Agnieszka C. jest matką czworga dzieci. Kilka miesięcy temu kobieta uciekła z domu zabierając 8-letnią córkę. Po poszukiwaniach okazało się, że zamieszkała u mężczyzny, który w sieci podaje się za żołnierza Jezusa Chrystusa. Wracamy do historii rodzeństwa, które walczyło o odzyskanie siostry i matki.
Historię zaginięcia Agnieszki C. i jej 8-letniej córki pokazywaliśmy w Uwadze! kilka tygodni temu.
Kobieta wyjechała z domu tuż przed świętami Bożego Narodzenia i zamieszkała z córką u Piotra S. i jego żony. Rodzeństwo nie miało z matką i siostrą kontaktu. Dopiero policja ustaliła ich miejsce pobytu.
Kolejna ucieczka
Najstarsze rodzeństwo - w trosce o los matki - złożyło do sądu wniosek o jej przymusowe leczenie. Sąd uznał jedynie, że ze względu na zachowanie matki, 8-letnia Gabrysia powinna przebywać z ojcem. Ponieważ matka nie pogodziła się z tą decyzją, ojciec złożył wniosek o przymusowe wydanie córki. W tym czasie Sandra i Bartłomiej podejmowali kolejne próby kontaktu z matką i Gabrysią.
- Efektem emisji reportażu było to, że następnego dnia około godz. 10 zadzwoniła do mnie żona Piotra [mężczyzny, u którego przebywała z dzieckiem Agnieszka C. – red.]. Powiedziała, że mama uciekła. Spakowali się, wzięli śpiwory, namiot i wyjechali z Piotrem. Mówiła, że będą gdzieś po lasach chodzić – opowiada Bartłomiej, najstarszy syn Agnieszki C.
- Po głosie brata wiedziałam, że coś się stało. Zaczęłam się trząść. Powiedział, że mama wyszła z Gabrysią i do tej pory nie ma z nimi kontaktu. Zostawili telefony, list pożegnalny – opowiada Sandra, córka Agnieszki C.
Bartłomiej pojechał zgłosić zaginięcie do Płocka, gdzie mieszka S. Sandra z młodszym bratem Arturem poszli na komendę w rodzinnym Kołobrzegu.
- Policja zobaczyła reportaż. Największą ich uwagę zwróciły wypowiedzi mamy. Poprosili, żebym im puściła całość nagrań – opowiada Sandra.
Podczas jednej z nagranych rozmów telefonicznych matka mówi do syna, by pod żadnym pozorem nie szczepił się.
„Te szczepionki robią z zamordowanych dzieci. Z komórek. Chcą, żeby ci, którzy je wezmą byli współwinni morderstwa. Chcą pogrążyć, jak największą liczbę dusz. W piekle”, mówi Agnieszka C. w jednym z nagrań.
„Mają być przymusowe szczepienia. Jakby przyszła żandarmeria to uciekaj przez okno, nie daj się zaszczepić, bo będzie po tobie. Jak zaczną się masowe szczepienia to ludzie wyjdą na ulice będzie wielki dramat. Ludzie zaczną panikować, histeryzować, wybijać szyby w sklepach i zaczną się bić o jedzenie. Wybuchnie, to, co wybuchnie”, przekonuje syna w innej rozmowie.
Poszukiwania Gabrysi
Policja natychmiast rozpoczęła poszukiwania Gabrysi i jej matki. Zdjęcia trafiły do mediów. W tym samym czasie Bartłomiej pojechał do Płocka, by spotkać się z żoną Piotra S. Kobieta zgodziła się także porozmawiać z nami, ale pod warunkiem zachowania anonimowości.
- Obudziłam się o godz. 6 i już ich nie było (…). Poszłam do kuchni, leżał list, w którym było napisane; pamiętaj, że cię kochamy, nikogo nie powiadamiaj. Mów, że jesteśmy na mieście. Zostawił pieniądze na życie i upoważnienie, że mogę odbierać rentę – opowiada żona Piotra S.
Szczegóły, które zdradza są poruszające.
- Wcześniej [Agnieszka C. – red.] spała w pokoju obok na łóżku, a mąż spał tam na podłodze. Często Gabrysia spała z Piotrem. Matka się godziła, a ja nie miałam dużo do gadania. Jak miałam swoje zdanie to mnie przekrzykiwali, mówili, że na policję zadzwonią. Jak przychodziła sobota, potrafili cały dzień się modlić. Jak Gabrysia zgrzeszyła, powiedziała coś nieodpowiedniego, to mama kazała jej iść do łazienki i się spowiadać. Po reportażu ruszyło mnie sumienie, że może tam coś się dzieje.
Powrót do domu
Policyjne poszukiwania zakończyły się sukcesem. Dzień po ich rozpoczęciu 8-letnia Gabrysia, jej mama i Piotr S., zostali odnalezieni w Bielsku Białej.
- Miejscowi policjanci otrzymali zgłoszenie od przypadkowej osoby, która słyszała komunikat w radiu. Na jego podstawie rozpoznała te osoby, które przebywały wówczas w okolicy jednego z kościołów – mówi mł. asp. Krystyna Kowalska z Komendy Miejskiej Policji w Płocku.
- Policjanci dbając o dobro dziecka, po konsultacji medycznej i konsultacji z psychologiem i w uzgodnieniu z sędzią, podjęli decyzję, aby przekazać dziewczynkę ojcu. Ojciec w tym czasie nie mógł przybyć do Bielska Białej. W jego imieniu osobę małoletnią odebrała osoba przez niego upoważniona – dodaje mł. asp. Kowalska.
Po siostrę pojechał jej najstarszy brat Bartłomiej.
- Spotkałem się też z mamą, ale nic do nas nie mówiła. Wyglądała strasznie, wychudzona z workami pod oczami. Miała włosy obcięte krócej niż ja, siwe włosy. Jak coś było nie po jej myśli to wpadała w szał. Pani psycholog powiedziała, żeby nie reagować na jej zaczepki i starać się jak najszybciej odbudować zaufanie Gabrysi, żeby jak najszybciej zakończyć tę sytuację – opowiada Bartłomiej.
Po prawie sześciu miesiącach spędzony z dala od bliskich, Gabrysia wróciła w do rodzinnego domu. Tam czekał na nią ojciec.
- Wskoczyła mi na ręce i się przytuliła - mówi wzruszony pan Artur.
- Jeszcze nie jest wszystko dobrze. Chcemy ściągnąć mamę i jej pomóc. Żeby poszła na leczenie – wyjaśnia Sandra.
- Powiedziała, że ona nie wróci, że ma misję. Że musi bardziej słuchać Boga niż ludzi. Przekonywałem, że możemy jej pomóc, żeby wróciła, żeby odcięła się od Piotra i poszła na terapię. Wyśmiała mnie, że myślimy, że ona jest chora – kończy Bartłomiej.