Uwaga!

odcinek 6549

Uwaga!

Pani Anna już ponad 10 lat próbuje udowodnić firmie windykacyjnej, że zgodnie z prawem nie musi spłacać wszystkich długów jej zmarłej matki. – Przesłałam dokumenty, ale do nich to nie trafia – mówi kobieta.

Matka Anny Winsch-Poyraj zmarła 13 lat temu.

- O tym, że ma długi wiedziałam od zawsze. Nie wiedziałam tylko, że jest ich aż tyle i są w aż tak wielu miejscach. To powyżej 100 tys. zł – mówi pani Anna. I dodaje: - Dziadek miał znajomego mecenasa, do którego się zgłosił, żeby nas pokierował. Sprawa została przedstawiona w ten sposób, że jak odrzucę spadek, to z automatu przejdzie na moje dziecko. Wydawało mi się, że będzie prościej, jak ta sprawa zatrzyma się na mnie. Przyjęłam spadek z dobrodziejstwem inwentarza.

Przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza oznacza, że pani Anna może odpowiadać wobec wierzycieli zmarłej wyłącznie do wysokości tzw. masy czynnej spadku. W tym przypadku chodzi o nieco ponad dwa tysiące złotych, które zostały po mamie na bankowym koncie. Sprawa przestała być jednak prosta, gdy część długów zmarłej nabyła spółka Best. Jedna z najbardziej znanych firm windykacyjnych w Polsce, działająca od lat na warszawskiej giełdzie.

- Best zaczął dzwonić z informacją, że kupił długi mojej matki i twierdził, że jestem zobowiązana zapłacić całość, nie docierało do nich, że przyjęłam spadek z dobrodziejstwem inwentarza. Oczywiście przesłałam im dokumenty, natomiast nie trafiało to do nich. Dzwonili, żądali spłaty. Grozili tym, że sprawa trafi do sądu – mówi Anny Winsch-Poyraj. I zaznacza: - Były telefony o nienormalnych godzinach, bardzo wczesnych, albo w niedzielę. Na przestrzeni tych lat, było to na pewno ponad 100 telefonów.

Pani Anna przekonuje, że chciała spotkać się z przedstawicielami spółki.

- Firma Best nie ułatwia jednak kontaktu bezpośredniego. Można zadzwonić na infolinię, gdzie osoby są średnio zorientowane – zaznacza kobieta.

My także chcieliśmy spotkać się z przedstawicielami firmy Best. Od rzeczniczki firmy usłyszeliśmy, że pracuje zdalnie. Zaproponowaliśmy pani rzecznik, że przyjedziemy do niej lub w dowolnie wskazane miejsce.

- Komentarza do kamery nie zdecydowaliśmy się udzielić. Nasze stanowisko zostanie opisane w oświadczeniu – mówi Aleksandra Murawska.

Sąd

Po kilku latach, dziesiątkach telefonów i pism windykatorzy zmienili strategię i pozwali panią Annę do sądu o zapłatę ponad 30 tysięcy złotych.

- O terminie rozprawy, że takowa była, nie wiedziałam. Dowiedziałam się, że ktoś mnie reprezentował. Firma Best oczekiwała, że poniosę koszty pełnomocnictwa za mnie – mówi pani Anna. I dodaje: - Zamiast założyć mi sprawę w Warszawie, gdzie mieszkam założyli mi sprawę w Elblągu.

Okazuje się, że sprawa pani Anny nie była jedyną, którą firma Best skierowała do sądu w Elblągu, setki kilometrów od miejsca, gdzie mieszka.

- Do Sądu Rejonowego w Elblągu z powództwa funduszy inwestycyjnych Best wpłynęło około 200 tys. spraw. Najwięcej w roku 2017, było to około 75 tys. spraw – wylicza Tomasz Koronowski z Sądu Okręgowego w Elblągu.

