Uwaga!

odcinek 6239

Uwaga!

- Grabili w bezwzględny sposób, nie licząc się z nikim – mówi o działaniach komornika z Brzegu jedna z poszkodowanych. Adam P. z grupą podstawionych osób, pod okiem sędziów, miał skupować na licytacjach nieruchomości po bardzo atrakcyjnych cenach. Jako pierwsi dotarliśmy do kluczowych bohaterów afery.

Anna Krówczyńska od około 17 lat prowadziła w Brzegu (Opolskie) własną działalność gospodarczą.

- Mniej więcej dwa lata sprzedawałam samochody, potem zaczęły się problemy i wszystko się posypało. Komornik, właściwie w jednym czasie, zajął wszystkie nieruchomości – opowiada.

- Licytację prowadził Ryszard P., ale kiedy na licytacji były ciekawe nieruchomości, pojawiał się również Adam P. i Grzegorz P., który pilnował w sądzie porządku, żeby nikt się nie wyłamał. Żeby wszedł na licytację ten, kto ma wejść, albo nie wszedł – mówi pani Anna.

Krówczyńska zajmowała się sprzedażą małych fiatów.

- Byliśmy dość dobrym dilerem, bo sprzedawaliśmy miesięcznie około 15 aut. Salon był wart ponad 1 mln zł w tamtym czasie, bo takie były ceny na rynku, ale został wyceniony na 230 tys. zł i za taką cenę został sprzedany – ubolewa. I wyjaśnia:

- Salonem zainteresowany był jeden z dilerów z innego miasta. Na wejściu oferował 800 tys. zł. (…) Pani sędzia ogłosiła godzinną przerwę. Nagle przyszła i ogłosiła, że nie sprzedaje salonu, bo zrozumieli, że nie sprzedadzą go za 230 tys. zł. Kiedy jeden z licytantów zapytał, dlaczego, pani sędzia powiedziała: „Proszę mnie nie pouczać, bo pana ukarzę”. Po dziewięciu miesiącach ponownie przystąpiono do licytacji i kupiła to osoba, która chyba miała kupić, za cenę wywoławczą, czyli 230 tys. zł. A dwie osoby, które chciały wejść na tę licytację, pan Grzegorz… podszedł do jednej kobiety i powiedział, żeby nie startowała, bo pożałuje.

- Gdyby salon poszedł za milion złotych, nie miałabym długów i nie straciłabym domu – zaznacza Krówczyńska.

W zapewnienia pani Anny, że traci majątek przez, jej zdaniem nieuczciwe komornicze licytacje, wiele lat nikt nie wierzył.

Spowiedź

Dziś na sprawę zupełnie nowe światło rzucają ustalenia organów ścigania. Ustalenia, których nie byłoby bez publicznej spowiedzi Elżbiety Widz-Grabiec.

- Adama P. poznałam w 1994 lub 1995 roku. Był wtedy początkującym komornikiem, jeszcze nie miał takiego majątku, jak w tej chwili, był zupełnie normalnym człowiekiem. Po paru latach pan Adam zaproponował, żebyśmy kupowali nieruchomości, ponieważ jako komornik sprzedaje dobre, okazyjne nieruchomości. Powiedział: „Słuchaj, sama dobrze wiesz, jak jestem tutaj poukładany i wiesz, kim jestem, więc jak chcesz rozwijać swoją firmę, to róbmy to razem” – przywołuje. I wyjaśnia szczegóły:

- Pan P., wiedząc, że jest korzystna nieruchomość, dzwonił do mnie, że trzeba iść na licytację, bo jest fajna rzecz. Przed licytacją przynosił mi pieniądze, oczywiście swoją połowę, bo następną musiałam sobie zorganizować. Mówił, że kupujemy jakąś nieruchomość, bo zarobimy, i nie będzie tam żadnych innych osób, albo będą jakieś osoby, ale nas nie przebiją. Będą podstawione.

Pani Elżbieta miała w ten sposób przez kilka lat wraz z komornikiem i siedmioma innymi osobami tworzyć mechanizm kontrolowania komorniczych licytacji i zdobywania tanich lokali kosztem dłużników. Zdobyte tak nieruchomości pani Elżbieta następnie sprzedawała.

- Musiałam połowę pieniędzy oddać panu P. Można było zarobić 100 proc., nigdy mniej, ale zdarzało się, że przebitka wynosiła 200, a nawet 300 proc. – zdradza Widz-Grabiec.

Licytacje i skany

By chronić interes dłużnika, licytacje nieruchomości odbywają się w sądzie. Prowadzi je komornik, ale jej przebieg nadzoruje obecny na sali sędzia.

- Licytacja jest najlepszym środkiem, bo osoba A da 10 tys., osoba B przebije na 20 tys., a ktoś 30 tys. zł. Im ta kwota będzie większa, to dług dłużnika będzie mniejszy. Ale, żeby tak się stało, to musimy mieć do czynienia z uczciwą licytacją – zaznacza adwokat Jarosław Reck, pełnomocnik Elżbiety Widz-Grabiec.

 

- Te licytacje były ustawiane. Nawet jak ktoś obcy przyszedł na korytarz, paru panów z nimi porozmawiało i wychodzili. Czasami wchodzili na salę rozpraw, ale nie robili żadnego przebicia. Wiele razy widziałam, jak pan P. szeptał z sędzią na korytarzu – opowiada Widz-Grabiec. I dodaje:

- Adam rozmawiał ze mną o różnych sytuacjach, że pożycza pieniądze na lichwę. Że ma sejf i trzyma to wszystko w skrytce bankowej, oddaje skany.

