Uwaga!

odcinek 6434

Uwaga!

Ma 22 lata i choć urodziła się w Polsce, nie mogła dostać polskiego obywatelstwa. Przez lata nie można było odnaleźć także jej biologicznej matki. Po emisji naszego reportażu w życiu pani Marii nastąpił nieoczekiwany zwrot, który może zmienić jej życie.

Pani Maria mieszka w Polsce od dziecka. Przez całe życie była przekonana, że po urodzeniu matka porzuciła ją w szpitalu. Jako dziecko, Maria trafiła do rodziny zastępczej, a potem do ośrodka wychowawczego. Gdy ukończyła 18 lat, okazało się, że nie ma żadnego obywatelstwa. Kopia rumuńskiego dokumentu, pozostawiona w szpitalu przez matkę, nie pozwalała polskim władzom nadać dziewczynce polskiego obywatelstwa, bo nie zgadzała się na to strona rumuńska. Przez wiele lat żadna instytucja - ani w Polsce, ani w Rumunii, nie potrafiła załatwić tak poważnego problemu.

Kilka tygodni temu pokazaliśmy historię pani Marii w Uwadze! Po emisji reportażu pojawiła się szansa na ogromną zmianę w jej życiu.

Zobacz poprzedni reportaż Uwagi! >>>

- Jestem w takim szoku, co się dzieje, że to niebywałe. Prawdopodobnie odnalazła się moja rodzina – moja mama, mój tata, brat. Też są w Poznaniu i też są w szoku i czekają. Nie wiem, czy mam jechać, nie wiem, co mam im w ogóle powiedzieć – powiedziała 22-latka w rozmowie telefonicznej z reporterem Uwagi!

Spotkanie

Bliscy pani Marii mieszkają na terenie dawnych ogródków działkowych. Od kilku lat jest tam koczowisko Romów. Tam też odnaleźliśmy pana Dariusza, który społecznie pomaga Romom i bez którego nie doszłoby do tego spotkania.

- Obejrzałem państwa program, że jest taka dziewczyna romska, która jest bezpaństwowcem. Zaintrygowało mnie nazwisko – w tym miejscu jest jedno takie nazwisko – opowiada pan Dariusz. I dodaje: - Pokazałem im ten materiał. I się zaczęło – płacz i szloch bratowej. Wtedy nie było jeszcze matki, była gdzieś w mieście. Ona dowiedziała się o godz. 17. Kazaliśmy jej usiąść, po chwili zobaczyłem jej wielkie oczy i zaczęła natychmiast płakać.

- 22 lata to jednak jest kupa czasu. Były obawy – jak córka to oceni, co powie, czy zaakceptuje. To są potężne emocje, trudno to opisać – mówi pan Dariusz.

Pani Maria przez całe życie była przekonana, że matka porzuciła ją w szpitalu. Dziś jednak - podczas spotkania z rodziną - poznała zupełnie inną wersję wydarzeń, które miały miejsce 22 lata temu w poznańskim szpitalu.

- Kiedy urodziła, lekarze w szpitalu jej mówili – jest dziewczyna, ale nie wiemy, czy żyje, czy nie żyje. Zapytali ją, czy ma jeszcze dzieci, powiedziała, że w domu jest syn, który ma 7 lat. Trzy dni trzymali ją w szpitalu, a potem ją wygonili do domu. Ona myślała, że dziecko nie żyje, bo nic jej nie mówili – tłumaczy słowa mówiącej po rumuńsku matki 22-latki Vetuta, bratowa pani Marii.

- Była szukać córki w szpitalu, ale zablokowali ich i oni się wystraszyli, bo nie rozumieli po polsku. Rodzice byli tam razem, żeby jej szukać, bo bardzo chcieli mieć to dziecko – dodaje.

Dziś trudno wyjaśnić, co wydarzyło się w poznańskim szpitalu 22 lata temu, bo zgodnie z prawem, dokumentacja medyczna z tamtego okresu została zniszczona. Rodzina i sąsiedzi twierdzą, że uderzające podobieństwo do ojca rozwiewa wszelkie wątpliwości co do pokrewieństwa, dlatego nie zamierzają wykonywać kosztownych testów DNA.

- Rodzice są szczęśliwi, bo córka się znalazła, bo jest żywa i zdrowa. Jak ona chce, może zdecydować się wrócić do rodziny całym sercem, a jak jest szczęśliwa - to dobrze. Oni chcą jednak jakiś kontakt utrzymać, żeby wiedziała, że ma rodzinę od dzisiaj – tłumaczyła Vetuta.

- Jestem zszokowana całą sytuacją – przyznała pani Maria po spotkaniu. I dodała: - Nie czuję, żeby to była moja mama. To bardzo dziwne uczucie, może to się za jakiś czas zmieni.

Dokumenty

Gdy bliscy pani Marii dowiedzieli się o jej kłopotach z obywatelstwem, zrobili to, czego urzędnicy nie potrafili zrobić przez 22 lata. Wzięli sprawy w swoje ręce i jeszcze tego samego dnia skontaktowali się z ambasadą Rumunii w Polsce, by pani Maria mogła uzyskać rumuńskie obywatelstwo. By dopełnić formalności – musiała dostarczyć do ambasady polski akt urodzenia, a jej matka musiała potwierdzić rodzicielstwo.

- Do tej pory we wszystkich postępowaniach, w których Maria brała udział, pojawiały się problemy natury formalnej, dlatego, że nie mogła potwierdzić przed urzędami swojej tożsamości, gdyż nie miała żadnego dokumentu, który by potwierdzał, że Maria Domitru to jest rzeczywiście Maria Domitru – mówi Bartłomiej Markiewicz, pełnomocnik pani Marii. I dodaje: - Jeżeli ona uzyska stosowny dokument – rumuński dowód tożsamości, prawdopodobnie także rumuński paszport, to będzie mogła zacząć normalnie i w pełni legalnie funkcjonować. W kolejnym kroku ułatwi to znacznie staranie się o nadanie obywatelstwa polskiego, bo ona czuje się Polką.

Jak do całej sytuacji odnosi się pani Maria?

- To się tak szybko dzieje, że ja z nikim tego nie przerobiłam i sama nie wiem, co ja czuję. Nie potrafię nazwać emocji. To nie to, że się wstydzę. Jakby pan nagle poszedł i zobaczył, że jest pana rodzina i żyje w warunkach, które niekoniecznie są godne, pojawia się pytanie, czy chciałby pan żyć w takich warunkach. Odpowiedź brzmi chyba – nie – mówi 22-latka.