Pan Janusz wynajął mieszkanie na 10 lat. Po trzech tygodniach administratorka, a jednocześnie współwłaścicielka budynku, odłączyła mu energię elektryczną. Potem było już tylko gorzej.
O sprawie pana Janusza zaalarmowało katowickie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Zgłoszenie dotyczyło psa, który od miesiąca nie może wyjść za potrzebą na dwór. Okazało się, że na zewnątrz nie może wyjść także jego właściciel. Administratorka kamienicy kolejny raz wymieniła zamki w drzwiach wejściowych. Mężczyzna jako jedyny z lokatorów nie dostał kluczy.
- Nie mam jak otworzyć bramy, nie mogę wyjść na ulicę, ani na ogród. Jak ktoś z sąsiadów mi pomoże, to ma przechlapane potem – mówi mężczyzna.
Pan Janusz ma 58 lat, jest po udarze. Utrzymuje się z niewielkiej renty. Mieszkanie wynajął w kwietniu tego roku - umowa została zawarta na 10 lat. Ze współwłaścicielką, a jednocześnie administratorką katowickiej kamienicy, umówił się, że przez pierwsze pół roku nie płaci czynszu w zamian za wyremontowanie lokalu. Data zakończenia remontu nie została zawarta w umowie.
Prąd
- Kiedy przyjechałem do mieszkania, był w nim totalny syf. Pierwsze, co zrobiłem po podpisaniu umowy, to posprzątałem. Okazało się, że w ścianie jest grzyb. Nie było prądu, wystąpiłem do energetyki o podłączenie i zamontowali mi. Ze ściany wystawał jakiś kabel i nagle to wybuchło – opowiada mężczyzna.
Feralnego dnia korki zostały wysadzone w całej kamienicy, zakład energetyczny uznał, że instalacja elektryczna w tym stanie nie nadaje się do użytku. Pan Janusz mógłby zamówić fachowca, który by ją naprawił - ale nie może, bo główny bezpiecznik został zamknięty na kłódkę. Mężczyzna uważa, że administratorka i jej syn bezustannie utrudniają mu życie.
- Nie mam klucza do skrzynki z bezpiecznikami i licznikiem. Właścicielka założyła tam kłódkę – wskazuje mężczyzna.
Zwracamy uwagę na brak szyb w oknach w lokalu wynajmowanych przez mężczyznę.
- Szyby wybił mi syn właścicielki. Mówił, że robi to po to, żebym miał lepszą klimatyzację – ubolewa pan Janusz.
Grill
Pan Janusz, w związku z brakiem prądu, kupił grilla. Chciał móc przygotowywać sobie ciepłe posiłki.
- Właścicielka przewróciła mi grilla, ja to wszystko pozbierałem i zasłoniłem ciałem, żeby nie mogła się zbliżyć. Ona powiedziała, że ją uderzyłem i poszła po syna – relacjonuje. I dodaje: - Po chwili przyszedł syn i zaatakował mnie pięściami. Czekaliśmy na policję, którą oni wezwali w związku z rozpaleniem grilla. Dzień wcześniej i dzień potem oni też robili grilla, ale wtedy było wszystko w porządku.
Przed przyjazdem policji miało dojść do wybicia okien.
- [Syn właścicielki – red.] zszedł z młotkiem i wybijał szyby w moich oknach. Jak mu zagrodziłem drogę, chciał mnie uderzyć. Poczułem uderzenie na ręce. Policja mi powiedziała: nic się nie stało, to drobne nieporozumienie sąsiedzkie – przywołuje pan Janusz.
Bez prawdziwej łazienki
Od początku września pan Janusz nie ma kluczy do budynku, bo w międzyczasie współwłaścicielka dała mu wypowiedzenie, choć mężczyzna twierdzi, że wciąż deklarował chęć przeprowadzenia remontu. Potrzeby załatwia do otworu kanalizacyjnego. Muszla i inne materiały budowlane wciąż czekają na prąd. Zakupy spożywcze robią dla niego sąsiedzi. Dnie spędza przy świeczkach.
Przypadkiem na korytarzu trafiamy na współwłaścicielkę - administratorkę. Nie chciała jednak z nami rozmawiać i odesłała nas do adwokata.
O sytuację pana Janusza zapytaliśmy jedną z mieszkanek.
