Uwaga!

odcinek 5932

Uwaga!

Kopniaki, uderzenia pięścią, ciosy nożem, przecięte ścięgna, zmiażdżone kręgi, a w efekcie niedowład i paraliż. Pani Marta została brutalnie zaatakowana w środku nocy, kiedy za ścianą spała dwójka jej małych dzieci. Oprawcą był mąż z kolegą. Od czterech lat ofiara walczyła przed sądem o sprawiedliwość.

Do tragicznych wydarzeń z udziałem pani Marty Diener doszło w nocy z 11 na 12 marca 2016 roku.

„Długo miałam do siebie pretensje”

Brutalny atak męża był apogeum przemocy, której przez lata doświadczyła pani Marta.

- Bardzo długo miałam do siebie pretensje, że wybrałam takiego mężczyznę i ojca dla moich dzieci. Jak ja im spojrzę w oczy i wytłumaczę kiedyś swój wybór, jeśli kiedyś mnie zapytają: Mamo, jak mogłaś wyjść za tego pana? – zastanawia się pani Marta.

Mimo upływu czasu, licznych terapii pani Marta wciąż nie wróciła do pełnej sprawności fizycznej i psychicznej.

- Po trzech latach zaczęłam się mierzyć z lękami. W początkowym okresie wyłącznie przemykałam przez dom, chcąc być niewidoczną. Do dziś nie kąpię się przy zamkniętych drzwiach. Muszę widzieć drzwi, by być pewną, że nikogo nie ma w domu – dodaje.

Oskarżony Paweł W. nigdy też nie przeprosił swojej żony za atak. Na salach rozpraw zarówno on, jak i drugi oskarżony nie wyglądali na skruszonych.

- Ciężko mi patrzeć na ich postawę w sądzie. Wyszło tak, że to oni patrzą na mnie z dumą, a ja siedzę ze spuszczoną głową. To próba poniżenia i zastraszenia mnie. Staram się już na nich nie patrzeć, lekceważyć ich – wyznaje kobieta.

Pierwsza instancja

Na ostatniej rozprawie sąd pierwszej instancji uznał, że oskarżeni nie będą odpowiadali za usiłowanie zabójstwa, tylko za pobicie. Sędzia stwierdził tym samym, że sprawcy nie mieli zamiaru pozbawić jej życia, a chcieli ją tylko upokorzyć. Wyroku sądu pierwszej instancji pani Marta wysłuchała z niedowierzaniem.

- Nie zostałam potraktowana poważnie. Nie dano mi wiary w to, że mąż jechał do mnie z zamiarem zabójstwa. Skąd wiadomo, że nie zabiliby dzieci? Dlaczego sąd daje wiarę oskarżonym, którzy mówią, że nie chcieli zabić, a nie wierzy mi? – pyta pani Marta.

Sąd początkowo nie wziął pod uwagę faktu, że mąż jadąc do pani Marty zadzwonił i groził jej śmiercią. Kobieta prawdopodobnie przeżyła tylko dlatego, że w ostatniej chwili zdążyła zawiadomić policję.

- Na kurtce pokrzywdzonej jest jedenastocentymetrowe rozcięcie więc nieprawdą jest, że oskarżony Mariusz K. nie chciał zadać ciosu nożem – wskazywała na sali rozpraw pełnomocniczka ofiary.

Noża w czasie ataku używał Mariusz K. Podczas rozmowy w zakładzie karnym bagatelizował i umniejszał swoją rolę w całym zajściu.

- Biegły określił, że nie było uderzeń kastetem, ani ciosów nożem. Co innego jest skaleczenie nożem, który faktycznie trzymałem w ręce, a co innego ciosy nim. Były obcięte jej włosy i wówczas powstały skaleczenia – mówi oskarżony.