenie


Na wniosek Sandry, sąd rodzinny wydał postanowienie o przymusowym leczeniu matki. Jednak samo postanowienie okazało się niewystarczające, by doprowadzić chorą do szpitala.


- Kontaktowałam się z lokalnym szpitalem psychiatrycznym. Powiedzieli, że muszę mamę przyprowadzić na oddział. W jaki sposób mam ją przyprowadzić, jak ona nie chce się leczyć? Postanowiłam zadzwonić na lokalny komisariat, żeby się zapytać, czy jest możliwość eskorty. I okazało się, że nie ma takiej możliwości. Usłyszałam, że policja się tym nie zajmuje. To, kto ma mi pomóc? Mam sama wziąć dwa razy starszą ode mnie kobietę, spętać ją i zaprowadzić do szpitala? – pyta Sandra.


- Zbieractwo można leczyć – przekonuje psychoterapeutka Marika Malicka. I dodaje: - Żeby taką osobę w ogóle zmotywować do podjęcia leczenia, potrzebny jest bardzo duży wysiłek, ponieważ osoba posiadająca takie zaburzenie, nie jest jego świadoma.


Aby rozpocząć leczenie matki, Sandra musi złożyć w sądzie nowy wniosek, tym razem o przymusowe doprowadzenie kobiety do szpitala. Kolejne sprawy przytłaczają dziewczynę i sama wymaga podjęcia terapii.


- Jestem w kropce. Próbuję najpierw ogarniać podstawowe rzeczy, jak swoje zdrowie. A moje zdrowie psychiczne w żaden sposób się nie polepszy jak mieszkam z rodzicami. To wszystko to jest reakcja łańcuchowa. Nie mam mieszkania i nie mam zdrowia. Nie mam siły żyć – mówi załamana 23-latka.


- Próbowałam praktycznie wszystkiego, żeby pomóc sobie i pomóc tej rodzinie. Ale mam tylko 23 lata i dlaczego mam cały ciężar tej rodziny dźwigać na swoich barkach? – dodaje.


Sandra już czwarty raz stara się o mieszkanie zasobów miasta Gdańska. Dotychczas jej sytuacja nie była dla urzędników wystarczająco trudna, by otrzymać miejskie lokum.


- Ostatni mój wniosek o mieszkanie był bardzo gruby. Stos dokumentów. I takie dokumenty muszę składać co roku – mówi Sandra.


- Może mieć szansę na miejskie mieszkanie, bo w mieszkaniach wspomaganych mamy w tym momencie 18 miejsc. Jeżeli pani Sandra spełnia wszystkie wymogi, a spełnia, to jej sprawa będzie procedowana. Przyznanie tych mieszkań planowane jest do końca przyszłego roku – mówi Daniel Stenzel, rzecznik prezydenta Gdańska.


- Chciałabym skończyć studia, chciałabym pójść dalej, żeby się odnaleźć. Po prostu żyć – kwituje Sandra.