Uwaga!

odcinek 6396

Uwaga!

Niepełnosprawna pani Jadwiga przeszła trzy udary, od kilku lat porusza się przy balkoniku. Mimo to komisja ds. orzekania uznała, że obniży jej stopień niepełnosprawności. Utrata z tego powodu źródła utrzymania stała się dla 57-latki pretekstem do publicznej spowiedzi z najgłębszej życiowej traumy.

- Daję sobie radę tylko dlatego, że jestem zaparta. Pokonuję szczyty i góry dzięki uporowi. Chcę żyć – mówi Jadwiga Kleczkowska.

57-latka ma za sobą trzy udary.

- Najwięcej problemu stwarza mi pójście pod prysznic, bo kiedy zamykam oczy, to bujam się w różne strony – opowiada.

Poza domem kobieta porusza się z pomocą balkonika.

- Opieram się na rączkach i wtedy mogę iść. Mijają już cztery lata od tego, kiedy stał się towarzyszem mojego życia – opowiada, zawsze zachowując pogodę ducha.

Z karty choroby 57-latki wynika, że zmagała się z zapaleniem wątroby typu C. Miała sepsę.

- Walczyłam wtedy o życie – nic nie pamiętam. Do tego cukrzyca insulinozależna i inne – przyznaje.

Komisja obradowała zaocznie

Kobieta od lat nie może pracować, a jej jedynym źródłem utrzymania są zasiłki. Zakres świadczeń zależy jednak od miejskiej komisji, która raz na trzy lata orzeka o tzw. stopniu niepełnosprawności. Miesiąc temu zmieniono kobiecie stopień niepełnosprawności.

- W nowym orzeczeniu zabrano mi stopień znaczny niepełnosprawności i przyznano umiarkowany. Raptem zostałam uzdrowiona, byłoby to moje wielkie życzenie, ale niestety tak nie jest – mówi Kleczkowska. I przyznaje, że na komisji nie była. - Dostałam tylko informację, kiedy się odbędzie. Nie byłam wezwana, odbyło się to zaocznie.

- Orzekanie w tej chwili, w związku ze stanem epidemii, odbywa się zaocznie. Nie jest jeszcze możliwe badanie czy przeprowadzenie rozmowy – twierdzi Izabela Kieda, przewodnicząca Powiatowego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności w Mrągowie.

A czemu nie można korzystać z komunikatora internetowego z kamerą?

- Żeby wymyśleć sposób, trzeba mieć te wątpliwości, ale lekarz-orzecznik nie miał takich wątpliwości – odpowiada Kieda.

Decyzja o zmianie stopnia niepełnosprawności załamała panią Jadwigę.

- Straciłam przywileje związane z dojazdami do szpitala, dodatek pielęgnacyjny, szybką organizację badań lekarskich, tomografii – wylicza. I dodaje: - Mam pecha, ukarano mnie za to, że mam siłę, że próbuję walczyć. Choć już jest coraz mniejsza ta walka. W życiu miałam traumę za traumą.

Zabójstwo

W niewielkim Mrągowie, w którym mieszka pani Jadwiga, wszyscy wiedzą, jaka trauma odcisnęła się największym piętnem na życiu kobiety. Dziewięć lat temu cała Polska mówiła o zbrodni dokonanej przez jedną z jej córek.

31-letnia Magdalena R. mieszkała w innym mieście niż matka wraz ze swym małym synkiem Gabrysiem. W dniu piątych urodzin dziecka matka udusiła chłopca torbą foliową. Zwłoki syna - po nieudanej próbie spalenia ich w wannie - ukryła w wersalce. Ciało odkryto po kilku miesiącach.

Wcześniej pani Jadwiga przez cztery lata wychowywała Gabrysia.

- Zostawiono mi dwóch chłopców i wychowywałam ich jak matka, ale przyszedł moment, że odebrała mi to dziecko. [Córka – red.] sama tego chciała. Próbowaliśmy jej pomóc – zostań, wróć, nie rób tego, co robisz. Ale zabrała go – ubolewa 57-latka. I dodaje: - Do końca w to nie wierzyłam. Moje serce zostało wyrwane.

Elbląski sąd znalazł dla morderczyni niewiele okoliczności łagodzących – po toczącym się za zamkniętymi drzwiami procesie, skazał córkę pani Jadwigi na 25 lat więzienia.

- Nie byłam na procesie, nie dałabym rady – przyznaje kobieta.

57-latka co kilka tygodni może rozmawiać z odsiadującą wyrok córką przez internet. Regularnie dostaje też od niej listy.

- Byłam w stanie spotkać się z córką po dwóch latach, może trochę więcej. Na początku byłam na nie, na pogrzebie krzyczałam, żeby ona też szła do dołu. To była za świeża sprawa, za duże przeżycie. Później, z biegiem lat, zaczęło się inaczej.

Pani Jadwiga była rozdarta. Z jednej strony miłość do wnuczka, z drugiej kobieta miała świadomość, że wciąż jest matką swojej córki.

- To była cały czas walka, chciałam wiedzieć, dlaczego to zrobiła. Nie powiedziała, nie ma z nią rozmowy na ten temat. Kocham córkę, szkoda mi jej. Zmarnowała sobie życie. Te moje nerwy są chyba przyczyną moich chorób – przyznaje.

Zdziwienie lekarzy

Być może powszechnie znana w miasteczku historia pani Jadwigi spowodowała, że ostatnia decyzja odmawiająca jej prawa do świadczeń oburzyła także lekarzy, którzy, na co dzień leczą kobietę.

- Przebyła udary mózgu, miała wielokrotne operacje chirurgiczne, ma problemy z samodzielną egzystencją, z samodzielnym poruszaniem się. Dlatego byłem zdziwiony, że w kolejnym orzeczeniu dostała umiarkowany stopień niepełnosprawności – przyznaje Maciej Adamski. I dodaje: - W ciągu ostatnich lat jej stan zdrowia się nie poprawił, a systematycznie się pogarsza i prawdopodobnie będzie dalej się pogarszał.

- Pani [Jadwiga – red.] się leczyła, a przynajmniej powinna się leczyć, uczestniczyła w rehabilitacji. W związku z tym jej stan zdrowia uległ takiej zmianie, że lekarz orzecznik uznał, że nie jest to już niepełnosprawność w stopniu znacznym – stwierdza przewodnicząca Powiatowego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności w Mrągowie.

57-latka odwołała się od decyzji urzędu, lecz dowiedziała się, że wojewódzki zespół - orzekając również zaocznie – podtrzymał decyzję o pozbawieniu jej znacznego stopnia niepełnosprawności. Choć mrągowskie Centrum Pomocy Rodzinnej zapewnia, że mimo wszystko nie odbierze kobiecie prawa do zasiłku pielęgnacyjnego, pani Jadwiga zamierza dochodzić swoich praw w sądzie administracyjnym.