Uwaga!

odcinek 6784

Uwaga!

Zerwany dach z prowizorycznej wypożyczali sprzętu narciarskiego zabił trzy kobiety – żonę i dwie córki pana Pawła. Już w najbliższy poniedziałek sąd wyda wyrok, kto jest winny tragedii przy stoku narciarskim w Bukowinie Tatrzańskiej.

Pan Paweł w tragicznym wypadku stracił całą rodzinę. Żonę Katarzynę oraz dwie córki – Wiktorię i Klarę. Przypominamy reportaż >>>

„Mam to cały czas przed oczami”

Paweł Kośnik pojechał z całą rodziną na narty do Bukowiny Tatrzańskiej w lutym 2020 roku. Zerwany podmuchem wiatru dach z prowizorycznej wypożyczalni sprzętu narciarskiego uderzył w kobiety. Matka i jej 15-letnia córka zginęły na miejscu. Druga, 21-letnia córka zmarła w szpitalu.

- Cały czas mam przed oczami ten zerwany dach. Przelatuje nade mną, a potem ścina żonę i dzieci, a po chwili ich bezwładnie leżące ciała. Tego widoku nigdy nie zapomnę, to będzie mi towarzyszyć do końca życia, to jest najtrudniejsze – wyznaje mężczyzna. I dodaje: - Ciężko jest mi zaglądać do albumów ze zdjęciami. Filmów wspólnych nie puszczam w ogóle, bo jest to dla mnie zbyt ciężkie. Minęły ponad dwa lata, a to wciąż ponad moje siły.

Pan Paweł przyznaje, że od dwóch lat stroni od ludzi.

- Siedzę w tym swoim grajdołku i tu mi jest najlepiej. Nawet jak wyjeżdżam, to chcę jak najszybciej wrócić. Może czuję, że tutaj w jakiś sposób są ze mną obecne. Ludzie opowiadają o tym, jak to jest u nich w rodzinie, jak dzieci, wnuki, a mnie to nie dotyczy – mówi. I dodaje: - Jedna córka wchodziłaby już w dorosłe życie, druga kończyłaby szkołę. Byłyby chwile pełne radości. Cały czas dodaję lata i myślę, co by się z nimi działo.

Sąd zdecyduje

Proces w sprawie dobiegł końca, za kilka dni sąd zdecyduje, kto jest winny tej tragedii. Na ławie oskarżonych zasiedli właściciele wypożyczalni oraz właściciel firmy wykonującej prace budowlane.

Prokuratura wyliczyła szereg zaniedbań. Buda postawiona była bez żadnych wymaganych pozwoleń, z całkowitym pogwałceniem prawa budowlanego.

- Bez najmniejszego zawahania można stwierdzić, że przyczyną tego tragicznego zdarzenia była zła konstrukcja dachu. Pominięto wszelkie procedury, nawet materiały, których użyto, były z odzysku. To były stare okna, stare deski. Wszystko wygląda tak, jakby liczyły się tylko pieniądze, a nie ludzkie zdrowie i życie – mówił na sali sądowej prokurator.

Oskarżeni nie przyznają się do winy. Ich linia obrony polega na przerzucaniu odpowiedzialności między sobą. Inwestorzy, czyli właściciele wypożyczalni – Tomasz Ż. oraz Łukasz M. – winą obarczają budowlańca.

- Wina powinna być przypisana wykonawcy tego obiektu. To jedyny podmiot, jedyna osoba, która faktycznie mogła zapobiec temu skutkowi – mówił na sali rozpraw obrońca inwestorów.

Obrońca właściciela firmy wykonującej prace budowlane, Pawła W., winą obarcza inwestorów.

- Mój klient nie czuje się odpowiedzialny za to, co się stało. Mój klient tej naczepy nie wykonał, nie zamawiał materiałów. Dostarczenie materiałów było wyłącznie inicjatywą inwestora – ripostuje.

Prokurator wnioskuje o wysoką karę dla odpowiedzialnych za katastrofę.

- Nie może być tak, że jest w Polsce miejsce, gdzie prawo budowlane się nie przyjęło i ludzie stawiają budynki, jak chcą, gdzie chcą, a konsekwencją jest zagrożenie życia innych osób. Uważam, że ewentualna kara musi mieć charakter odstraszający – przekonuje.

„Nie widzę żadnej skruchy”

Równolegle ze sprawą karną, toczyło się postępowanie w prokuraturze w sprawie niedopełnienia obowiązków przez pracowników Powiatowej Inspekcji Nadzoru Budowlanego w Zakopanem, którzy mają obowiązek wykrywać i kontrolować takie samowole budowlane.

Postępowanie umorzono, ale prokuratura wyliczyła szereg niedociągnięć w tej instytucji.

- Ludzie nie chcą pracować dla nadzoru budowalnego. Pensje są małe, do tego dochodzi stres. Otrzymaliśmy trzy dodatkowe etaty, w międzyczasie odeszło trzech wykwalifikowanych pracowników. Jeżeli organ stwierdzi, że jakieś zagrożenie jest, działa bez zwłoki – tłumaczy Jan Kęsek, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Zakopanem.

Pan Paweł nie brał udziału w żadnej rozprawie, nie jedzie także na ogłoszenie wyroku. To dla niego zbyt bolesne doświadczenie.

- Nie widzę żadnej skruchy u tych, którzy odpowiadają przed sądem. Pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji i nie wiem, czy ten wyrok cokolwiek zmieni. Czym innym jest kara, a czym innym to, jak ja będę funkcjonował, bo to wiele w moim życiu nie zmieni – kończy Kośnik.