Uwaga!

odcinek 6869

Uwaga!

- Bóg tak chciał? Nie! U mojego męża to były konkretne działania innych osób. Psychicznie tego nie wytrzymał, nie wytrzymał tego ciężaru i tej nagonki – mówi wdowa po prof. Marianie Zembali, który zmarł w marcu tego roku.


Profesor Marian Zembala to były minister zdrowia i jeden z najsłynniejszych polskich kardiochirurgów. Był członkiem zespołu Zbigniewa Religi, który dokonał pierwszej udanej w Polsce transplantacji serca. Na początku lat 90-tych Zembala został dyrektorem naczelnym Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, które stało się jednym z najbardziej prestiżowych ośrodków tego typu w Europie.


W 2018 roku profesor przeszedł ciężki udar. Mimo to udało mu się wrócić do pracy. Kierował ośrodkiem w Zabrzu aż do śmierci w marcu tego roku. Zmarł w wieku 72 lat.


- W sobotę chcieliśmy z moją żoną podejść do rodziców, nagle mama zaczęła wołać: „Michał, coś się stało!”. Przybiegliśmy. Widok był taki, że ojciec był w niewielkim basenie. Podjęta próba reanimacji okazała się nieskuteczna. Po pół godzinie wiedziałem, że była nieskuteczna, bo jego stan był już wtedy dokonany. Wspólnie z lekarzem ratownictwa medycznego stwierdziliśmy zgon, to była być może 8:45 – przywołuje Michał Zembala.

Rodzina znalazła list.

- Leżał na krześle w części basenowej. Ojciec prosił o wybaczenie, a jednocześnie mówił o tym, że on zawsze chciał iść uczciwą drogą. Stało się dla nas jasne, że postanowił zakończyć swoje życie – przyznaje Michał Zembala.


- Dla mnie to był totalny szok, co się stało. Przecież to był silny człowiek. Walczył ze wszystkimi i ze wszystkimi wygrywał, również ze swoją chorobą. Mimo udaru potrafił wrócić do pracy i być aktywny, świadczy to o jego niezwykłej sile. Co się musiało wydarzyć, że brakło mu siły, by dalej żyć? – próbuje zrozumieć Aneta Zymon, specjalistka leczenia ran, która pracowała w SCCS.
W wiadomości wysłanej do wszystkich pracowników Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu rodzina profesora poinformowała, że nie życzy sobie udziału w uroczystościach pogrzebowych dwóch osób z dyrekcji szpitala. Chodziło o naczelną pielęgniarkę i dyrektora do spraw medycznych, który tuż po śmierci Mariana Zembali przejął obowiązki dyrektora naczelnego.

„Postawili mu ultimatum”

- Najgorsze stwierdzenie jest takie, przynajmniej dla mnie, jak ktoś odchodzi to druga osoba mówi: „Bóg tak chciał”. Bóg tak nie chciał! U mojego męża to były konkretne działania innych osób. Psychicznie tego nie wytrzymał, nie wytrzymał tego ciężaru i tej nagonki. Mąż mówił, że stawiają go pod ścianą, zresztą nawet to zapisał. Zapisał, że postawili mu ultimatum i nie potrafi inaczej żyć. Że stracił syna i wszystko – mówi Hanna Zembala.


- Dostawałam telefony, z pytaniem, u jakiego mąż leczył się psychiatry. On nie miał zdiagnozowanej depresji. Nie miał żadnego problemu psychicznego. Po prostu nie wytrzymał tego, co było w pracy. Zawsze mówił: „Anka, ja już dłużej tego nie wytrzymam. Tych problemów i nagonki na Michała” – podkreśla wdowa po prof. Zembali.

Michał

Michał jako jedyny z czwórki dzieci Mariana Zembali został lekarzem. Zrobił specjalizację z kardiochirurgii i uzyskał tytuł profesora. Pracował w zabrzańskim centrum chorób serca, czyli tym samym, którego dyrektorem naczelnym od lat był jego ojciec.


- Wszystko, co ma Michał zdobył bardzo ciężką pracą – uważa lek. Svitlana Sarapuk, kardiochirurg z SCCS.


- „Ojciec dyrektor, a syn idzie coraz wyżej po szczeblach i pewnie ojciec mu pomaga”, a to nie było tak. Ojciec pod tym względem był wyjątkowo wyczulony: „Z racji, że jesteś moim synem to będę od ciebie wymagał 10 razy bardziej niż od kogoś innego. Tak, żeby nikt nie powiedział, że jest ci łatwiej” – przywołuje Michał Zembala.


Mężczyzna cztery lata temu został koordynatorem oddziału kardiochirurgii. Pełnił również funkcję szefa programu transplantacji serca. Stworzył zespół, który przeprowadził rekordowe liczby przeszczepów.


- W 2020 roku i 2021 wykonaliśmy największą liczbę transplantacji serca w Europie i znaleźliśmy się w pierwszej 10. na świecie - mówi lek. Hubert Szurmiak, rezydent anestezjologii, koordynator transplantacyjny.


