Uwaga!

odcinek 6258

Uwaga!

Pani Anna dostała niebotyczny rachunek za miesięczne zużycie energii elektrycznej. Gdy reklamacje okazały się nieskuteczne, bezradna kobieta zwróciła się do nas z prośbą o pomoc.

Od wielu tygodni, dr Annie Szczurowicz z Gdańska, sen z powiek spędza wysokość rachunku za prąd, który miała zużyć w swoim gabinecie.

Praca i pasja

Choć lekarka jest dziś na emeryturze, to dwa razy w tygodniu przyjmuje pacjentki w swoim prywatnym gabinecie, jej specjalizacje to ginekologia-położnictwo i endokrynologia.

- Lubię to – przekonuje dr Szczurowicz. I wyjaśnia: - Wiem, że mogę w ten sposób sprzedać swoją wiedzę. To jest po prostu moje życie. Choć jest to trudny zawód dla kobiety, daje dużo satysfakcji, kiedy rodzi się nowe życie. Wtedy wszyscy zapominamy o tym, co się działo, co było.

Panią doktor chwalą pacjenci.

- To lekarz na najwyższym poziomie. Byłam w Anglii i lekarze nie mogli mi pomóc, inni polscy lekarze za granicą też próbowali i nie dali rady. Pani doktor w ciągu 15 minut wszystko obejrzała i zobaczyła, co jest. Konkretna, profesjonalna pomoc – podkreśla Agnieszka Christie.

- Pani doktor jest osobą bardzo życzliwą i pomocną. Myślę, że to, co tu ma miejsce z prądem, to jest jakieś kuriozum – mówi Magdalena Więckowska.

25 tys. zł za miesiąc

Od kilkunastu lat dr Szczurowicz dostaje, co miesiąc dwie faktury za korzystanie z energii elektrycznej w swoim gabinecie. Jedną wystawia jej dystrybutor, drugą - sprzedawca energii.

Niespodziewanie lekarka dostała fakturę od sprzedawcy na 19,5 tys. zł, z kolei dystrybutor oczekiwał zapłaty blisko 6 tys. zł.

- Do tej pory płaciłam za prąd 400-600 zł – wskazuje dr Szczurowicz. I dodaje: - Jak zobaczyłam ten wysoki rachunek, zaczęłam się śmiać, myśląc, że to jest jakiś dowcip. Złapałam za telefon, zadzwoniłam na infolinię. Na infolinii potwierdzili, że na tę kwotę dostałam fakturę, więc od razu złożyłam reklamację.

Dr Szczurowicz przekonuje, że 25 tys. zł to dla niej „olbrzymia” kwota.

- Tak jak i chyba dla każdego. Jestem na emeryturze, owszem pracuję, ale nie mam ot tak, żeby wydać sobie 25 tys. zł.

Choć kobieta przekonana była, że wyjaśnienie sprawy jest jedynie formalnością, to niedługo po złożeniu reklamacji, otrzymała informację, że faktura wystawiona została prawidłowo.

- Bardzo się zdenerwowałam, tym bardziej, że bałam się, że jeśli nie zapłacę tych pieniędzy, może mi zostać odcięty prąd. Z kolei moja księgowa powiedziała, że mogą też zgłosić mnie do Krajowego Rejestru Długów i zająć mi konto bankowe. Czuję się zagubiona, zła i wściekła. Jestem zbulwersowana, tym, że od dwóch tygodni nic innego nie robię, tylko nerwowo oczekuje pism od sprzedawcy czy dystrybutora i piszę kolejne reklamacje – ubolewa.

„Tyle energii obsłużyłoby mniej więcej 100 mieszkańców”

Zgodnie z wyliczeniami na fakturze, w nieco ponad jeden miesiąc lekarka miała zużyć w gabinecie aż 40 megawatogodzin energii elektrycznej.

O ocenę wiarygodności rachunku pani Anny poprosiliśmy elektryka.

- Na liczniku widzę 10200 kilowatogodzin, na fakturze jest cztery razy tyle - podlicza Jarosław Huliński. I wyjaśnia: - W skrzynce jest też ogranicznik mocy, który pilnuje, żeby odbiorca nie pobrał więcej energii, niż na podpisanej umowie. Technicznie wykorzystanie takiej ilości energii, jak na fakturze, jest niemożliwe. Tyle energii obsłużyłoby mniej więcej 100 mieszkańców w skali miesiąca.

- W ogólnych warunkach umowy jest to, że firma sprzedająca będzie dbała o moje interesy. A firma sprzedająca jedynie wysłała mi fakturę, nie zastanawiając się i nie pochylając się nad tym, że ta faktura jest bzdurna – irytuje się dr Szczurowska.

„Błędy się zdarzają”

Siedziba sprzedawcy energii mieści w jednym z warszawskich biurowców. Choć na miejscu okazało się, że załoga firmy pracuje zdalnie, udało nam się porozmawiać przez telefon z dyrektor marketingu.

Usłyszeliśmy, że sprawa jest weryfikowana, bo widać w niej niezgodności. Dyrektor zaprzeczyła też, jakoby sprawa została zamknięta.

Jednak 2 grudnia pani Anna dostała fakturę za kolejny miesiąc, tym razem na ponad 20 tys. zł.

Według naszej rozmówczyni mogło w niej zostać doliczone saldo z poprzedniego okresu. Dyrektor zapewniła jednocześnie, że faktura zostanie skorygowana, gdy dystrybutor energii prześle poprawnie zweryfikowane dane. Przekonuje również, że żaden z klientów nie zostanie obciążony kosztami energii, której nie zużył, a przedstawiciele firmy osobiście skontaktują się z klientką.

- [Pani Anna – red.] pierwsze kroki skierowała, prawidłowo, do swojego sprzedawcy prądu, bo tam reklamujemy rachunek. Jeżeli reklamacja nie uzyska pozytywnego rozpatrzenia ze strony sprzedawcy prądu, to wtedy potrzebne są kolejne kroki. Prowadzimy punkt informacyjny, który działa dla odbiorców energii i gazu. Można zadzwonić i zapytać, co dalej możemy z tym zrobić. Są też powiatowi rzecznicy konsumentów, tam też można uzyskać poradę – wyjaśnia Agnieszka Głośniewska z Urzędu Regulacji Energetyki.

Jak często zdarzają się podobne sprawy?

- Często. Błędy się zdarzają, to są ludzkie błędy, czy też błędy wynikające ze wskazań licznika lub złego spisania tego licznika, jeżeli nie są to liczniki zdalnego odczytu. Każdy nasz oddział terenowy prowadzi tego typu sprawy – dodaje Głośniewska.

Na szczęście sprawę pani Anny udało się pomyślnie zakończyć.

- W dniu, kiedy państwo byliście, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko się zmieniło. Zadzwonił do mnie prezes firmy, przepraszając za zaistniałą sytuację, potem zadzwoniła pani księgowa i anulowała tę fakturę. Sytuacja jest uregulowana – cieszy się pani Anna.

W przesłanym oświadczeniu sprzedawca prądu tłumaczy, że przyczyną zawyżonego zużycia był błąd systemu informatycznego u dystrybutora energii. Przedstawiciele firmy zapewniają również, że powołany zostanie zespół, którego celem będzie wypracowanie procedur, by podobne incydenty nie miały w przyszłości miejsca.