Uwaga!

odcinek 6870

Uwaga!

Dlaczego profesor Marian Zembala, jak twierdzi jego rodzina, otrzymał przed śmiercią ultimatum od pracowników szpitala i dlaczego jego syn, również kardiochirurg, został zwolniony z pracy?

- Nagle mama woła: „Michał, Michał, coś się stało”. Widok był taki, że ojciec był w basenie. Podjęta próba reanimacji okazała się nieskuteczna. Zostawił list, więc stało się dla nas jasne, że postanowił zakończyć swoje życie. Prosił o wybaczenie, jednocześnie mówił o tym, że zawsze chciał iść uczciwą drogą – mówi Michał Zembala.


- On nie miał żadnego problemu psychicznego. Po prostu nie wytrzymał tego, co było w pracy. Zawsze mówił: „Anka, ja już dłużej tego nie wytrzymam, tej nagonki na Michała, ja tego nie wytrzymam” - przywołuje Hanna Zembala.

Ojciec i syn

Profesor Marian Zembala był wieloletnim dyrektorem naczelnym Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Kierował ośrodkiem nawet po tym, gdy cztery lata temu przeszedł bardzo ciężki udar. W tym samym szpitalu szefem kardiochirurgii i programu transplantacji serca był jego syn Michał Zembala.


- Zawsze podkreślał: „Z racji tego, że jesteś moim synem będę od ciebie wymagał 10 razy bardziej niż od kogoś innego, żeby nikt nie powiedział, że jest to łatwe” – przywołuje Michał Zembala.
Rekordowa liczba przeszczepów


Zespół Michała Zembali w ciągu ostatnich lat wykonał rekordową liczbę przeszczepów serca. Ośrodek uplasował się na pierwszym miejscu w Europie i w pierwszej dziesiątce na świecie.
Jednak osoby z dyrekcji szpitala miały domagać się od profesora, aby zwolnił syna z pracy.


- Mąż mówi do mnie: „Anka, jak ja mogę zwolnić Michała, jak to jest najlepszy kardiochirurg, jakiego mam?”. Nagonka na Michała była tak duża, że zaczęło być sporo telefonów do męża z naciskami. To były osoby na stanowiskach kierowniczych – mówi Hanna Zembala, wdowa po profesorze.


Odejścia Michała Zembali zaczęli domagać się również chirurdzy wykonujący przeszczepy płuc, którzy nawet mieli już podpisać umowy na pracę w innym szpitalu.


- Mąż mówił, że stawiają go pod ścianą, że postawili mu ultimatum – przywołuje Hanna Zembala.
Notatkę o ultimatum prof. Marian Zembala zapisał w kalendarzu pod datą 17 marca. Dzień później jego syn miał spotkanie z dyrekcją szpitala, na którym otrzymał wypowiedzenie umowy o pracę. Następnego dnia w sobotę rano, rodzina odkryła ciało profesora.


Po śmierci profesora, w wiadomości wysłanej do wszystkich pracowników centrum w Zabrzu, najbliżsi krewni profesora napisali, że nie życzą sobie na uroczystościach pogrzebowych obecności dwóch osób z dyrekcji zabrzańskiego szpitala.


- Męża nie ma i nic już tego nie zmieni, natomiast wyrzucanie człowieka tylko, dlatego, że nazywa się Zembala, tylko, dlatego, że wymaga i dlatego, że może zrobił coś więcej niż inni, jest dla mnie nie do przyjęcia – podkreśla Hanna Zembala.


Rozwiązaniem umowy o pracę z Michałem Zembalą byli zaskoczeni jego najbliżsi współpracownicy ze szpitala.


- Pierwsza moja reakcja była taka, że jeżeli to jest prawda, to trzeba walczyć. To niemożliwe, że tak się stało – mówi lek. Svitlana Sarapuk, kardiochirurg z SCCS.


- Z jednej strony Michał jest bardzo wymagający, jest taki, że nie odpuszcza. Z drugiej potrafi też postawić granicę między odwagą, a brawurą – mówi dr n. med. Agnieszka Dyla. I dodaje: - Michał jest takim człowiekiem, że bym poszła z nim na K2 zimą.


W zwolnienie z pracy profesora Michała Zembali nie mogą uwierzyć jego pacjenci. Jednym z nich jest pani Wioletta, która czekała na przeszczep płucoserca, ale wciąż nie było odpowiedniego dawcy.


- Było widać, że z mojej żony z tygodnia na tydzień życie uchodzi. Stan się pogarszał. Ale któregoś razu zadzwoniła, że odwiedził ją profesor Michał Zembala. Podjęta została decyzja, że przeszczepią małżonce serce, ale z pompą wspomagającą prawą komorę. Wcześniej nie było takich operacji, to był pierwszy taki zabieg w Polsce – opowiada Andrzej Kowalski.


