Alan i Olaf Rogowscy są braćmi, wspólnie czekającymi na nowe serca. U obu chłopców wykryto poważne wady kardiologiczne, a jedynym ratunkiem jest transplantacja. Niestety, pandemia spowodowała drastyczny spadek liczby przeszczepów, a chłopcy nie mają dużo czasu.
Walka z czasem
10-letni Olaf i 11-letni Alan urodzili się zdrowi. Choroba spadła na nich niespodziewanie. Starszy z braci pewnego dnia zaczął się dusić. USG pokazało dużą niewydolnością lewej komory. Gdy lekarze zbadali także młodszego Olafa, okazało się, że i on ma problemy z sercem.
- Alan mówi, że oddałby bratu swoje serce, gdyby miał zdrowe. Albo że jeśli będzie jedno, to on woli, żeby Olaf dostał zdrowe serce – mówi Ewa Rogowska, matka chłopców. I dodaje: - Ileż razy można słyszeć, że twoje dziecko umrze? My słyszeliśmy to już wielokrotnie. To bardzo ciężkie. Mamy dwóch bardzo chorych synów i jutro możemy ich nie mieć.
Dla obu braci szpital stał się domem. Rytm dnia wyznaczają leki, rehabilitacja oraz zmiana opatrunków. Pandemia odcięła ich od świata, chłopcy od niemal roku nie wychodzą poza oddział.
- Jestem prawdopodobnie pierwszą matką, która na oddziale przebywa z dwójką dzieci. Przychodzą dni, kiedy bardzo się boję o to, co będzie. Jeśli jednego z nich by zabrakło, muszę tu wrócić i żyć dla drugiego – dodaje Ewa Rogowska.
Jedynym ratunkiem dla braci jest przeszczep.
- Chłopcy podłączeni są do sztucznych komór, które zastępują pracę serca. Celem tych komór jest utrzymanie ich przy życiu i danie niezbędnego czasu. Mieliśmy przypadki, że młodzi pacjenci czekali na transplantację serca nawet dwa lata. Każdy dzień oczekiwania jest ryzykiem – przyznaje dr n. med. Szymon Pawlak, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w SCCS w Zabrzu.
Szpital, drugi dom
Rodzina Rogowskich niedawno przeprowadziła się do nowego mieszkania, Olaf jednak nie zdążył jeszcze zobaczyć swojego pokoju. Wszyscy ciężko znoszą rozłąkę, na dodatek ze względu na epidemię wstrzymano wszystkie odwiedziny, a na oddziale może przebywać tylko jeden rodzic. Matka braci wzięła wielomiesięczne zwolnienie, by być z chłopcami całą dobę.
- Gdyby nie koronawirus, sytuacja byłaby zupełnie inna. Chłopcy są zamknięci w czterech ścianach, nie mogą spacerować, nie widują ludzi. Jest u nich wielka tęsknota za tym, co było. Podziwiam ich za to, że w tam młodym wieku, są tak dzielni – podkreśla matka chłopców.
Olaf i Alan to nie jedyni mali pacjenci, którzy czekają na przeszczep. W wyniku pandemii operacji transplantologicznych wykonuje się znacznie mniej.
- Pandemia uwięziła ludzi w domach. Potencjalny dawca to najczęściej osoba, która zmarła w wyniku wypadku. Nie kwalifikujemy dawców ciężko chorych. Mimo zwiększonej liczby zgonów, nie wzrasta liczba potencjalnych dawców – dodaje dr n. med. Szymon Pawlak.
W zeszłym roku nowe serce dostało tylko troje dzieci, reszta niestety nie doczekała transplantacji. COVID- 19 sparaliżował pracę szpitali, pacjenci często boją się, że podczas przeszczepu zostaną zarażeni, dramatycznie brakuje personelu i samych dawców.
- W okresie pandemii dużo wolniej działa cały system. Liczba przeszczepów znacząco spadła. Mamy utrudnione zadanie między innymi przez zajęte sale, konieczność wykonywania testów – podkreśla dr n. med. Joanna Śliwka, zastępca kierownika Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w SCCS w Zabrzu.
Po zakończeniu realizacji reportażu serce dla Alana w końcu się znalazło. Chłopiec jest już po operacji i czuje się dobrze. Na transplantacje wciąż czeka młodszy z braci, a wraz z nim ponad dwudziestka dzieci w podobnej sytuacji.