Uwaga!

odcinek 6773

Uwaga!

Huk, kucie betonu i dokuczliwy pył. Zamiast regeneracji zdrowotnej, zapalenie krtani. Tak o pobycie w sanatorium opowiadają kuracjuszki, które zgłosiły się do Uwagi!

Pani Beata do sanatorium pojechała po raz pierwszy.

- Bardzo pragnęłam tego wyjazdu, ponieważ miałam bardzo trudny rok. Straciłam oboje rodziców, miałam m.in. przetrącone barki. Jadąc do Ciechocinka, miałam nadzieję, że znajdę wytchnienie, ciszę i spokój.

Z kolei pani Danuta trafiła do sanatorium ze szpitala.

- Wiedziałam, że ten wyjazd mi pomoże. Jestem po operacji endoprotezy. Rehabilitacja jest ważna – tłumaczy.

Pani Beata przed wyjazdem skontaktowała się z ośrodkiem, w którym miała zaplanowany pobyt.

- Dzwoniłam, żeby doinformować się, co czeka mnie na miejscu. Panie zapewniały mnie, że wszystko jest w porządku, wręcz fenomenalnie. Że mam ze sobą zabrać, dosłownie, tylko dobry humor, czepek i kostium kąpielowy – przywołuje kobieta.

- Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna, wstrętna, wręcz paskudna – dodaje pani Danuta.

Kuracjuszki nagrały filmiki, na których widać i słychać uciążliwy remont – dźwięki młotowiertarek, wysypywanie gruzu i zapylenie. Napisały nam, że tak wygląda rzeczywistość w 22. Wojskowym Szpitalu Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnym w Ciechocinku.

- Na szpitalnym korytarzu leżało wszystko, kable, gruz, schody były zasypane materiałem budowlanym – opowiada nam na miejscu jedna z kuracjuszek.

- Z jednego końca korytarza nie było widać drugiego, taki był pył. Jestem pacjentem ortopedycznym, mam 15 śrub w nodze, dla mnie trudno jest przejść w takich warunkach. Do tego mam POChP, czyli przewlekłą chorobę płuc. Od tego kurzu choroba mi się pogłębiła – ubolewa pani Teresa.

- To nie był pyłek, to były tumany pyłu. Wchodziliśmy w biały tunel, gdzie wszystko to wisiało w powietrzu – opisuje pani Danuta.

- Miałam problemy z krtanią, strunami głosowymi, wręcz nie mogłam wydobyć głosu. Nie mogłam mówić – skarży się pani Danuta.

Z kolei pani Marianna musiała przez to wszystko przechodzić z astmą.

- Dodatkowo jestem po COVID-zie, a cały korytarz w remoncie. To jest karygodne, tak nie powinno być – przekonuje kobieta.

Z relacji kuracjuszek wynika, że remont trwa w ośrodku od samego rana.

- Od 7 jest huk, kucie. Chodzą wiertarki, młoty pneumatyczne. Trwa remont na dużą skalę. Fajnie, że się remontuje, będzie kiedyś pięknie wyglądało, ale jest to szalenie uwłaczające dla osób, które przyjeżdżają – uważa pani Beata.

„O co pani chodzi?”

Gruntowy remont odbywa się na czterech piętrach w jednym ze skrzydeł budynku oraz na zewnątrz, tuż za oknami pokoi kuracjuszy. Kilkudziesięciu z nich musi przechodzić kilka razy dziennie przez remontowane korytarze, by dostać się m.in. na zabiegi i stołówkę.

- Zgłaszałam to do pani kierownik, prosiłam o zmianę pokoju. Pani kierownik powiedziała, żeby zgłosić się do psychiatry lub do psychologa, ponieważ ciągle płaczę – mówi jedna z kuracjuszek.

- W rozmowie z pielęgniarką usłyszałam: „O co pani chodzi, czy jak ma pani w domu remont, to się wyprowadza?”. Zwaliło mnie to z nóg, bo wszystkiego się spodziewałam, ale nie takiej odpowiedzi – mówi pani Beata.

