Uwaga!

odcinek 5925

Uwaga!

- Były uderzane poganiaczem w wymiona, rażone prądem w głowę, wykręcano im ogon – mówią przedstawiciele fundacji „Viva!”, którzy zarejestrowali jak wygląda wyprowadzanie zwierząt z ciężarówek w jednym z zakładów w środkowej Polsce.

Wraz z wolontariuszami fundacji „Viva!” pojawiliśmy się na tyłach jednej z ubojni położonej w środkowej Polsce. Przez szczelinę w ogrodzeniu obserwowaliśmy rozładunek transportu krów. Pracownik okładając zwierzęta pałką próbował jak najszybciej wygonić je na rzeź.

W tym samym miejscu przez kilka miesięcy obserwację prowadzili wolontariusze „Vivy!”.

- Na nagraniach widzimy jak mężczyzna poganiaczem elektrycznym uderza prosto w głowę. Robi to przy dwóch innych pracownikach. Można sobie wyobrazić to, jakby ktoś dostał prądem w twarz albo w oko – mówi Łukasz Musiał z fundacji „Viva!”.
Używanie zarejestrowanych na filmie elektrycznych poganiaczy, które rażą zwierzęta prądem o napięciu, co najmniej pięciu tysięcy woltów, jest dozwolone, ale w bardzo ograniczonym zakresie.

Impuls musi trwać nie dłużej niż sekundę. Można go kierować jedynie w zad zwierzęcia, a między uderzeniami powinna nastąpić za każdym razem dłuższa przerwa.

- Na nagraniu widać, że mężczyzna poganiaczem celuje w wymiona, co jest nielegalne. Bardzo powszechne w tej rzeźni jest wykręcanie i łamanie ogonów. Udało się to zarejestrować na wielu nagraniach. Poprzez ból zwierzęta są w ten sposób zmuszane do opuszczenia ciężarówki. Często też krowa atakowana jest z dwóch stron. Wtedy krowa nie wie, w którą stronę iść. Często wraca na ciężarówkę – mówi Musiał.

- Na nagraniu widzimy też leżące krowy. Widzimy jak mężczyzna prądem próbuje zmusić leżaka, żeby wstał. Inna krowa tratuje tego leżaka – dodaje Musiał.

- Jest jasne i oczywiste, że te zwierzęta były traktowane w sposób absolutnie okrutny. To było absolutnie zbędne okrucieństwo – podkreśla prof. Wojciech Pisula, specjalista ds. zachowania zwierząt z Polskiej Akademii Nauk.

Spółka „McKeen Beef” działa od 10 lat i szczyci się niedawno oddanym do użytku nowoczesnym zakładem. 90 proc. produkcji trafia na eksport do Unii Europejskiej, a w swej ofercie „McKeen Beef” ma nawet mięso pochodzące z uboju rytualnego.

Sprawa Witkowa

- Nie jest to pierwsze śledztwo „Vivy!”, ujawniające takie praktyki. Raczej można powiedzieć, że takie nieprawidłowości występują pod każdą rzeźnią. W rzeźniach nie pracują osoby empatyczne, wrażliwe na krzywdę zwierząt, ale osoby wręcz kompletnie na to znieczulone. Czasami mam wrażenie oglądając takie filmy, że to jest katowanie zwierząt dla przyjemności. Przez wiele lat walczyliśmy o to, żeby organy ścigania uznawały takie traktowanie zwierząt za przestępstwo – mówi adwokat Katarzyna Topczewska.

Zdaniem prawniczki biegli sądowi bagatelizowali problem.

- Tak naprawdę dopiero sprawa Witkowa była przełomem. Wówczas biegli uznali, że to jest znęcanie się nad zwierzętami. Że to jest niedopuszczalne.

Iwona Gdula, czytając w październiku 2019 roku uzasadnienie do wyroku w sprawie znęcania się nad zwierzętami przez pracowników „Agrofirmy” Witkowo, mówiła:

„Biegli wyraźnie wskazali, że sprawcy używali różnych przedmiotów w tym niedopuszczalnych przez prawo. A jeżeli były profesjonalne to w sposób niezgodny z prawem. W sposób wywołujący u zwierząt ból i cierpienie. Zakazane jest stosowanie poganiaczy lub innych narzędzi z zaostrzonymi końcami (…), bicie zwierząt twardymi przedmiotami, bicie po głowie, nie może być inaczej traktowane jak znęcanie się nad zwierzęciem”.

Sprawą Witkowa Uwaga! zajmowała się trzy lata temu. Działacze „Vivy!” zarejestrowali wówczas bicie zwierząt idących na rzeź . Zwierzęta, także ranne były kopane i rażone prądem.

- Jest parę incydentów, które rzeczywiście nie powinny mieć miejsca. W większości ludzie zachowali normalność, bo mają poganiacze. Parę sztuk jest opornych, gdzie niepotrzebnie użyli jakiś pałek. Wyciągnie się konsekwencje. Dziękujemy za to, i to nastąpi natychmiastowa rozmowa z kierownictwem przetwórni i na pewno nastąpi radykalna poprawa – mówił przedstawiciel firmy.

Wówczas dwaj pracownicy ubojni zostali skazani za znęcanie się nad zwierzętami rzeźnymi na kary bezwzględnego pozbawienia wolności. Wyrok był precedensowy.

Zdaniem adwokat Katarzyny Topczewskiej właściciele rzeźni często wiedzą, że o niewłaściwym rozładunku zwierząt.

- Aczkolwiek w postępowaniach karnych zasłaniają się tym, że nie mają takiej świadomości. Ale przecież to się dzieje cały czas. To nie są jednostkowe przypadki. Wszystkie śledztwa fundacji wykazywały, że codziennie dochodzi do takich zachowań, niemal każdy transport wyładowany jest w podobny sposób.