Uwaga!

odcinek 6098

Matka pięcioletniego Antosia jest przekonana, że poważna choroba jej syna jest spowodowana nieprawidłowościami, do których miało dojść na sali porodowej. Toczący się proces przedłuża się, bo dokumentacja medyczna jest niekompletna, a personel szpitala tłumaczy, że niewiele pamięta.

Prawidłowy przebieg ciąży

Antoś urodził się w szpitalu w Starachowicach. Jest pierwszym dzieckiem pani Zuzanny. Ciąża przebiegała prawidłowo, a młoda matka nie spodziewała się żadnych komplikacji.

- Jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży to była wielka radość. Były ubranka, łóżko, wszystko przygotowane dla małego Antosia – wspomina Zuzanna Plewińska.

Dramat pani Zuzanny i jej bliskich rozpoczął się na sali porodowej.

- Nikt nie powiedział mi, jak mam rodzić. Czy w pozycji stojącej, leżącej. Słyszałam tylko, że wszystko robię źle – opowiada pani Zuzanna i dodaje: - Pamiętam, że na salę wszedł pan doktor, spytał która godzina, po czym wyszedł i już nie wrócił. Za niego pojawiła się pani młoda doktor.

Poród przedłużał się, ale lekarze nie podjęli decyzji o cesarskim cięciu. Gdy chłopiec przyszedł na świat, po pierwszej minucie uzyskał zaledwie cztery punkty w skali Apgar. Komplikacje okołoporodowe spowodowały u niego porażenie mózgu, niedowład czterokończynowy i padaczkę lekooporną.

- Kiedy Antoś pojawił się, nawet nie zapłakał. Cisza. Wynieśli go. Był siny. Przez kilkanaście dni nie widziałam i nie przytuliłam synka. Czułam ból, nie rozumiałam, dlaczego nie widzę dziecka – wspomina pani Zuzanna.

Lekarz rezydent

Okazuje się, że poród odbierała lekarka rezydentka, będąca dopiero w trakcie robienia specjalizacji. Jej opiekun, który pełnił wówczas dyżur na oddziale ani razu nie pojawił się podczas ostatniej, najważniejszej fazy porodu.

- Nikt nie poinformował mnie o tym, że lekarka, która przyjmowała poród jest w trakcie specjalizacji – żali się pani Zuzanna.

Lekarka rezydentka, która odbierała poród nie pracuje już w szpitalu w Starachowicach. W sieci ogłasza, że prowadzi prywatną praktykę lekarską. Obecnie pełni dyżury także w placówce w Skarżysku–Kamiennej.

- Lekarka pracowała w naszym szpitalu od 2012 do 2016 roku. Miała zgodę na pełnienie dyżurów wydaną przez kierownika oddziału – komentuje Małgorzata Kałuża z Powiatowego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Starachowicach.

Sprawą pani Zuzanny zajęła się prokuratura.

- Według biegłego poród przebiegał nieprawidłowo od jego drugiej fazy. Lekarka rezydentka nie konsultowała się z lekarzem specjalistą, co w tej chwili było już wymagane. Dodatkowo w drugiej fazie porodu zaniechano rejestracji KTG i kontynuowano naturalną drogę porodu, mimo iż zaistniały przesłanki do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Kobieta nie przyznała się do winy – mówi Daniel Prokopowicz z Prokuratura Okręgowej w Kielcach.

O podział obowiązków między rezydentem a lekarzem specjalistą zapytaliśmy okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej.

- Moim zdaniem nie można w tej sytuacji obwiniać tylko tej młodej lekarki. Na oddziale położniczym praca jest zespołowa. W takich krytycznych przypadkach, nie można młodego lekarza zostawić samemu sobie - komentuje Andrzej Matyja.

Nie pierwszy raz

To nie pierwszy tak tragiczny przypadek w szpitalu w Starachowicach. Rok po urodzeniu Antosia, ta sama lekarka rezydentka miała odebrać inny poród. Dziecko pani Izabeli zmarło w łonie matki, a poród martwej dziewczynki odbył się na szpitalnej podłodze. Sprawą zajmowaliśmy się w UWADZE!

W przypadku Antosia poród zakończył się trwałym uszkodzeniem mózgu. Personel medyczny tłumaczy, że nic nie pamięta. Z kolei lekarz, który był opiekunem rezydentki i miał tamtego dnia dyżur, nie stawia się na rozprawach. Lekarka, z którą udało nam się w końcu porozmawiać nie mówi, co się stało na sali porodowej.

- Tego konkretnego przypadku nie pamiętam, ale mogę powiedzieć, że zawsze konsultowałam się ze starszym lekarzem. Nie wiem, dlaczego nie ma takiego wpisu w dokumentacji – przyznaje.

Antoś ma za sobą liczne i bolesne operacje bioder. Szansą na poprawienie sprawności jest przeszczep komórek macierzystych. Terapia kosztuje blisko 40 tysięcy złotych i nie jest refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Gdyby nie zbiórki i liczne aukcje, chłopczyk nie miałby szans na leczenie oraz skuteczną rehabilitację.

Oprócz sprawy karnej pani Zuzanna złożyła do sądu też pozew cywilny, w którym domaga się od szpitala odszkodowania w kwocie dwóch milionów złotych.

- Nie wiem, czy umiałabym wybaczyć lekarzom. Chciałabym cofnąć czas, żeby nie znaleźć się w tym szpitalu i żeby mój syn był zdrowy – kończy kobieta.

Chcesz wspomóc rehabilitację Antosia? Wszystkie informacje znajdziesz TU