Uwaga!

odcinek 6476

Uwaga!

Pani Katarzyna waży ponad 250 kilogramów. Od czerwca nie jest już w stanie chodzić i jedynie leży w łóżku. Czy 40-latce uda się wyjść z otyłości monstrualnej?

Pani Katarzyna mieszka na poddaszu czteropiętrowej kamienicy bez windy. Jej mąż Zbigniew pracuje jako asystent dekarza. W ciągu dnia kobietę odwiedza koleżanka, która stara się jej pomagać. Jednak i tak większość obowiązków związanych z opieką nad niechodzącą żoną wykonuje pan Zbigniew.

- Robię śniadanie – pierwsze, drugie, trzecie, obiad, podwieczorek, kolację. W międzyczasie trzeba ją przewinąć – opowiada Zbigniew Kubicki.

- Ciężko leżeć w łóżku i być tylko zdanym na kogoś – mówi 40-latka.

Początki problemów

Problemy pani Katarzyny z wagą zaczęły się już w dzieciństwie. Jak twierdzi kobieta, jej rodzice nie mieli czasu, aby się tym zająć.

- Wychowywałam się w pięcioosobowej rodzinie. Mama, tata, brat i siostra. Mama pracowała na trzy etaty, teoretycznie wychowywała nas babcia. A tata miał problemy z alkoholem – opowiada Katarzyna Kubicka. I dodaje: - Wyróżniałam się wśród dzieci, bo byłam od nich większa. Nie było czasu, żeby ktoś mi pomógł z wagą, mam też wadę wymowy, na to też nie było czasu i możliwości. Mając 15-, 16 lat zaczęłam uciekać z domu. Pojawiły się pierwsze problemy z prawem. Ucieczka z domu wiązała się z umieszczeniem w pogotowiu opiekuńczym, gdzie przebywałam prawie do 18. roku życia.

Na początku dorosłego życia pani Katarzyna weszła w konflikt z prawem. Za rozbój i wyłudzenie przesiedziała trzy lata w więzieniu.

- Żałuję tego. Ale ludzie mi wybaczyli. To dotyczyło głównie moich rodziców, bo im też wyrządziłam krzywdę, bo też ich okradałam. Teraz brakuje mi ich, odeszli w 2016 roku – mówi 40-latka.

Jak do wagi żony odnosi się mąż kobiety?

- Mówiłem żonie wcześniej już o wadze, chodziliśmy po lekarzach, ale niestety, jak zwykle wszyscy wysyłają do leczenia domowego – ubolewa pan Zbigniew.

Kobieta ponad miesiąc temu trafiła do szpitala. Z czwartego piętra znosiło ją osiem osób – strażacy i ratownicy medyczni.

- Na nogach mam obrzęk limfatyczny. Mam też owrzodzenie podudzi i martwicę pięt. Jak wylądowałam w szpitalu 4 czerwca, to powiedzieli, że może być tak, że piętę trzeba będzie amputować – opowiada 40-latka.

Po pobycie na oddziale chirurgii pani Katarzyna wróciła do domu, ale wciąż nie może się poruszać. Teraz stara się o przyjęcie na poznański oddział zaburzeń metabolicznych, na którym leczeni są między innymi pacjenci właśnie z otyłością monstrualną. Kobieta chce pilnie zrobić badania diagnostyczne, aby zacząć leczyć swoją otyłość.

- Zadzwonił do mnie pan profesor, kierownik oddziału, że muszą odwołać mi termin, bo mają remonty i muszą przystosować oddział w dźwigi i łóżka dla takich osób jak ja – mówi 40-latka.

O terminie przyjęcia pani Katarzyny chcieliśmy porozmawiać z lekarzami kierującymi oddziałem zaburzeń metabolicznych. Jednak odmówili rozmowy na ten temat i skierowali nas do dyrektora placówki. Rzecznik podczas rozmowy telefonicznej poinformował nas, że kobieta zostanie przyjęta do szpitala najpóźniej w połowie sierpnia. Jednak dla pani Katarzyny liczy się czas, dlatego szuka możliwości szybszego rozpoczęcia leczenia w innych placówkach.

- Założyłam zbiórkę na Siępomaga i zbieram na leczenie. Może być tak, że faktycznie jakiś szpital nie przyjmie mnie na leczenie, to będę musiała załatwić to prywatnie – wyjaśnia.

Trener personalny

W czasie oczekiwania na przyjęcie do szpitala panią Katarzynę wspiera trener personalny, który sam kiedyś pokonał otyłość. Ułożył dla kobiety dietę oraz ćwiczenia, które 40-latka może wykonywać leżąc w łóżku.

- Szczyt mojej nadwagi to było około 212-213 kg. Wyglądałem dużo starzej, jak schorowany facet, a nie jak 30-latek. Powiedziałem, że od jutra zabieram się za siebie i zacząłem nad sobą pracować. Systematycznie. Człowiek musi sobie to wszystko poukładać w głowie, dopóki nie jest gotowy na taką zmianę, to choćby bardzo chciał, to tego nie zrobi – przekonuje "Fit Dzik".

W domu pani Katarzyny panuje ogromny bałagan, jest brudno, czuć nieprzyjemny zapach.

- Po prostu im się nie chce. Oni są przyzwyczajeni do niedbalstwa. Myślę, że trzeba by takie osoby odpowiednio pokierować – uważa trener personalny.

Dbania o porządek mogliby nauczyć pana Zbigniewa pracownicy socjalni. O taką formę wsparcia zapytaliśmy w poznańskim ośrodku pomocy rodzinie, który już wcześniej zadeklarował pomoc przy opiece nad niechodzącą panią Katarzyną.

- Rolą pracownika socjalnego jest również praca socjalna, nie tylko udzielanie świadczeń, ale również wszystko dookoła. Mam dużą nadzieję, że przy wsparciu pracownika socjalnego standard życia tych ludzi się podniesie, w jakości, porządku i higienie – mówi Anna Krakowska, dyrektor MOPR w Poznaniu.

- Moim marzeniem jest zjechać do 120, albo 130 kg. To też moja wina, bo sama siebie zaniedbałam. Wierzę, że znajdzie się ktoś, kto wyciągnie pomocną rękę – kwituje 40-latka.