- Żeby nie podjął się tak ciężkiej operacji to by już mnie nie było. A teraz nie wierzę, że mogli takiego człowieka zwolnić z pracy. Gdyby wszystkie szpitale miały takich lekarzy, jak prof. Michał Zembala to byłoby wspaniale – podkreśla Wioletta Kowalska.


- On nigdy nie chciał wiedzieć, kogo operuje, bo dla niego wszyscy są równi. Nieważne, czy ktoś jest prezydentem, czy prezesem jakiejś firmy, czy ktoś, kto żyje na emeryturze i ma 1500 zł, to nie ma znaczenia, człowiek to jest człowiek – mówi Magdalena Zembala, żona Michała Zembali.


Do końca września profesor Michał Zembala pozostaje na wypowiedzeniu. Obowiązki po nim przejął na razie szef programu transplantacji serca u dzieci.


Stanowisko szpitala

O ostatnie wydarzenia przed śmiercią profesora Mariana Zembali i sprawę zwolnienia jego syna z pracy zapytaliśmy profesora Piotra Przybyłowskiego, który obecnie pełni obowiązki dyrektora naczelnego szpitala.


- Najtrudniejsze rzeczy omawialiśmy zawsze wspólnie [z prof. Marianem Zembalą – red.], oczywiście były między nami dyskusje, bo były różnice zdań, ale ja bym relacje ocenił, jako bardzo dobre – mówi prof. Przybyłowski.


Dlaczego zatem rodzina zażyczyła sobie, żeby na pogrzebie nie było właśnie prof. Przybyłowskiego i naczelnej pielęgniarki?


- Rodzina ma prawo do różnych reakcji, nie będę tego komentował – stwierdza Przybyłowski.
To samo pytanie zadaliśmy w mailu wysłanym do naczelnej pielęgniarki. Zapytaliśmy również o słowa wdowy po profesorze, która twierdzi, że Monika Parys dzwoniła do jej męża domagając się, aby zwolnił syna z pracy. W odpowiedzi czytamy między innymi, że miało nie być żadnej nagonki na syna profesora Mariana Zembali, który sam miał zdecydować o jego zwolnieniu z pracy.


A jak szpital tłumaczy zarzut wdowy, że jej mąż pod koniec życia był bardzo naciskany?


- To nie było tak, że pan doktor Urlik i pan doktor Stącel zagrozili odejściem z pracy, tylko odeszli z pracy. Zdawałem sobie sprawę, że w tym momencie program przeszczepiania płuc przestanie istnieć – tłumaczy prof. Przybyłowski.


- Nigdy nie było ultimatum z naszej strony – twierdzi dr n. med. Maciej Urlik, specjalista kardiochirurgii z SCCS.


W takim wypadku, dlaczego profesor Marian Zembala tak napisał?


- Sam już wiedział, dlaczego my jako kolejny zespół ze Śląskiego Centrum Chorób Serca… W momencie, kiedy chcieliśmy dokonywać transplantacji, zespół instrumentacji anestezjologów był zabierany do na przykład usunięcia elektrod, czyli planowej procedury – mówi dr n. med. Urlik.


- Prof. Michał Zembala wypowiedział nam wojnę, myśmy podjęli taką decyzję, że nie chcemy pracować w takim konflikcie – tłumaczy dr n. med. Tomasz Stącel.


- Jesteśmy kardiochirurgami, którzy do pewnego momentu wykonywali również rutynowe zabiegi kardiochirurgiczne. Od momentu, kiedy konflikt zaczął się pojawiać między nami a prof. [Michałem – red.] Zembalą po prostu zabroniono operować nam na kardiochirurgii i zostaliśmy przesunięci wyłącznie do oddziału płucnego – dodaje dr n. med. Maciej Urlik.


Jak sprawę komentuje Michał Zembala?


- Koledzy nawet nie podeszli przez ostatnie pół roku, albo nawet rok, do tego, aby było inaczej. Ich odejście i mówienie, że oni odchodzą z mojego powodu, było trochę nad wyraz, bo trzeba było siąść do stołu i zacząć normalnie rozmawiać.


- Nie tylko oni złożyli wypowiedzenia. W ostatnim czasie odeszło bardzo wiele osób z personelu lekarskiego – odbija prof. Przybyłowski.


- Odnośnie eksodusu, bardzo wielu wyszkolonych specjalistów… są ludzie, którzy poprzez permanentny konflikt z panem profesorem Michałem Zembalą odeszli z tego ośrodka – twierdzi dr n. med. Tomasz Stącel.