- Nie będę nic gadać, bo będzie to samo ze mną – usłyszeliśmy. Po chwili kobieta dodała: - To jest tragedia. Mnie robiła tak samo, jak temu panu, krzywdę mi robiła.
„Wybiegł i zaczął bić”
Już po realizacji tego reportażu z naszą dziennikarką skontaktował się syn administratorki. Przesłał dokumenty, w tym wypowiedzenie umowy: powodem wypowiedzenia ma być m.in. nieusunięcie awarii elektrycznej, której pan Janusz nie usuwał, bo... nie miał już prądu. Syn administratorki przesłał także opinię techniczną, z której wynika, że mieszkanie nie nadaje się do użytku. Dlaczego? Ponieważ nie ma w nim prądu, okna zabite są płytami, a zatem nie ma światła dziennego, a szyby są rozbite. Jednocześnie syn administratorki zaprzecza, by rozbicie szyb było jego dziełem. Inaczej mówi jedna z osób, która miała widzieć zdarzenie.
- Syn wybiegł i zaczął bić pana Janusza. To on wybił też szyby młotkiem, widziałam to – słyszymy.
Pan Janusz złożył zawiadomienie na policję o utrudnianiu mu korzystania z wynajmowanego mieszkania. Dochodzenie zakończyło się umorzeniem.
- Policjant wielokrotnie prosił pana Janusza o wskazanie świadków, którzy mogliby potwierdzić jego słowa. Pan Janusz wskazywał sąsiadów i informował, że z nimi porozmawia. Potem mówił, że żaden z nich nie chce uczestniczyć w postępowaniu i on nie wnosi o żadne przesłuchanie świadka – mówi Agnieszka Żyłka z Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.
- Wiemy, że dochodzi tam do poważnego zatargu między lokatorem a administratorem budynku. Interwencję podejmowaliśmy tam 14 razy. Materiał dowodowy w tej sprawy to tylko przesłuchanie obu stron. Kolejnym mogłoby być przesłuchanie sąsiadów, ale nikt nie chce się włączyć procesowo – tłumaczy Żyłka.
Sąsiedzi
A co nam powiedzieli sąsiedzi?
- Tej pani nic się nie podoba. Pewnego dnia powiedziała, że zmieniła kłódkę na strychu i nie mamy tam już wstępu. Innym razem przysłała taki SMS: „Proszę nie parkować pojazdu na posesji od września. Chcę panu uświadomić, że w tym budynku jest pan tylko lokatorem i nie ma pan prawa zwracać mi uwagi, odnośnie wymiany zamku. Zawsze będą między nami różnice, bo pan jest z innej grupy społeczeństwa. Proponuję rozwiązanie krzyżówek, kształtują umysł, pamięć i nie będzie się pan nudził”. Nie odpowiedziałem – mówi mężczyzna.
Miejski ośrodek pomocy społecznej zaoferował pomoc.
- Zaproponowaliśmy mediatora, który pomógłby w załagodzeniu konfliktu, ale nie ma na niego zgody. Na ten moment, na mediacje nie zgadza się administrator budynku – mówi Agata Mryc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Katowicach.
Tymczasem dzień po naszej wizycie lokatorzy, którzy z nami rozmawiali, otrzymują od syna administratorki SMS-a, że czeka na nich wypowiedzenie.
W reakcji na to lokatorzy złożyli doniesienie na policję o nękanie przez administratorkę kamienicy.
Z kolei panu Januszowi zaczęło pomagać katowickie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Wolontariusze nie tylko wyprowadzają 16-letniego psa mężczyzny, ale także przywieźli mu żywność i organizują pomoc prawną.
- Moim zdaniem pan Janusz trochę źle zaczął remont. Może trzeba było zacząć go razem z właścicielami, omówić sprawy. Uzbierało się wiele drobnych rzeczy na eskalację konfliktu. Nikt nie ma prawa tak traktować pana Janusza i jego psa – mówi Bogna Zaborowska-Smagacz, prawniczka, wolontariuszka katowickiego TOZ.
Na razie pan Janusz nie chce opuszczać lokalu.
- Pięć miesięcy jestem w tych warunkach. Zacisnąłem zęby i czekam na rozprawę. Zainwestowałem tu swój czas, pracę. Zimę wytrzymam, ale szkoda mi psa – mówi.