- Michał nie bał się wyjść z czymś, czego w Polsce jeszcze nie było. Doskonałym przykładem było całkowicie sztuczne serce, to była pionierska operacja w Polsce – mówi Jacek Waszak, chirurgiczny asystent lekarski w SCCS.

„Naciski, by zwolnić Michała”

Przełożonymi Michała Zembali byli dyrektorzy szpitala w Zabrzu, na czele, których stał jego ojciec. Żona profesora Mariana Zembali twierdzi, że przed śmiercią była wywierana presja na jej męża, aby zwolnił syna z pracy.


- Mąż mówił: „Słuchaj Anka, źle się w tym szpitalu dzieje, ponieważ widząc moje kalectwo ludzie zaczynają mnie nie szanować. Nie szanują mnie”. Doszło do tego, że zaczęli naciskać, żeby zwolnić Michała z pracy. Mąż mówił: „Anka, jak ja mogę zwolnić Michała, jak to jest najlepszy kardiochirurg jakiego mam? Robi najcięższe przypadki i nie mogę go zwolnić” – mówi Hanna Zembala.


Według nieoficjalnych informacji cześć pracowników śląskiego centrum chorób serca miała być skonfliktowana z synem profesora Mariana Zembali.


- Nagonka na Michała była tak duża, że mąż zaczął mieć bardzo dużo telefonów z naciskaniem – mówi Hanna Zembala.


W związku z udarem i niedowładem ręki prof. Marian Zembala prowadził rozmowy na zestawie głośnomówiącym.


- Słyszałam te telefony, sceniczną grę do telefonu jednej osoby, żeby zwolnić Michała, bo przez niego szpital przestanie funkcjonować. To były osoby na stanowiskach kierowniczych, nie chcę rzucać nazwiskami, ale aż się prosi powiedzieć, o kogo chodzi – mówi Hanna Zembala. I dodaje: - Naczelna pielęgniarek dzwoniła i mówiła, że Michała wyniki są złe, że powinien mieć zakaz operowania. Niektóre telefony z dyrekcji były takie, że się nie dało słuchać, musiałam sama kończyć rozmowę. Potem mąż nie mógł spać, miał wysokie ciśnienie. Mówiłam im, jest pani pielęgniarką czy lekarzem i wie pani czy pan, co znaczy dla takiego chorego usłyszeć coś takiego. Mówiłam, że nie powinny być takie informacje przekazywane późnym wieczorem.


Niespodziewanie odejścia Michała Zembali zażądali również chirurdzy wykonujący transplantacje płuc i pracujący na zupełnie innym oddziale niż syn profesora. Zdaniem rodziny była to największa próba nacisku na Mariana Zembalę. Profesor w wywiadach twierdził, że przeszedł udar z powodu nerwowej sytuacji, gdy kilka lat temu został zaskoczony odejściem z pracy właśnie chirurgów odpowiedzialnych za przeszczepy płuc.


- On kojarzył, że to co się stało z pierwszym zespołem płucnym, który odszedł cztery, czy pięć lat temu i stanie się ponownie, to ponownie dostanie udaru czy jakiegoś kłopotu. Dla niego to był ogromny lęk – tłumaczy Michał Zembala.


Zdaniem Hanny Zembali był to pewien rodzaj szantażu.


- Że jak Michał będzie pracował, to my odejdziemy z pracy. Mąż mówił: „Stawiają mnie pod ścianą” – przywołuje wdowa po profesorze.

Wypowiedzenie

„Postawiono mi jako dyrektorowi ultimatum, albo Michał albo MY”, taką notatkę rodzina znalazła już po śmierci profesora w jego osobistym kalendarzu pod datą 17 marca w czwartek. Na następny dzień w piątek 18 marca jego syn został wezwany na spotkanie z dyrekcją szpitala, na którym planowano wręczenie mu wypowiedzenia umowy o pracę.


- Ostatni SMS, który od niego dostałem był taki, żeby niczego nie podpisywać. W piątek 18 marca pisał o 3:40 rano: „Ja wniosę sprzeciw, ale dopiero na spotkaniu o 12, aby nie dawać im czasu na kolejne intrygi. Całą noc nie śpię, do usłyszenia rano. Do końca świata będziemy razem”, cytuje Michał Zembala.


- W piątek odbyło się spotkanie, gdzie dali Michałowi wypowiedzenie. Mąż tego nie podpisał, ale przeważyły dwie inne osoby, które doprowadziły do tego, że Michał niestety został zwolniony. Mąż, jak przyjechał do domu, to powiedział: „Straciłem syna, nie wiem jak ja teraz będę żył. Straciłem szpital”. Powiedział, że jego życie jest już bez sensu. Powiedziałam: „Nie martw się, będziemy żyć. Michał znajdzie gdzieś pracę. Będziesz żył, przejdziesz na emeryturę i koniec”. Stało się inaczej – ubolewa Hanna Zembala.


W sobotę rano 19 marca rodzina odkryła ciało profesora Mariana Zembali.


Już jutro w Uwadze! druga cześć reportażu i stanowisko przedstawicieli szpitala.