Wyzwiska, poniżanie, śledzenie i grożenie śmiercią. Po ośmiu latach koszmaru, który przeżywała Bożena Wołowicz, sąd skazał jej stalkerów na bezwzględne więzienie. - Ta rodzina zdewastowała i zdeptała wszystkie aspekty mojego życia. Dopóki oni faktycznie nie znajdą się w więzieniu, to w dalszym ciągu nie jestem wolna – ocenia pani Bożena.
K. oskarżeni byli o to, że uporczywie nękali Bożenę Wołowicz; znieważając słowami powszechnie uznanymi za obelżywe. Jeżdżąc samochodem i śledząc ją, wyśmiewając i szydząc z pokrzywdzonej, pomawiając ją o jazdę bez uprawnień. Zastraszając też wszczynaniem postępowań sądowych. Złośliwie niepokojąc oraz rzucając kamieniami i śmieciami w ściany i dach domu pokrzywdzonej. Pomawiając i zniesławiając na portalach internetowych. Andrzej K. groził Bożenie Wołowicz pozbawieniem życia.
Sąd uznał oskarżonych za winnych dokonania opisanych czynów. Małgorzata K. i jej syn Andrzej K. zostali skazani na półtora roku bezwzględnego więzienia, córka Małgorzaty K. na rok i trzy miesiące bezwzględnego więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.
„W dalszym ciągu nie jestem wolna”
- Odczułam, że to bezwzględne więzienie przyczyniło się do tego, żebym miała poczucie sprawiedliwości. Dopóki oni faktycznie się nie znajdą w więzieniu, to w dalszym ciągu nie jestem wolna – ocenia wyrok Wołowicz i dodaje: - Wszystkie ich działania były naprawdę perfidne, wyrafinowane, celowe i przemyślane. To nie jest, że nagle tak sobie coś przydarzyło się, tylko oni, żeby mnie skrzywdzić, planują wszystko. Takie psychiczne znęcanie się nade mną sprawia im ogromną satysfakcję i przyjemność.
Wojciech Saryusz-Romiszewski, pełnomocnik Bożeny Wołowicz jest zadowolony z ostatniego wyroku.
- Pochwała dla Sądu Rejonowego w Dębicy, który poświęcił dużo czasu i tak efektywnie i konsekwentnie przeprowadził tę ostatnią sprawę. Oskarżeni swojego zachowania nie zmienili po poprzednim wyroku – zaznacza.
Rodzina K. przegrywała w sądzie już wcześniej. W lutym 2019 roku K. zostali skazani na karę więzienia w zawieszeniu. Proces wciąż trwa przed sądem apelacyjnym.
Ucieczka z własnego domu
Pani Bożena w czerwcu 2018 roku wyprowadziła się z własnego domu. Wówczas przydzielono jej policyjną asystę. Od tego czasu swój dom może odwiedzać tylko raz w tygodniu w towarzystwie ochrony. Obecność policjantów nie powstrzymuje jednak rodziny K. przed atakami na sąsiadkę.
- Nie mam jakiś wielkich oczekiwań. Chciałabym bardzo wrócić do swojego domu. Chciałabym móc spokojnie do niego wjeżdżać i wyjeżdżać. Chciałabym móc wypić kawę na tarasie. Z rodziną, z koleżanką. Chciałabym otworzyć okno wtedy, kiedy mam ochotę. A nie tylko wtedy, kiedy wiem, że ich nie ma – mówi Wołowicz.
Sprawa restauratora
Pani Bożena nie jest jedyną ofiarą rodziny K. Ci atakują również krewnego, krakowskiego restauratora. Każda ze spraw zamienia się w wieloletnie procesy, a oskarżeni robią wszystko, aby je przedłużać, utrudniając w ten sposób życie swoich ofiar.
- Pytanie kiedy się to zakończy. Ona [Małgorzata K.] najpierw kwestionowała to, że jest pomawiana o niepoczytalność, a teraz wniosła pismo, żeby ją przebadać psychiatrycznie. To ewidentnie jest celowane w przedłużenie procesu sądowego i te sprawy trwają latami – mówi Jan Kościuszko.
Restaurator do tej pory wygrał jedną sprawę. Za lżenie i pomawianie go, stalkerów skazano na prace społeczne i karę finansową, ale i tak do dziś wyrok nie został wykonany. Daje to rodzinie K. poczucie bezkarności.
