Uwaga!

odcinek 6513

Uwaga!

Mobbing i znaczne zaległości w wypłatach – takie zarzuty spowodowały, że współwłaściciele jednej z mazowieckich firm odwołali prezesa. Ten, w obecności armii ochroniarzy „odbił” zakład i zwolnił tych, którzy go odwołali. Zarzuca im, że buntują przeciwko niemu pracowników. Kto ma rację?

Pan Marcin od dwóch miesięcy jest bezrobotny. Przez 22 lata pracował w spółce Mazowianka produkującej sprężyny. Dwa miesiące temu został nagle zwolniony.

- Karierę w tej firmie zaczynałem od zwykłego szeregowego pracownika. I sukcesywnie miałem coraz wyższe stanowiska – brygadzisty, kierownik zmiany i na końcu pracowałem, jako kierownik zakładu – mówi Marcin Pastuszka.

Dlaczego mężczyzna dostał wypowiedzenie?

- Sformułowano to tak; utrata zaufania i działanie na szkodę firmy – przywołuje pan Marcin.

Udziałowcy zakładu, wśród których jest pan Marcin, na początku lipca odwołali prezesa spółki. Podczas walnego zgromadzenia wybrano nowego prezesa spółki – została nim wieloletnia pracownica i dyrektor handlowa zakładu - Irmina Sochańska.

Kobieta jednak nie urzęduje w zakładzie.

- Były prezes stwierdził, że odwołaliśmy go niezgodnie z prawem. Po tygodniu zostałam wypędzona z pracy– mówi Irmina Sochańska.

„Nie było pieniędzy na pensje”

Zarzuty udziałowców spółki wobec wieloletniego szefa firmy są bardzo poważne, dotyczą między innymi malwersacji finansowych i działania na szkodę spółki.

- [Prezes] ciągle twierdził, że nie ma pieniędzy. Widzieliśmy, że jest sprzedaż, że są zamówienia, a nie było dla nas na pensje. Wiedzieliśmy, że coś się dzieje nie tak, po czym uzyskałam dostęp do konta bankowego i widać było, że pieniądze wypływają na konta, na które nie powinny wypływać. Dlatego tych pieniędzy nie było w firmie – wskazuje Sochańska.

Udziałowcy zarzucają również prezesowi niewłaściwe traktowanie pracowników.

- Nie szanował ludzi, wyzywał nas, wyzywał ludzi pracujących na produkcji, bez, których ta firma nie istnieje – wskazuje pani Irmina.

Nagranie

- Puszczę nagranie, jak wyglądały nasze codzienne narady produkcyjne – mówi pan Marcin.

„To już nie jest załoga. To jest zlepek nierobów, którzy coś się tu nauczyli i udają, że są święte krowy. Kombinatorzy, złodzieje, oszuści i leniuchy. Niepełnosprawnych zbierają na kupki do śmieci, nie?”, słyszymy na nagraniu.

- Jest kilka osób, które mają orzeczenia o niepełnosprawności i pracują razem z nami. I to są uwagi kierowane pod ich adresem – wyjaśnia Pastuszka.

„Od następnego miesiąca wprowadzamy akord. Wypowiedzenia wszystkim na koniec miesiąca, do widzenia. Przyjmuje nowe warunki albo nie. I won! K…, śmieszne”, słyszymy w dalszej części nagrania.

„Zakład to ludzie”

Mimo tak poważnych zarzutów i decyzji współwłaścicieli spółki odwołany prezes nie tylko nie opuścił swojego biura, ale wręcz uczynił z zakładu twierdzę. Zwolnił z pracy tych, którzy go odwołali. Brama jest zamknięta na łańcuch. Przygotowano też drut kolczasty do wzmocnienia ogrodzenia.

- Ten zakład to nie są tylko mury, maszyny, tylko przede wszystkim ludzie – mówi pan Marcin.

Chcieliśmy spotkać się z prezesem. Zgodził się, zaznaczając, że obecny będzie również jego mecenas.

- Ci ludzie szaleją, głupieją, nie mają racji i bawią się już. Bo już nie wiedzą, co robić – oświadczył przez telefon.

Z kolei na spotkaniu przekonywał:

- Oceniam siebie, tak jak mówią moi pracownicy, a przynajmniej większość… jak chciałem iść na emeryturę, to mi powiedzieli, że beze mnie nie ma tej firmy – mówi Andrzej Matuszczak.

Reporter, w świetle nagrań zapytał mężczyznę, czy szanuje załogę.

- Nie powiem, że nie szanuję załogi. Szanuję – oświadczył.

Reporter pokazał tekstowy zapis nagrania, które wcześniej puszczał nam pan Marcin.

- To na pewno nie są moje słowa, w ogóle takich słów nie używam – stwierdził Matuszczak.

Reporter puścił prezesowi nagranie.

- To jest mój głos. Może powiedziałem to gdzieś w jakiejś ostrej rozmowie. Może były takie słowa, jeśli coś takiego powiedziałem to bardzo przepraszam – oświadczył Matuszczak. I dodał: - Trzeba było niektórym ludziom to powiedzieć. Ostro. Żeby zrozumieli, czego chcemy, gdzie dążymy, jaki mamy osiągnąć cel. Jeszcze raz przepraszam.

 

Na razie w zakładzie panuje patowa sytuacja. Sąd postanowił, że do czasu rozstrzygnięcia, czy prezes został odwołany prawidłowo może on pozostać na stanowisku. Kiedy zapadnie decyzja w tej sprawie, nie wiadomo. Do firmy wkroczyła prokuratura, która zabezpieczyła dokumenty i komputery.

- Uważam, że prezes z racji tego, że przepracował już swoje lata, jest już od ładnych kilku lat na emeryturze, to niechby był pełnym tego słowa – emerytem. Niech sobie odpocznie, skoro już tyle lat przepracował i pozwoli pracować innym. Ale najwyraźniej są jakieś inne argumenty, które go zatrzymują. Finansowe. Wynagrodzenie jest w kwocie ponad 70 tys. brutto miesięcznie, a firmy na dobrą sprawę na to nie stać. Coś chyba tutaj nie gra – uważa Marcin Pastuszka.

Reporter zapytał prezesa, czy honorowo ustąpi?

- Na pewno nie ustąpię i będę walczył z załogą po to, żeby to funkcjonowało - mówi Matuszczak.

A jeżeli sąd orzeknie, że prezes nie powinien być już na tym stanowisku?

- No to nie będę. Trudno. Będą musieli pracować sami, zobaczymy, co wypracują.

- Doszliśmy do wniosku, że będziemy próbowali ponownie zwołać kolejne zgromadzenie wspólników i odwołać pana Matuszczaka z funkcji prezesa, zgodnie ze wszystkimi procedurami – zapowiada Marcin Pastuszka.

- Nie poddamy się, będziemy chcieli konsekwentnie usunąć pana prezesa ze stanowiska – dodaje Irmina Sochańska.