Co Widz-Grabiec ma na myśli mówiąc o skanach?

- Jeżeli ludzie zwracali mu pieniądze pożyczone na lichwę, to nie oddawał oryginału weksli, tylko skany. Mówił, że miał fajne urządzenie i skanował weksle, a oryginały przechowywał. I, że za parę lat znowu może ich użyć – opowiada. I zaznacza:

- Mówił, że pożyczał pieniądze brzeskim sędziom i adwokatom, przedsiębiorcom, a szczególnie deweloperom.

Nieruchomości

Anna Krówczyńska, po kilku latach od pamiętnej licytacji, prowadząc przedsiębiorstwo ze swoją córką, próbowała wyjść na prostą. Niestety znów powinęła się jej noga w interesach, i znów trafiła w ręce komorników. Tym razem jej nieruchomości sprzedawał bezpośrednio Adam P.

- Kupiłyśmy budynek za 390 tys. zł. Trzeba było podbić fundamenty, wybudować stopę, żeby go też nadbudować. Wykonałyśmy projekt i zainwestowałyśmy ponad 1 mln zł. Na dwóch kondygnacjach miały być biura, na trzeciej stumetrowe mieszkanie z zielonym dachem. Ale budynek został sprzedany za 485 tys. zł - przywołuje.

Kobieta pokazała reporterowi także kolejną nieruchomość.

- Kupiłyśmy z córką plombę między budynkami, gdzie miała być wybudowana czteropiętrowa kamienica. Działka miała dużą wartość, bo rynek miejski znajduje się 100 metrów dalej. Rzeczoznawca w 2011 roku wycenił nam ją na 200 tys. zł, jako działkę pod inwestycję. A przed licytacją ten sam rzeczoznawca wycenił to jako garaż za 23 tys. zł. Adam P. zlecał mu wycenę – mówi Krówczyńska.

- Przed licytacją złożyliśmy wniosek do sądu o wyłączenie komornika i sędziego, ale niestety sąd nie rozpatrzył tego, po 10 minutach przyszła inna sędzia i przeprowadziła licytację – dodaje pani Anna.

Weksel

Tymczasem, po zakupie, co najmniej kilkunastu lokali i domów, współpraca między panią Elżbietą i komornikiem zaczęła się psuć.

- Ciągle chciał ode mnie pieniądze, których zresztą nie zarobiliśmy. A jak już coś zostało dłużej, bo nie było kupca, wymagał ode mnie tych pieniędzy, że to jest moje ryzyko, bo poszłam na licytację. Starałam się delikatnie wygasić tę współpracę, wtedy okazało się, że pan P. podrobił weksel na 1,3 mln zł, że jestem mu tyle dłużna – mówi Widz-Grabiec.

- Weksel miał być przywołaniem do porządku: „Zobacz, jak nie będziesz robiła, tak jak ja chcę, to stracisz wszystko” – dodaje mec. Jarosław Reck.

- Wnosiliśmy m.in. o to, żeby wyjaśnić, skąd taka kwota i z jakiego tytułu w ogóle ten weksel został wypełniony. Nigdy nie otrzymaliśmy odpowiedzi – mówi adwokat Adam Puchacz, który także jest pełnomocnikiem Elżbiety Widz-Grabiec.

A skąd Adam P. mógł mieć weksel z podpisem pani Elżbiety?

- Przypuszczam, że wykradł z mojego biura, mógł to zrobić, miał wszędzie dostęp. Przyjaźniliśmy się prawie 30 lat. To mógł być weksel kupiecki, wykorzystywany do rozliczeń z kontrahentami na wypadek, gdybym nie wywiązała się z płatności, tak się kontrahenci zabezpieczali. Miał weksel z podpisem i adresem, pozostała część weksla była wypełniona przez niego lub osoby, którym to zlecił – uważa Widz-Grabiec.

Adam P. poszedł jednak dalej i wystąpił do sądu o nakaz zapłaty 1,3 mln złotych. Co jednak najważniejsze: zajął jako komornik we własnej sprawie konta pani Elżbiety.

- Byłem zdumiony, kiedy zobaczyłem dokumenty, z których wynikało, że komornik prowadzi postępowanie we własnej sprawie – zwraca uwagę Adam Puchacz.

- Tyle lat, ile prowadzę kancelarię, nigdy w życiu nie miałem do czynienia z taką sprawą – zaznacza Jarosław Reck.

Kiedy pani Elżbieta zrozumiała, że walczy o wszystko, powiadomiła prokuraturę o sfałszowanym weksla. Zdecydowała się też ujawnić własną, przestępczą współpracę z komornikiem.

- Wiedziała, że jeżeli nie powie wszystkiego, to do niej, kiedyś to wróci. Będzie szantażowana przez komornika. Wiedząc, jakie mogą grozić jej konsekwencje, stwierdziła, że powie wszystko, o każdej sprawie, w której brała udział z komornikiem – mówi Reck.

- Niezależnie od tego, jaka kara ma mnie spotkać, czy miała mnie spotkać, chciałam to ujawnić, bo bałam się o swoje życie. Wiedziałam, że on wszystko zniszczy – mówi Widz-Grabiec.