Uwaga!

odcinek 6449

Uwaga!

Dramatyczne sceny rozegrały się w niewielkiej wsi koło Świdwina. Na mieszkańców jednej z posesji napadło kilku mężczyzn. Prawdopodobnie chcieli pomścić kolegę, z którym rozstała się dziewczyna. Podczas próby kradzieży auta zginęła 64-letnia kobieta.

Do dramatycznych wydarzeń doszło 12 czerwca około godz. 19.

- Wówczas nastąpił atak. Złapano mnie od tyłu za ramię. Przystawiono nóż pod gardło, do góry mnie podnieśli, rzucili i zaczęli bić. Bito mnie po twarzy rączką od noża. Myślałem, że może nóż odwróci i wbije mi w gardło, albo gdzieś w klatkę piersiową – opowiada Krzysztof Rychter.

- Padały słowa: „Gdzie masz samochód, gdzie masz kluczyki?”. Odpalił samochód, wyleciała teściowa i zaczęła wyzywać, co wy tutaj robicie. Powiedziałem, żeby zadzwoniła na policję, ale nie mogła znaleźć numeru. Z tyłu wybiegł sprawca z nożem do niej i ona uciekając… ten wbił wsteczny i na nią najechał. Zaczepiła się o tył wahacza. Zacząłem krzyczeć: „Przejechałeś kobietę, mamę, teściową”. Otworzyli drzwi, wyskoczyli, spojrzeli i uciekli – relacjonuje Rychter.

Nieudany związek

Napastnicy w ciągu kilku godzin wpadli w ręce policji i na trzy miesiące trafili do tymczasowego aresztu. Najmłodszy ma 19 lat – najstarszy 32. Wśród zatrzymanych jest 26-letni Artur S. – chłopak pani Aleksandry – wnuczki zabitej kobiety.

- Poznaliśmy się przez internet, spotkaliśmy się dopiero po roku. Nie kłóciliśmy się, choć wiadomo, że sprzeczki są w każdym związku. Ale nie było nic więcej – zapewnia Aleksandra Rychter.

Para zamieszkała w Kołobrzegu. Tam wynajęli mieszkanie. On pracował na budowach, ona uczyła się i dorabiała w sklepie spożywczym. Tuż przed dramatycznymi wydarzeniami związek z panem Arturem rozpadł się.

- Dowiedziałam się, że mnie zdradzał. Chodziłam do pracy na popołudnie, a on w tym czasie jeździł do innej dziewczyny – mówi kobieta. I opowiada: - Któregoś razu kazał mi wynająć pokój, że niby właścicielka miała przyjechać. Wynajęłam pokój, ale nie spodobało mi się, że nie odpisuje, ani nie odbiera telefonu. Poszłam do domu, a tam grała głośno muzyka, jakaś dziewczyna się odzywała. Ona otworzyła mi drzwi. Chciałam, żeby mi to wytłumaczył, a on zaczął się wypierać i mówić jej, że ze mną nie był. Poczułam się upokorzona.

Kobieta zadzwoniła do rodziny

- Po wujka i ciocię, przyjechali z kolegą i jego dziewczyną. Poszarpali się, ale nie pobili się. Zabrali wszystkie moje rzeczy i pojechaliśmy do domu – przekonuje pani Aleksandra.

- Były chłopak tej pani powiedział o całym zdarzeniu bratu i z materiału, którym dysponujemy, wynika, że podjęto próbę zemszczenia się – mówi Jarosław Zając, prokurator rejonowy w Białogardzie. I dodaje: - Zemsta miała w głównej mierze polegać na kradzieży samochodu. Czy zemsta miała polegać też na innych działaniach, na przykład na pobiciu, do którego doszło, jeszcze nie mamy informacji. Można więc powiedzieć, że śmierć tej kobiety była w pewnym sensie przypadkowa. Brak jest dowodów, że sprawcy zamierzali pozbawić ją życia. Tym bardziej, że o jej obecności w tym mieszkaniu prawdopodobnie nie wiedzieli.

Tragedii można było zapobiec?

Pani Aleksandra dzień po rozstaniu z Arturem S. musiała iść do pracy.

- Dostawałam od jego brata groźby, że wywiozą, zgwałcą, spalą. Dzwonili do mnie i grozili. Przyszli też do mnie do pracy i awanturowali się. Później przychodził mój były chłopak. Poinformowałam ciocię i ona zadzwoniła na policję – opowiada kobieta.

- Zadzwoniłam do dyżurnego w Kołobrzegu, że grożą Oli, że pozabijają jej rodzinę, że spalą jej mieszkanie, że ją zgwałcą i wywiozą. Dyżurny powiedział, że nie przyjmie zgłoszenia, że trzeba albo na Świdwin dzwonić, albo przyjechać osobiście – opowiada Natalia Lesisz, ciotka pani Aleksandry.

- Powiedziałam, że Ola nie może się zwolnić z pracy, bo jest sama. Zapytałam, czy może przyjechać patrol, żeby to zgłoszenie przyjąć. Powiedział, że nie. Ja powiedziałam o groźbach, a on, że jeżeli napastnicy będą pod domem, to wtedy mamy dzwonić i oni przyjadą. Zapytali, kto jest w domu, to powiedziałam, że teściowa, szwagier i dwójka dzieci. To powiedzieli, że jest komu zadzwonić i niech dzwonią, jak oni będą na miejscu.

O sprawie chcieliśmy porozmawiać z policją.

- Proszę o wysłanie maila z odpowiednimi pytaniami, żebym mogła się przygotować – usłyszeliśmy od sierż. Karoliny Seemann z Komendy Powiatowej Policji w Kołobrzegu.

Z kolei według wyjaśnień, które otrzymaliśmy z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie, w zachowaniu dyżurnego nie było żadnych uchybień.

Sprawę ma jednak wyjaśniać prokuratura.

- Czterech mężczyzn, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, mają zarzut dokonania rozboju. Mężczyzna, który przejechał kobietę, dostał zarzut zabójstwa, grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności. Pozostałym mężczyznom grozi kara pozbawienia wolności do lat 15. W związku z tym, że Artur Sz. nie brał udziału w samym zdarzeniu, otrzymał on zarzut podżegania do rozboju, krótko mówiąc, o to, że namawiał. Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 15. – mówi prok. Jarosław Zając.

- To młode chłopaki. Nie wiem, co im przyszło do głowy, żeby coś takiego zrobić. Odebrać niewinnej kobiecie życie? My też nie jesteśmy niewinni. W domu było dwoje małych dzieci, teściowa i ja z kuzynem. 11-letni syn wyszedł, popatrzył i mówi: „Babcia nie żyje, leży pod samochodem, tatę chcieli zabić”. Nosi teraz babci kwiatki, zapala znicze – mówi pan Krzysztof.