Uwaga!

odcinek 6490

Uwaga!

Na ulicach miast turystycznych często można spotkać dzieci żebrzące o pieniądze. Udaliśmy się do Sopotu, aby przyjrzeć się tej sytuacji. Do kogo trafiają pieniądze zabrane przez dzieci i czy ktoś interesuje się ich losem?

Latem każdego roku przez tak zwany Monciak w Sopocie przetaczają się tłumy turystów. Pojawiają się też dzieci, które zbierają pieniądze.

- My od lat ich widzimy. Oni co roku w wakacje są. To są te same osoby. Masakra - mówi jeden z sopockich kelnerów. I dodaje: - Przychodzą tu żebrać, a nikt z tym nic nie robi. Tutaj jest monitoring, więc policja wie, co się dzieje, ale i tak nic sobie z tego nie robi.

Dzieci żebrzą na ulicach Sopotu

Udało nam się porozmawiać z jednym z żebrzących dzieci.

Chłopiec poprosił o kupienie mu pizzy na wynos. Powiedział, że ma 13 lat i wszedł z naszą reporterką do restauracji. 13-latek powiedział, że na co dzień chodzi do szkoły w Rumunii, a do Polski przyjechał na wakacje.

Podczas rozmowy powiedział, że wolny czas spędza w hotelu, w którym zatrzymał się z rodzicami.

„To jest po prostu gang”

Na rozmowę zgodził się jeden z sopockich restauratorów, ale z obawy o swoje bezpieczeństwo, poprosił o anonimowość. Mężczyzna twierdzi, że dzieci są wysyłane do żebrania na ulicy przez swoich dorosłych opiekunów.

- Ja myślę, że to jest po prostu jakiś gang. Gang ludzi z Rumunii czy Bliskiego Wschodu, który tutaj przyjeżdża. Jestem pewny, że gdyby się dowiedzieli, że tutaj wystąpiłem, już jutro miałbym nóż w plecach. Upatrzyli sobie Sopot, bo wiedzą, że co roku przyjeżdża tutaj dużo turystów na wakacje.

- Co roku widzę, że te dzieci żebrzą o pieniądze. Czasem potrafią nawet bezczelnie ze stolika ukraść klientowi telefon czy portfel. Myślę, że potem oddają to swoim dorosłym opiekunkom, którzy to spieniężają. Po prostu wykorzystują te dzieci.

Pieniądze trafiają do opiekunów dzieci

Znaleźliśmy dorosłych opiekunów, którzy z daleka obserwowali grających na ulicy chłopców. To właśnie im dzieci przekazywały zebrane pieniądze, co wielokrotnie zarejestrowały nasze kamery. Jedna z kobiet często wchodziła do sklepu, w którym wymieniała monety na banknoty.

- Takie dziecko, które siedzi tutaj na Monciaku może zebrać około tysiąca złotych dziennie. Jeśli takich dzieci jest 5-6, to dziennie to jest około 6 tys. złotych. To są bardzo duże kwoty - uważa restaurator.

- Tutaj przyjeżdżają na wakacje bardzo zamożni ludzie. Niektórzy wrzucają do tych koszyczków 100-200 złotych, to jest złoty łów. A to dziecko nigdy potem nie zobaczy tych pieniędzy, to wszystko idzie jako haracz do rodziców - dodaje.

Wielu turystów nie wie o tym, że pieniądze zbierane przez dzieci są przekazywane potem dorosłym.

- Uważam, że to jest dziecko, które potrzebuje pieniędzy i w taki sposób sobie dorabia - mówi jedna z turystek.

- Nie dałem tych pieniędzy w złej intencji. Nie zdawałem sobie sprawy, że coś takiego się dzieje. Jeśli to prawda, to kolejny raz tego nie zrobię. Bardzo przykre - powiedział mężczyzna, któremu opowiedzieliśmy o tym, co zaobserwowaliśmy na deptaku.

- To jest po prostu handel ludźmi, to jest coś obrzydliwego. Wykorzystuje się dzieci, które nie mają zdolności do czynności prawnych, aby żebrały, okradały i były bezkarne. One nie robią tego, bo chcą. One są do tego zmuszane przez tych bezczelnych ludzi, którzy się nimi opiekują - ocenia sopocki restaurator.