- Pracownicy mówią, że nie ma takiej opcji, żeby na czas remontu nie byli przyjmowani kuracjusze, ponieważ ucieka kasa. Chciałam zrezygnować i jechać do domu, bo warunki mnie przerażały, ale nie byłoby mnie stać na zwrot kosztów, to są astronomiczne kwoty. To chyba około 6 tys. zł – mówi pani Danuta.

O ocenę takiej kuracji poprosiliśmy lekarza.

- To nie jest sprzyjająca aura do kuracji. Po pierwsze, jest bardzo duże zagęszczenie pyłu, który krótkoterminowo może podrażniać gardło, powodować kaszel, duszności i chrypkę. Nasila się też astma. Pobyt w takim miejscu zwiększa też poziom lęku i frustracji. Dlatego, że jest hałas, nie wiadomo jak dostać się do windy, bo jest pełno pyłu i zaczynamy bać się o swoje zdrowie – mówi dr Anna Plucik-Mrożek, lekarz specjalista chorób wewnętrznych.

Część kuracjuszy, widząc remont, prosiła o zmianę pokoi, ale słyszeli, że nie ma już wolnych.

Co na to kierownictwo szpitala? Dyrektor zaprosił do siebie naszego reportera, został poinformowany, że rozmowa jest nagrywana.

- Dostaliśmy po kieszeni, jeżeli chodzi o całą pierwszą część pandemii… To są bardzo trudne decyzje. Żeby się uratować – próbował tłumaczyć dr Ireneusz Lelwic.

NFZ

Do częściowo remontowanego szpitala uzdrowiskowego większość pacjentów wysłał NFZ, który płaci za prawie miesięczny ich pobyt. I szybko pojawiły się skargi niezadowolonych kuracjuszy.

- Skontaktowaliśmy się z już uzdrowiskiem, pytając o tę sytuację i mamy zapewniania ze strony przedstawicieli sanatorium, że robią maksymalnie, to, co się da, by te skutki uboczne remontów nie były uciążliwe dla pacjentów – mówi Barbara Nawrocka, rzecznik kujawsko-pomorskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia.

Dlaczego urzędnicy Funduszu nie pojadą na miejsce, by zobaczyć skalę remontu i sytuację, o której mówią pacjenci?

- Czekamy na pisemną odpowiedź sanatorium i jeżeli te sygnały się powtórzą, to podejmiemy kolejne działania. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy pojechali na miejsce, czy przeprowadzili tam kontrolę – dodaje Nawrocka.

- Przez ponad 40 lat, płacąc składki zdrowotne, dostałam miejsce, które jest niegodne człowieka. Nie chciałabym, by ktokolwiek, kto po mnie przyjedzie, mieszkał w takich warunkach, bo to jest uwłaczające człowiekowi – uważa pani Danuta.

Sprawą zajął się Rzecznik Praw Pacjenta, który zlecił kontrolę szpitala.

- Niedopuszczalne jest, aby takie prace wpływały negatywnie na stan zdrowia pacjentów, jakość opieki medycznej, dostęp do świadczeń. Jeżeli stwierdzimy stosowanie takiej praktyki, wydamy decyzję administracyjną. Jeżeli podmiot leczniczy się do niej nie dostosuje, to możemy nałożyć karę do 500 tys. zł – mówi Paweł Grzesiewski z biura Rzecznika Praw Pacjenta.

Po rozmowie z reporterem w gabinecie szpitala, dyrektor placówki zgodził się też na wypowiedź przed kamerą.

- Bardzo dziękuje, zawsze jesteśmy bardzo otwarci na każde uwagi, które do nas trafiają, żeby poprawić nasze usługi. Przepraszamy za te niedogodności kuracjuszy – mówi dr Ireneusz Lelwic. I deklaruje: - Mamy plan wyłączenia tej części szpitala.

- Po czterech tygodniach w Ciechocinku najbardziej cieszę się z tego, że wyjeżdżam. Przykre, ale niestety prawdziwe – kwituje pani Beata.