Uwaga!

odcinek 6034

Sześć tygodni temu z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Tychach wypisano i wywieziono wszystkich leczących się pacjentów. Teraz na czternastu zamkniętych oddziałach leczy się jedynie osoby zakażone COVID-19.

Intensywna opieka medyczna

Na dyżurze oddziału intensywnej opieki medycznej pracuje podwojona obsada pielęgniarek i lekarzy. Medycy muszą wymieniać się co kilka godzin.

- Najtrudniejsze są reanimacje pacjentów. To potężny wysiłek fizyczny. Zdarzało się, że same podczas tych akcji się dusiłyśmy - opowiada Agnieszka Jaskuła, pielęgniarka oddziału intensywnej terapii.

Szpital jest dobrze zaopatrzony. Leczy się obecnie w nim 120 pacjentów.

- W naszym szpitalu zmarło już ponad trzydziestu zakażonych COVID–19. Tak wysokie statystyki wynikają z tego, że trafia do nas najwięcej pacjentów z całego województwa, już z objawami choroby. Z niewydolnością oddechową i krążenia – dodaje dr Jarosław Madowicz, dyrektor ds. medycznych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego MEGREZ w Tychach.

- Dziś pacjentami z koronawirusem zajmują się wszyscy lekarze, niezależnie od specjalizacji. Rodzi się jednak pytanie jak długo to potrwa, kiedy wrócimy do swoich zajęć. Dla chirurga, który nie operuje kilka miesięcy, nie jest to sytuacja komfortowa. Personel rozumie, że w maju jeszcze nic się nie zmieni, ale kiedy nastanie moment, że będziemy mogli ruszyć z normalną pracą – zastanawia się  dr Jarosław Madowicz.

Zobacz też: Powstaną hotele dla medyków

Trudne rozmowy z bliskimi

Kiedy pacjent jest w stanie krytycznym pielęgniarki dzwonią do kapelana, który nie może wejść na oddział i modli się za umierającego w kaplicy szpitalnej.

- Chylę czoła przed pracownikami szpitala, bo poza swoimi obowiązkami robią też teraz kawał mojej pracy. Rozmawiają z umierającymi, modlą się za tych chorych. Oni wiedzą, kiedy nadchodzi koniec, wiedzą jak reagować – mówi ks. Marek Gwioździk.

- Codziennie rozmawiam z rodzinami pacjentów. To bardzo trudne rozmowy. Zupełnie inaczej jest, gdy mogą przyjść na oddział i pobyć z chorym. Teraz w czasie epidemii jest im dużo trudniej - mówi dr Izabela Kokoszka–Bargieł, ordynator oddziału intensywnej terapii i dodaje: Najtrudniejsze w tej chorobie są nagłe zgony. Po południu mówimy, że stan chorego jest stabilny, a wieczorem dzwonimy ze złymi wiadomościami.

Dyrektor, lekarze, pielęgniarki wszyscy zastanawiają się, ile pandemia może jeszcze potrwać i jak długo ich szpital będzie szpitalem jednoimiennym.

- Jeśli chodzi o anestezjologów i pielęgniarki anestezjologiczne to mamy za mało personelu. Mamy przygotowane odpowiednio wyposażone łóżka, ale brakuje ludzi, którzy je obsłużą - podkreśla dr Izabela Kokoszka–Bargieł.