Uwaga!

odcinek 6188

Uwaga!

Telefon o 20 procent taniej niż u konkurencji? Choć sklep internetowy Skyteel działał zaledwie kilkanaście dni, poszkodowanych są setki osób z całej Polski. Nieuczciwy sprzedawca mógł zarobić nawet pół miliona złotych.

Reportaż zrealizowano przed wprowadzeniem obowiązku zasłaniania ust i nosa.

W przeglądarkach internetowych oferty ze sklepu Skyteel pojawiały się obok propozycji ze znanych sklepów sieciowych. Ale sprzedawca oferował sprzęt nawet o 20 procent taniej niż konkurencja. Chętnych nie brakowało.

- Córce zepsuł się stary aparat, z mężem powiedzieliśmy jej, żeby uzbierała pieniądze i my jej zamówimy. Córka przez rok zebrała potrzebne 600 zł – opowiada pani Marta.

- Niepokoiłam się, że paczka jeszcze nie dotarła. Napisałam dwa maile, ale nie dostałam odpowiedzi. Załamałam się. Nie dość, że córce jest przykro, to mi jeszcze bardziej – przyznaje pani Marta.

Pani Olga, która szukała nowego telefonu dla siebie, zaczęła od przejrzenia opinii o sklepie.

- Były pozytywne, jakaś jedna negatywna. Taki normalny sklep, więc kupiłam. Poczekałam do końca tygodnia i pomyślałam, że jest obsuwa. Poprosiłam o dane listu przewozowego. Nie dostałam żadnej odpowiedzi.

Z kolei pan Igor szukał telefonu dla matki.

- Oferta była korzystna, a sklep wyglądał na profesjonalny. Dostałem wiadomość, że towar został wysłany. Po kilku dniach zacząłem się jednak niepokoić. Szukałem informacji w internecie, sprawdzałem fora i pojawiały się opinie negatywne, że nie ma kontaktu ze sprzedawcą.

Specjalność polskich grup

- Przestępcy użyli bardzo sprytnej sztuczki, która jest chyba specjalnością polskich grup zajmujących się tego rodzaju oszustwami – wskazuje Adam Haertle z portalu „Zaufana trzecia strona”.

Ekspert zdradza szczegóły mechanizmu.

- Wyszukują sklepy, które kiedyś działały, stosunkowo niedawno, ale takie, które padły w ostatnich latach, zawiesiły swoją działalność i przestały utrzymywać swoją stronę. Oni wykupują taką stronę, która jest dostępna dla każdego, kto chce ją kupić i podszywają się pod markę, która kiedyś istniała. Wykorzystują nazwę, reputację i domenę. Jeżeli ktoś ocenia wiarygodność strony na podstawie historii opinii sklepu i przewinie od razu na sam koniec, to może zobaczyć, że sklep istnieje już cztery lata, więc uzna, że nie ma szansy, żeby to było działanie oszustów.

Grupa poszkodowanych

Szybko okazało się, że pokrzywdzonych są setki osób. W sieci postała grupa, na której czele stanęła pani Agnieszka.

- W tym momencie na głównej grupie jest około 500 osób. Pierwsze transakcje, które zostały zgłoszone i mam je zweryfikowane, miały miejsce 11 września, ostatnie 22 września. W tym momencie wychodzi z tego około 200-300 tys. zł. Natomiast myślę, że może zgłosić się jeszcze sporo osób i kwota może być znacznie większa – uważa Agnieszka, administrator grupy „Poszkodowani przez Skyteel”.

Firma

Siedziba firmy, do której należał sklep internetowy, była zarejestrowana pod Wrocławiem. Okazało się, że mieszkająca tam osoba, nie ma nic wspólnego ze sprawą.

Z kolei kobieta, na którą założona była firma, mieszka 100 km dalej. Była zaskoczona obrotem sprawy. Wcześniej na pół roku sprzedała dostęp do swoich trzech kont bankowych. To na nie wpływały pieniądze z transakcji za telefony.

- Szukałam pracy, albo zarobku przez internet. Zobaczyłam ogłoszenie, że facet da 2,5 tys. zł za przekazanie kont. Napisał do mnie, że prowadził firmę z kolegą i muszą ogłosić jej upadłość. I przez sześć miesięcy nie mogą mieć wpływów na koncie. Myślałam, że on jest normalny. Że może ma komornika. Podałam te konta w dobrej wierze – twierdzi pani Magdalena.

