Uwaga!

odcinek 5924

Uwaga!

Skorzystali z okazji i promocji, by rozpropagować własną działalność. Ale reklama zamiast pomóc stała się dla nich początkiem tarapatów.

Gazety „Słowo Wrocławian”, „Słowo Warszawy” - Łodzi, Krakowa, Katowic, Poznania, Trójmiasta, wydawane są przez spółkę z Wrocławia. Wydawca na stronach internetowych chwali się 30 tysiącami czytelników w każdym z miast. Swoje gazety reklamuje, jako czasopisma lokalne o największym zasięgu.

- To musiałoby się rzucać w oczy, w kręgu moich znajomych prasoznawców coś, by się słyszało na ten temat, a ja pierwszy raz słyszę o takiej gazecie – dziwi się prof. Maciej Mrozowski, medioznawca.

Jaki jest nakład i dostępność każdego z pism na rynku nie wiadomo. Wydawca mówi o sprzedaży, rozdawnictwie, wersjach internetowych. W niektórych miastach widziano kilka egzemplarzy, w innych nigdy.

Kiedy sami próbowaliśmy kupić gazetę okazało się, że nie ma jej w kioskach, sieciach sprzedaży prasy, czy miejscach, gdzie według wydawcy rozdawana jest za darmo.

Reklama

Pani Agnieszka prowadzi gabinet odnowy biologicznej w Łodzi.

- Zadzwoniła do mnie pani i zaproponowała reklamę w gazecie „Słowo Łodzi”. Reklamę na bardzo korzystnych warunkach. Miałam zapłacić zamiast 1200 zł tylko 300 zł – mówi rehabilitantka i dodaje, że reklamy swojego zakładu nie widziała. - Śmiem twierdzić, że ta gazeta nie istnieje, że nigdy jej nie było.

Na reklamę zdecydował się też nieświadomy niczego przedsiębiorca Jarosław Bieliński.

- Kurier, który przywiózł umowę stał nad człowiekiem i czekał na podpis. Zacząłem ją czytać, ale zwyczajnie po ludzku zrobiło mi się żal kuriera i dałem sobie spokój. Umowę przeczytałem potem. Okazało się, że co innego mówił handlowiec podczas rozmów, a co innego znajdowało się na końcu tego drobnego maczku.

- Widziałam te reklamy w gazecie. Przysyłają ją razem z fakturą… drukuję dwie gazety dla siebie. Za 1600 zł – dodaje zirytowana Anna Traczyk, podolog.

Profesor Mrozowski nie pozostawia złudzeń:

- Moim zdaniem łowią frajerów. Te pieniądze wydane na reklamę są w 80-, a może 100 proc. wyrzucone w błoto.