Uwaga!

odcinek 6255

Uwaga!

Tysiące mieszkańców jednego z wrocławskich osiedli skarży się na potężne zadymienie. - Pierwszy raz widziałam, żeby pies kasłał przez złe powietrze. Ciężko jest wyjść z domu – ubolewa jedna z lokatorek. Kontrole potwierdziły, że w pobliskiej kotłowni spalane są niedozwolone substancje, jednak właściciel twierdzi, że jest inaczej. Czy problem uda się rozwiązać?

Gryzący dym

Mieszkańcy zmagają się z problemem od kilku lat.

- Są takie dni, kiedy ten dym jest tak gęsty, że ludzie myślą, że jest pożar i dzwonią po straż pożarną. A straż miejska jest tu codziennie – wskazuje Jolanta Niezgodzka, jedna z mieszkanek osiedla.

- Moje mieszkanie jest przy samym kominie, na samym dole, więc najgorsze wyziewy trafiają do moich okien – ubolewa Sebastian Ickiewicz. I dodaje: - Właściciel kotłowni uaktywnia się wieczorami. Może z powodu niższych temperatur, a może dlatego, że coś chce spalić.

Wśród mieszkańców osiedla rośnie frustracja.

- Czuję się otępiały, bardzo boli mnie głowa. Mam wrażenie dziwnego zatrucia. To poważne objawy, których wcześniej nie miałem, przed zamieszkaniem tutaj – przekonuje Ickiewicz.

- Pierwszy raz widziałam, żeby pies kasłał przez złe powietrze. Ciężko jest mi wyjść z domu. Stężenie dymu jest bardzo wysokie – dodaje Michalina Chmielewska.

Wielu mieszkańców osiedla podejrzewa, że w kotłowni spalany jest nie tylko węgiel. Straż miejska kilkukrotnie sprawdziła dym dronem, wyposażonym w specjalne czujniki. Pobrane próbki na zlecenie straży zbadali eksperci z Politechniki Wrocławskiej.

- Cztery razy już potwierdziliśmy, że są tam spalane substancje niedozwolone m.in. tworzywa sztuczne, drewno kryte lakierem, materiały budowlane typu pianki poliuretanowe. Za każdym razem właściciel odmawia przyjęcia mandatu, a procedura postępowania przed sądem jest długotrwała. Pomimo skierowania wniosku o ukaranie, dalej widzimy, że to wykroczenie jest popełniane – zaznacza Piotr Szereda ze Straży Miejskiej we Wrocławiu.

„Byliśmy tu pierwsi”

Kotłownia znajduje się w budynku należącym do wrocławskiego dewelopera.

- Nie da się palić w piecu paliwami stałopalnymi, żeby nie wydobywał się dym z komina. Rozumiemy, że to dyskomfort dla ludzi mieszkających w sąsiedztwie, ale proszę też nas zrozumieć. Ten obiekt mieliśmy już 20 lat temu. Byliśmy tu pierwsi – mówi. I dodaje: - Chcę pokreślić, że jak się dymi z komina, to nie znaczy, że my tam palimy śmieci. Palimy tylko węglem.

Straż miejska za każdym razem, gdy potwierdzi spalanie odpadów, wysyła do sądu wniosek o ukaranie palacza. Jedna z takich spraw się już zakończyła i palacz został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych. Jednak odwołał się o tego wyroku.

- Niestety, tak jest skonstruowane prawo w oparciu, o które my możemy działać. Nie możemy uzyskać nakazu zamknięcia tej kotłowni – komentuje Piotr Szereda.

- Ten pan nic sobie nie robi z monitów czy próśb. Mówi, że czuje się nękany przez osoby, które sprawę zgłaszają do Straży Miejskiej z prośbą o interwencję. To bandyterka w wydaniu miejskim – kwituje Sebastian Ickiewicz.

- Będziemy składać pozwy do sądu przeciwko właścicielowi tej nieruchomości. Zrobimy wszystko, by pozbyć się tego truciciela – kończy Jolanta Niezgodzka.

Po dziesiątkach zgłoszeń mieszkańców do Straży Miejskiej, Prezydent Wrocławia, pod koniec listopada tego roku, wszczął z urzędu postępowanie administracyjne w sprawie nałożenia na właściciela kotłowni obowiązku ograniczenia oddziaływania na środowisko.