Jeden z sędziów rozpatrujących sprawę pani Anny przekazał sprawę do sądu w Warszawie, a w uzasadnieniu napisał, że firma Best celowo wniosła pozew do innego sądu niż powinna i postępuje tak nagminnie. Wskazał także, że pozwani - często ludzie biedni i nieporadni - w praktyce są pozbawieni w ten sposób prawa do sprawiedliwego procesu. Na dowód premedytacji windykatorów sędzia wskazał przypadki, w których przeciwnicy firmy Best zamieszkali w Elblągu zostali pozwani w innych sądach, także odległych o kilkaset kilometrów.

Sędzia, który rozpatrywał drugą sprawę firmy Best przeciwko pani Annie, nie był jednak tak wnikliwy.

- W drugiej sprawie został mi przekazany nakaz zapłaty, w pełnej wysokości. Bez uwzględnienia spisu inwentarza i postanowień w nim zawartych. Prawdopodobnie firma Best nie wskazała tego w czasie rozprawy – mówi pani Anna.

Spis inwentarza

Kobieta wysłała do sądu sprzeciw załączając stosowne dokumenty świadczące o przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza i nakaz stracił swoją moc. Firma Best wciąż jednak dzwoni do kobiety, teraz pod pretekstem konieczności uzupełnienia tzw. spisu inwentarza - dokumentu, w którym komornik sądowy spisał pasywa i aktywa wchodzące w skład spadku, po jej zmarłej matce.

- Mimo tego, że mam postanowienie sądu o przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza sprawa ciągnie się od spisu inwentarza, czyli od 10 lat. Mimo że mam postanowienie, mam spis, to nie mogę zamknąć tej sprawy – ubolewa pani Anna.

Czy dokument rzeczywiście wymaga uzupełnienia? Zapytaliśmy o to eksperta: rzecznika Krajowej Rady Komorniczej.

- Protokół spisu inwentarza, który wykonuje komornik, to swego rodzaju glejt dla spadkobiercy. On wszystkim innym uczestnikom obrotu pokazuje, że odpowiada, tylko w takim zakresie, bądź nie odpowiadam wcale. Więc tutaj, pani Anna nie będzie odpowiadać. Mało tego, w mojej ocenie właściwie nie zachodzi żadna przesłanka, która wskazywałaby, że należy uzupełnić taki protokół. Że coś się zadziało, że na moment wykonania spisu komornik nie miał jakiś informacji. Te informacje były kompletne – zaznacza Krzysztof Pietrzyk.

Co na to firma Best? Rzeczniczkę spółki próbowaliśmy dopytać o metody działania m.in. o to, dlaczego firma żąda od pani Anny uzupełnienia spisu inwentarza.

Usłyszeliśmy, że musimy czekać na oświadczenie.

Pismo, które dostaliśmy nie wyjaśnia jednak żadnych wątpliwości. Spółka tłumaczy, że kierowała pozwy masowo do sądu w Elblągu, dlatego, że nie miała dostępu do bazy PESEL. I nie mogła sprawdzić adresów dłużników. Tyle tylko, że dostępu do elektronicznego systemu ewidencji nie ma znaczna większość wierzycieli i mimo to sprawy kierowane są do właściwych sądów. Spółka Best dalej uważa się, że pani Anna powinna uzupełnić spis inwentarza, ale nie tłumaczy, o jakie konkretnie dokumenty chodzi.

Kolejna ważna informacja dotarła do nas z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W ostatnim czasie trafiło tam wiele skarg na firmę Best dotyczących agresywnej windykacji - nękania telefonami i SMS-ami - urząd wciąż prowadzi postępowanie w tej sprawie. Urzędnikom z UOKIK oraz innych instytucji zajmujących się ochroną konsumentów, wysłaliśmy szczegółowy opis historii pani Anny i działań spółki Best.

- Każdego dnia się zastanawiam nad tym, waham się, czy odbierać telefony z nieznanych numerów. Zaczynam się trząść. Ale gdybym nie wierzyła, że to się musi kiedyś skończyć, to bym się do państwa nie zwróciła – mówi Anna Winsch-Poyraj.

Kilka dni po naszej wizycie w siedzibie firmy Best spółka przesłała pani Annie propozycję ugody, z której wynika, że jej problemy z firmą Best wreszcie się skończą. Po naszej interwencji spółka uznała, bowiem, że pani Anna ma zapłacić do kasy tej firmy zaledwie 560 złotych.