Sprzedaż domu
Pani Bożena zdecydowała się wystawić swój dom na sprzedaż.
- Oczywiście miałam bardzo poważny problem, ponieważ żadne biuro nieruchomości, ani w Tarnowie, ani w Dębicy, nie chciało przyjąć oferty. W końcu odważyło się jedno biuro – mówi Wołowicz.
- Jak pojechałem do tej nieruchomości i widziałem zachowanie sąsiadów, to przerosło moje wyobrażenia o konflikcie, jaki tam może być – przyznaje Józef Tendera z agencji nieruchomości.
- W mojej wieloletniej pracy zdarzały się takie sytuacje, gdzie kłócili się sąsiedzi czy rodzina, i wystawienie takiej nieruchomości na sprzedaż i sama sprzedaż kończyła cały konflikt. I był spokój. Natomiast widzę, że tu nie chodzi o to, żeby klienci się rozeszli, jedno od drugiego się uwolniło, tylko o coś więcej. Nie mogę zrozumieć o co i coraz mniejsze widzę szanse, żeby tę nieruchomość sprzedać – dodaje Tendera.
Bożena Wołowicz wierzy, że wyrok skazujący K. na bezwzględne więzienie uprawomocni się.
- Gdzieś w tyle głowy wiem, że moment, kiedy oni znajdą się w zakładzie karnym nastąpi. Jest to bardzo trudne, ale dla szczęścia moich dzieci, moich przyjaciół i znajomych, będę na to czekać. Muszę czekać, muszę wytrwać i wiem, że doczekam się tego - kwituje.
-------------------
Dwa zarzuty dla wychowawcy kolonijnego
43-letni wychowawca kolonijny podejrzany jest o molestowanie nastoletniego chłopca. Prokuratura postawiła mu dwa zarzuty.
Na jednej z kolonii nad morzem 43-letni wychowawca miał molestować nastoletniego chłopca. Do zdarzenia miało dojść pierwszej nocy turnusu.
- Dziecko powiedziało, że wychowawca wszedł do pokoju, świecił latarką po oczach. Koledzy spali, a on nie spał. On podszedł do niego i go dotknął. Jego miejsca intymne. W momencie kiedy to usłyszałem, kazałem zadzwonić po policję – mówi pan Marcin, jeden z organizatorów wypoczynku.
Po 15 minutach policjanci zatrzymali wychowawcę. Od razu przewieźli go na komendę, gdzie przez całą noc go przesłuchiwano. W jego telefonie znaleziono treści, które wstępnie uznano za pornografię dziecięcą.
Mężczyzna usłyszał dwa zarzuty.
- Pierwszy zarzut dotyczy dopuszczenia się innej czynności seksualnej wobec małoletniego poniżej 15. roku życia. Drugi czyn dotyczy przechowywania i posiadania treści pornograficznej z udziałem małoletnich. Do tych obydwu czynów podejrzany nie przyznał się. Złożył w tej sprawie obszerne wyjaśnienia – mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Wychowawca kolonijny
Mężczyzna już rok wcześniej był wychowawcą na kolonii w tym samym miejscu. Na swoich profilach udostępniła nagrania z wakacyjnych turnusów. Widać na nich, że dzieci dobrze czuły się w jego towarzystwie i mu ufały. Mężczyzna przedstawił organizatorom wakacji dokumenty, z których wynika, że ostatnio pracował jako szkolny katecheta.
- To był wychowawca, który zawsze się angażował. Zawsze mobilizował dzieci, nigdy nie było z nim problemów. Widziałem te filmiki, są typowo sytuacyjne z kolonii. Gry i zabawy. Przedstawiały też różnego rodzaju wycieczki. Dzieci na nich zawsze były uśmiechnięte – mówi pan Marcin.
Czy organizator prawidłowo zweryfikował kolonijnego wychowawcę?
- Z naszej strony wszystko zostało dopełnione i sprawdzone. On przeszedł cały proces rekrutacyjny. Miał wszelkie dokumenty i kwalifikacje. To był nauczyciel. W pierwszej kolejności sprawdzamy niekaralność takiej osoby, i to, czy jest w rejestrze sprawców przestępstw na tle seksualnym. Ten pan w żadnym z rejestrów nie widniał – podkreśla pan Marcin i dodaje: - Przede wszystkim warto być jeszcze bardziej ostrożnym.