- Z jednej strony turyści robią to z dobroci serca, bo jest im żal takiego dziecka, które żebrze, bo być może nie ma na jedzenie. Ale z drugiej strony każdy pewnie wie, że to pieniądze nigdy nie trafią do tego dziecka - dodaje mężczyzna.

MOPS: Podjęliśmy wszystkie działania

Zaledwie kilometr od deptaka, na którym żebrzą dzieci, swoją siedzibę ma Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Zapytaliśmy, czy pracownicy socjalni zainteresowali się sprawą wykorzystywania dzieci przez dorosłych.

- Ja nie wiem, jak państwo nagrywali ten reportaż i nie wiem, czy dzieci, które są tutaj pokazane, to są te, które można spotkać na ulicy - mówi Leszek Grądzki, kierownik działu pracy socjalnej w sopockim MOPS-ie. I dodaje: - Wszystkie takie sytuacje, które są zarejestrowane przez monitoring na ulicy Monte Casino są do nas zgłaszane. I wówczas udajemy się na miejsce i interweniujemy.

- Pracownicy nie mają kompetencji do legitymowania takich osób. Nasze działania nie mogą być prezentowane zewnętrznie. Mogę jednak zapewnić, że my podjęliśmy wszystkie działania. Nie ma tutaj dzieciaków, które pozostają na ulicy niezidentyfikowane - zapewnia Grądzki.

Zorganizowany handel ludźmi?

Przez wiele godzin dzieci zbierały na ulicy pieniądze. Dopiero koło godz. 23, kiedy dzieci niemal słaniały się na nogach, dorośli dali sygnał do opuszczenia deptaka. Wszyscy odjechali samochodami na rumuńskich rejestracjach. Za nimi ruszyli dziennikarze Uwagi!.

Choć wcześniej chłopiec, z którym rozmawialiśmy, powiedział, że spędza czas w hotelu, odkryliśmy, że od miesiąca dzieci nocowały razem z dorosłymi w samochodach zaparkowanych przed centrum handlowym. Obok siebie stały tam w sumie cztery pojazdy. Udało nam się ustalić, że tego dnia inna część dzieci z tej samej grupy zbierała pieniądze w centrum Gdańska.

Kim są opiekunowie dzieci? Czy to ich rodzice, czy może krewni, którzy tylko wypożyczyli dzieci do żebrania? W jakim stanie są dzieci? To może ustalić już tylko policja.

Nasza reporterka powiadomiła policję o podejrzeniu wykorzystywania dzieci do żebrania. Po jakimiś czasie na parkingu zjawił się patrol policji.

- Jestem tu dwa tygodnie. Przyjechałem na plażę do Łeby turystycznie. Gram na akordeonie na ulicy. Zarobiłem 50-100 złotych i za to kupiłem jedzenie dla dzieci. Dzieci nie grają, ja gram - mówił policjantom mężczyzna z samochodu.

Śledztwo trwa, podejrzewani odjechali

Dwa dni później Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła śledztwo w sprawie handlu ludźmi, za które grozi do 15 lat więzienia. Prokurator chce przesłuchać liczącą 20 osób grupę dzieci i ich dorosłych opiekunów, ale szybko to nie nastąpi. Po kontroli policja pozwoliła odjechać dorosłym z dziećmi. Gdzie teraz przebywają - nie wiadomo.

Dlaczego nie zabezpieczono dzieci i pozwolono tym ludziom odjechać? Pytaliśmy o to rzeczniczkę gdyńskiej policji, która w rozmowie telefonicznej tłumaczyła nam, że policjanci już w noc interwencji, czyli od razu po naszym zawiadomieniu, byli w kontakcie z Prokuratorem Rejonowym w Gdyni.

Rzecznika powiedziała, że takie były ustalenia z prokuratorem i właśnie dlatego policjanci nie zatrzymali kontrolowanych osób, a materiały z tej interwencji przekazali do Prokuratury Okręgowej dopiero dwa dni później.

O komentarz poprosiliśmy rzecznika Prokuratury Okręgowej w Gdyni, ale do zakończenia realizacji reportażu, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Tymczasem dzieci, które są wykorzystywane do żebrania mogą być teraz na ulicach każdego miasta w Europie.