Uwaga!

odcinek 6335

Uwaga!

3-letnia Tosia walczy o życie w szpitalu. Aresztowana została 34-letnia matka dziewczynki i 31-letni partner kobiety. - Za Tosię jej nie popuszczę, bo była najbardziej krzywdzona. Teraz może zgnić w więzieniu, dla mnie nie jest już córką – podsumowuje matka 34-latki.

Do tragedii doszło w Orzyszu na Mazurach. 3-letnia dziewczynka z poważnym urazem głowy została przetransportowana helikopterem do szpitala w Olsztynie.

- Po przyjęciu stan dziecka został oceniony jako bardzo ciężki. W trybie natychmiastowym została wykonana diagnostyka, która wykazała krwiak podtwardówkowy. W trybie natychmiastowym wykonano zabieg ratujący życie dziecka. Ale jego stan nadal jest bardzo ciężki – mówi dr Barbara Chwała, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie.

3-letnia Tosia oddycha z pomocą respiratora.

- Rokowania, co do życia i zdrowia, są w tym momencie bardzo trudne – przyznaje doktor Chwała.

Emilia R. i Tomasz M.

Obrażenia u Tosi powstały, kiedy znajdowała się pod opieką matki i jej partnera. W domu były też dwie młodsze siostry dziewczynki. O tym, że z 3-latką stało się coś złego, matka poinformowała sąsiadów i to oni zadzwonili po pogotowie.

- Córka mówiła, że ona spadła z łóżka. Powiedziała, że z piętrowego, ale ja żadnych łóżek piętrowych w mieszkaniu nie widzę – mówi Dorota Iwiska, babcia Tosi.

34-letnia Emilia R. i jej 31-letni partner zostali zatrzymani.

- Emilia R. usłyszała zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad 2- i 3-letnią córką. Natomiast jej partner – 31-letni Tomasz M. również dostał zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad dwójką tych dzieci, a nadto spowodowania ciężkich obrażeń ciała m.in. spowodowanie krwiaka podtwardówkowego, który był bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia dla tego dziecka – mówi Krzysztof Stodolny, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Oboje podejrzani nie przyznali się do zarzucanego im przestępstwa.

- Wyjaśnili, że nie stosowali jakiegokolwiek przymusu i że są przykładną rodziną – dodaje Stodolny.

Po aresztowaniu matki, w mieszkaniu, w którym doszło do tragedii, pozostała dwójka dzieci. Przez tydzień opiekowała się nimi babcia oraz rodzina.

- Dzwoniłam do szpitala i lekarz mówił, że nie było śladu na głowie, żeby Tosia była czymś uderzona. Prawdopodobnie było to silne uderzenie ręką. Nie wiem, kto to zrobił. Albo partner mojej córki, albo ona – zastanawia się pani Dorota.

Problemy matki Tosi

Emilia R. jest matką sześciorga dzieci. Sąd odebrał jej prawo do opieki nad trójką najstarszych. 14-letniego syna wychowuje babcia. Emilia R. miała też problemy ze sprawowaniem opieki nad kolejną trójką dzieci. Dwa lata temu sąd skazał ją w zawieszeniu za znęcanie się psychiczne nad dwiema córkami i ograniczył jej prawa rodzicielskie. Od lutego ubiegłego roku toczyła się również kolejna sprawa przeciwko matce o znęcanie się nad dziećmi, ale wyrok nie zapadł.

- Prosiłam ludzi, których znałam, żeby reagowali, kiedy ona robiła coś nie tak dzieciom na ulicy. Żeby zgłaszali to na policję. A córka takie problemy mi robiła… Razem z partnerem wyzywali mnie i całą moją rodzinę – przywołuje pani Dorota.

Sąsiedzi, mieszkający tuż obok, nie chcieli rozmawiać przed kamerą. Ci, którzy postanowili mówić, chwalili Emilię R. jako matkę.

- Dbała o dzieci, były czyściutkie i najedzone. Nie wiem, jak było w domu, ale na podwórku było elegancko – stwierdza pan Władysław.

- Żadnej przemocy ze strony obojga nie widziałam. To nie jest ich wina, ja w to nie wierzę – dodaje inna sąsiadka.

Inaczej sprawę przedstawia rodzina Emilii R.

- Widziałem, co u niej się dzieje. Nawet przy mnie krzyczała i szarpała Polę i Julkę. Zwróciłem jej uwagę, to mnie wyrzuciła z domu – mówi Radosław Iwiski, brat 34-latki.

- Na temat zachowania córki rozmawiałam w opiece społecznej. Ale jej asystent nie chciał ze mną rozmawiać, bo złożyłam na niego skargę do kierowniczki – mówi matka 34-latki.

Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej nie chciała rozmawiać z nami o Emilii R. przed kamerą. Odpowiadając pisemnie na pytania redakcji, zapewniła, że reagowano na wszystkie sygnały dotyczące 34-latki i zrobiono wszystko, by pomóc tej rodzinie. Oprócz asystenta rodziny dla matki dziewczynek, opracowano również indywidualny plan pracy. Były to spotkania z psychologiem oraz kurs „Szkoły dla rodziców”, który został przerwany przez pandemię.

- Córka ma tylko wykształcenie gimnazjalne. Gimnazjum ukończyła w ośrodku wychowawczym. Były problemy… Policja powiedziała mi, że jest jakaś szalona, bo rzucała się do bicia. Ja widziałam ją pod wpływem narkotyków tylko raz, mówiła, że nie bierze tego już i nigdy nie weźmie – przywołuje pani Dorota.

Czy matka kiedykolwiek rozmawiała z córką o rodzicielstwie?

- Ona mówiła, że wszystko wie i wszystko rozumie – mówi pani Dorota, ale dodaje: - Ona była dobrą mamą, bo dzieci za nią aż piszczały. Nie podobało mi się, jak je szarpała i krzyczała na nie.

Emilia R. sprawiała problemy wychowawcze już jako nastolatka.

- Była agresywna. Mój mąż był taki sam. Znęcał się fizycznie i psychicznie, potrafił mnie katować, ale nie chce prać starych brudów. Dzieci były świadkami tych przeżyć – przyznaje pani Dorota.

„Nikt nie reagował na moje słowa”

Sprawa przeciwko Emilii R. o znęcanie się nad dziećmi wpłynęła do sądu już ponad rok temu. Jednak z powodu choroby sędziego nie odbyła się żadna rozprawa.

- Sąd w tej sprawie reagował szybko. Kiedy pani Emilia R. pojawiła się na tym terenie, została objęta nadzorem kuratora sądowego, ten nadzór był regularnie wykonywany – mówi Olgierd Dąbrowski-Żagalski, rzecznik Sądu Okręgowego w Olsztynie.

- Pojawiły się również informacje, że pani Emilia R. zachowuje się w sposób wulgarny i głośny wobec dzieci, ale okazało się, że nałożone obowiązki związane z tą terapią zaczynają powoli przynosić skutki. O ile zmiana jej charakteru jest procesem długotrwałym, to osoby, które nadzorowały to i przygotowywały dla sądu raporty, podkreślały, że idzie ku dobremu – dodaje Dąbrowski-Żagalski.

- Mam pretensje, że nikt nie reagował na moje słowa i nagrania. Jak zwracałam uwagę i prosiłam, żeby reagowali, jak dzieci są traktowane, to ze mnie się śmiali, jak może matka tak mówić na córkę – kwituje pani Dorota.