Kobieta początkowo komunikowała się z mężczyzną mailowo, potem przez SMS-y.

- Kazał wysłać mi karty. Zmienił też dostęp do kont. Nie miałam do nich dostępu i nie myślałam o nich w ogóle.

Pani Magda wysłała karty bankomatowe do jednego z paczkomatów w Warszawie.

- Napisał, że jest w delegacji i nie może rozmawiać. Był rzeczowy i konkretny. Pisał SMS-y krótko, zwięźle i na temat – opowiada.

Słup

- Jest to jedna z najpowszechniej występujących figur, czyli słup w przestępstwach gospodarczych. Przekazywanie danych za jakąś gratyfikacją jest nieodpowiedzialne, jeżeli nie nazwać tego potężną głupotą. Nie dość, że może rodzić odpowiedzialność karną takiej osoby, to ta osoba będzie miała też olbrzymie problemy, żeby uniknąć odpowiedzialności finansowej. Chodzi o zwrot pieniędzy, które zostały wpłacone na jej konta przez poszkodowanych – mówi mec. Michał Fertak z Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie.

Jak działa mechanizm?

- Podstawione osoby zakładają konta bankowe, działalność gospodarczą, wypłacają gotówkę z bankomatów. Jest cała wielka szajka. Na pierwszym etapie działają osoby nieświadome, które myślą, że wykonują dobrze płatną pracę. Na drugim etapie pojawiają się osoby, które są już świadome, że biorą udział w przestępstwie, ale nie mają pojęcia, kto jest ich przełożonym. Za tymi wszystkimi warstwami ukrywają się prawdziwi przestępcy, właściciele, czerpiący zyski z tej działalności – wyjaśnia Adam Haertle.

Sklep funkcjonował przez około dwa tygodnie, oszust szybko wypłacał gotówkę z różnych bankomatów w Warszawie i okolicach.

- 15 września, czyli po trzech dniach działalności, na koncie było około 70 tys. zł. On je przelewał potem na inne konto. Też moje. I później z prywatnego szedł wybrać kartą – przyznaje pani Magdalena.

Fałszywe sklepy zwykle działają krótko, najczęściej kilka dni.

- Ale ci włożyli dużo pracy i przez kilka tygodni zbierali owoce swojego wysiłku. Zaawansowany złośliwy sklep – podsumowuje Haertle.

Poszukiwania poszkodowanych

Poszkodowani zaczęli zgłaszać się na policję. Sprawą zajęła się prokuratura, która dostała informację od jednego z banków.

- W ciągu miesiąca było bardzo dużo transakcji. Ich liczba przekracza 400. Chcemy je przypisać do konkretnych osób, odtworzyć szczegóły po to, aby jak najszybciej móc wyciągnąć wnioski, co do skali przestępczego procederu. Będziemy docierać do tych osób, niemniej prosimy o kontakt z Prokuraturą Rejonową Łódź-Śródmieście lub z I Komisariatem Policji w Łodzi – apeluje Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

- Problem polega na tym, że przestępców z definicji nie obowiązują przepisy. Mogą działać sprawnie i szybko. Proces przeprania tych pieniędzy zajmie 15-20 minut. Prokurator, który chciałby pójść tym śladem, zużyje na to minimum półtora roku. Każdy z tych kroków wymaga wydania postanowienia, na którego realizację odbiorca ma trzy miesiące. Przy tej dysproporcji sił i środków, ściganie przestępstw tego rodzaju jest bardzo trudne i pracochłonne – ocenia Haertle.

Jaka jest szansa na odzyskanie pieniędzy przez poszkodowanych?

- Moim zdaniem zerowa – uważa ekspert.

- System nie działa, bo jak ktoś w taki łatwy sposób oszukał ludzi, to coś jest nie tak – mówi pan Igor.

- Myślę, że to był niezły szwindel i to dobrze zaplanowany. Ktoś, kto za tym stoi, wiedział dokładnie, co robić, każdy swój krok miał przemyślany. Ale mam nadzieję, że nie każdy i okaże się, że któryś z tych ostatnich kroków zawiedzie i to my go wyprzedzimy – liczy pani Agnieszka.

- Chciałabym przeprosić tych wszystkich ludzi, którzy zostali poszkodowani tak samo jak ja. Naprawdę nie wiedziałam, że coś takiego się stanie. Łatwo zostać słupem i to nie wiedząc o tym – kwituje pani Magdalena.