Uwaga!

odcinek 6237

Uwaga!

Pani Hanna, w obawie przed koronawirusem, nie opuszczała domu. Musiała jednak pójść do szpitala na zabieg chirurgiczny. Niestety, doszło do zakażenia i kobieta zmarła. Jej rodzina zarzuca personelowi niewywiązywanie się z podstawowych obowiązków.

Szpital w Międzylesiu

Matka pani Iwony musiała się zgłosić do szpitala na niezbędny zabieg chirurgiczny, związany ze skutkami przewlekłej cukrzycy.

Po przeprowadzeniu testu na COVID-19, oczekiwała na operację.

- Kilka godzin po przyjęciu mamy, przywieziona została pacjentka z wypadku. I miała krótko po mamie pobrany wymaz, leżały w pokoju we dwie. Wyniki przyszły z laboratorium następnego dnia. Mama miała wynik negatywny, ale pani, którą położono w tym samym pokoju, miała pozytywny – relacjonuje Olszewska. I przyznaje: Byłam w szoku, w pierwszym momencie bardzo się zdenerwowałam. Spytałam, dlaczego nie izolowali mojej mamy do czasu przyjścia wyników, na co lekarka powiedziała, że nie mieli możliwości położyć mamy gdzie indziej. Nie ma warunków na izolowanie pacjentów.

- Uważam, że ta informacja powinna być przekazana nam na izbie przyjęć – podkreśla pani Iwona.

Ostatecznie, po wielu wątpliwościach lekarzy, panią Hannę skierowano na zabieg. Po przeprowadzonej amputacji palca, czuła się dobrze, lecz nie dostawała posiłków.

- Nie dostała obiadu, potem kolacji i następnego dnia, z tego, co pamiętam, też nie dostała dwóch posiłków. Przez prawie dwie doby nic nie jadła – wskazuje Olszewska. I wyjaśnia: W nogach łóżka wisiała karta, gdzie były zalecenia dla personelu pielęgniarskiego i nikt nie wpisał w kartę, że mama przeszła już ten zabieg i należy podawać jej jedzenie. Mama zgłaszała pielęgniarkom, że cały czas nie dostaje jedzenia i jest po zabiegu. Pielęgniarki tłumaczyły jej, że nie miała zabiegu, że musi czekać, dlatego nie może jeść.

Wynik pozytywny

W kolejnych dniach po zabiegu, pani Hanna czuła się coraz gorzej. Poczuła duszności, które nasilały się. Kolejny wymaz na COVID-19 dał pozytywny wynik.

- Ostatni raz rozmawiałam z mamą w dzień jej śmierci. Raz się dodzwoniłam do lekarza i powiedział, że stan mamy jest już bardzo ciężki. Jedyne, co mogłam robić, to cały czas dzwonić. Dzwoniłam właściwie, co chwilę, żeby wiedziała, że jestem przy niej. Wieczorem, jakieś dwie godziny przed śmiercią mamy, dodzwoniłam się do lekarki i powiedziała mi, że stan mamy się pogarsza, że właściwie jest to stan tragiczny. Poprosiłam, żeby ubrała się w kombinezon i poszła do mojej mamy i powiedziała, że ją kocham. Tylko tyle mogłam zrobić. Lekarka zadzwoniła przed godz. 21, już wiedziałam, że mama odeszła. Pytałam, czy bardzo cierpiała, powiedziała, że mama do końca była świadoma, że była z nią komunikacja – opowiada pani Iwona.

Rodzina: Nie było potrzeby ryzykować

Rodzina zmarłej kobiety zarzuca personelowi niewywiązywanie się z podstawowych obowiązków oraz nieinformowanie pacjentów o zagrożeniach.

- Największy żal do szpitala mam o to, że na izbie przyjęć nie poinformowano nas, że nie ma możliwości do otrzymania wyniku wymazu, izolowania mamy od innych pacjentów, którzy też nie mają zrobionych wymazów. Uważam, że skoro mama nie była w stanie zagrożenia życia, tylko jak napisano: „Była w stanie ogólnym dość dobrym”, to nie było potrzeby narażania jej na takie ryzyko – uważa Olszewska.

Pani Iwona podkreśla także, że brak posiłków bardzo osłabił jej matkę.

- Niejedzenie w mamy stanie, przy cukrzycy i w tym wieku, po zabiegu, który poszedł bardzo dobrze, bo nie było powikłań, nie ułatwia walki z wirusem.

Dyrekcja szpitala odmówiła spotkania przed kamerą. Wobec braku wyjaśnień, córka pani Hanny postanowiła spotkać się z pełnomocnikiem do spraw pacjentów. Także w tym wypadku nie doszło do spotkania z naszym udziałem.

- Nikt mnie nie przeprosił. Próbowano racjonalizować te okoliczności w sposób, który był zdawkowy i właściwie nie były to żadne uzasadnienia. To było to, co wszyscy powszechnie wiemy. Według mnie te procedury nie były zgodne ze starannością, której dokładają inne szpitale – uważa pani Iwona.

„System jest nieprzygotowany”

Część niezależnych lekarzy, zaniepokojona ogólną sytuacją związaną z pandemią, uważa, że już samo przebywanie w warunkach szpitalnych, naraża pacjentów na zarażenie wirusem.

- Polski system opieki zdrowotnej kompletnie nie jest przygotowany do walki z pandemią. Najlepszą tego wizytówką są parawany, które odgradzają strefę czystą od brudnej. A wirus hula po korytarzach. W polskich szpitalach, praktycznie wszystkich, koronawirus jest wszędzie. Ryzyko zakażenia się w takim szpitalu, nawet osoby, która przychodzi z innego powodu, jest ogromne – uważa lek. Bartosz Fiałek.

Wobec wątpliwości, co do okoliczności śmierci pani Hanny, sprawą zainteresowaliśmy Rzecznika Praw Pacjenta, który wszczął postępowanie wyjaśniające.

- Tego typu sytuacje mogą naruszać nie tylko prawo pacjenta do świadczeń, ale też do godności, bo każdy chory powinien otrzymać posiłek, jeśli zezwalają na to lekarze – mówi Robert Bryzek z biura Rzecznika Praw Pacjenta.