Zadzwoniliśmy do obydwu wymienionych przez Stącela lekarzy z prośbą o potwierdzenie tych informacji, ale odmówili komentarza w tej sprawie.


- Koledzy [Tomasz Stącel i Maciej Urlik – red.] zgodzili się wrócić do szpitala po propozycji, którą zaproponował pan Marian Zembala, ustalając to wcześniej z nami, czyli dyrekcją, że nowym koordynatorem na oddziale chirurgii zostanie doktor Pawlak – mówi Piotr Przybyłowski.


- Kilka razy pytałem go, czy przemyślał tę sytuację, czy na pewno chce zwolnić syna i czy wie jakie mogą być konsekwencje. Powiedział, że przemyślał to, że wybiera dobro szpitala i to jest jego decyzja – mówi d n. med. Szymon Pawlak, koordynator oddziału w SCCS.


- Największym problemem było to, że prof. Zembala ojciec był szefem prof. Zembali syna – uważa Piotr Przybyłowski.

Statystyki

Trzy miesiące temu w Śląskim Centrum Chorób Serca odbyła się międzynarodowa konferencja kardiologiczna. Doktor Agnieszka Dyla zaprezentowała wyniki programu transplantacji serca w Zabrzu. W ostatnich latach wykonywano ponad 80 przeszczepów rocznie.


- Nie do końca chodzi o ilość, zwłaszcza w transplantacji – stwierdza doktor Urlik.


- To, co przedstawia się na konferencji… tam wszystko można powiedzieć – dodaje Przybyłowski.
- Pani doktor Dyla nie jest żadnym autorytetem w zakresie transplantologii, ani pod względem doświadczenia, ani pod względem specjalizacji – uzupełnia doktor Pawlak.


O obiektywną ocenę tych wyników poprosiliśmy najczęściej cytowanego na świecie polskiego naukowca. Jest nim profesor Piotr Ponikowski, szef wrocławskiego instytutu, w którym działa prężnie rozwijający się program transplantacji serca.


- To bardzo dobre podsumowanie dla kardiologów i kardiochirurgów, a rzetelność tej analizy i wnikliwość wymaga gratulacji – uważa doktor Ponikowski. I dodaje: - Pełna determinacja zespołu i mamy 80 transplantacji serca w ciągu roku, roku covidowego. Ale chodzi też o kwalifikację coraz trudniejszych chorych. W końcu jest też śmiertelność roczna sięgająca 20, może trochę ponad 20 proc. Myślę, że to jest dobra europejska średnia. Mówiąc szczerze mogę tylko gratulować, że te ostatnie trudne lata dla programu transplantacyjnego były w Zabrzu sukcesem. Gratulacje i trzymam kciuki, żeby tak dalej się to rozwijało i żeby ta liczba nie spadała.


Zdaniem byłych współpracowników profesora Michała Zembali zwolnienie go z pracy w zabrzańskim ośrodku spowodowało spadek liczby wykonywanych tam przeszczepów serca.


- Nawet porównując ostatnie lata, pierwszą połowę roku, to od 2018 roku, widzimy, że w 2018, 2019 roku i 2020 roku do końca czerwca mieliśmy po 36 transplantacji, w zeszłym roku, który był rokiem covidowym było ich troszkę mniej - 31. A w tym roku mamy 22 – wylicza dr n. med. Agnieszka Dyla. I tłumaczy: - Może 10 przeszczepów mniej w ciągu pół roku, czy 30 w skali roku to jest tylko jakaś liczba, ale wiemy, że za każdą liczbą stoją ludzie. Pozwala się na niszczenie czegoś co działa świetnie, czegoś, czego zazdroszczą nam inne kraje i ośrodki, tylko dlatego, że jakiś pan nie lubi się z drugim panem, takie mam wrażenie.


Jak spadek liczby przeszczepów tłumaczy szpital?


- W wartościach bezwzględnych tak [mamy spadek], ale proszę pamiętać, że mamy w Polsce dwa nowe ośrodki, a liczba zgłaszanych dawców w Polsce jest w ostatnich latach mniej więcej stała, zatem ta sama liczba organów możliwych do przeszczepienia rozkłada się na więcej ośrodków – stwierdza Piotr Przybyłowski.


- W budynku B stoi wielki model okrętu, który ojciec kupił za swoje pieniądze. To model XVII-wiecznego galeonu, który zatonął z powodu konfliktu na pokładzie i jest tabliczka, którą ojciec sam napisał, że ten okręt stoi tam ku przestrodze, bo wszędzie można dopłynąć, jeżeli płynie się razem i można konflikt wszelki rozwiązać – kwituje Michał Zembala.