Uwaga!

odcinek 5911

Uwaga!

Pani Marta została bestialsko napadnięta przez męża i jego znajomego. Uratowali ją policjanci, których zdążyła wezwać. Mimo iż kobieta cudem uniknęła śmierci, przed sądem z ust męża usłyszała, że to ona jest sprawcą przemocy w ich małżeństwie.

Do tragicznych wydarzeń doszło w nocy z 11 na 12 marca 2016 r. Marta Diener była bita, kopana, obcięto jej włosy i zadawano ciosy nożem.

Przemoc domowa

Napad i brutalny atak męża był apogeum przemocy, której doświadczyła w domu pani Marta.

- Ciężko było zobaczyć to, co dzieje się u nas w domu, bo oboje zrobiliśmy z tego teatr. Ja udawałam, że nie jestem bita, a mąż udawał, że nie jest przemocowcem. Był albo eleganckim, pachnącym biznesmenem, albo leżał pijany na wycieraczce po tygodniowym wypadzie – opowiada Marta Diener i dodaje: Najbardziej przeżywałam bicie w ciąży. Potrafił rozbić mi głowę tak, że cala byłam zalana krwią.

Nikt z rodziny nie chciał pomóc pani Marcie, więc kobieta złożyła zawiadomienie na policję. Założono niebieską kartę, a mąż pani Marty wyprowadził się z domu. Wkrótce potem złożył również pozew o rozwód.

- Kiedy byłam w zaawansowanej drugiej ciąży, wyrzucił mnie z domu z małym dzieckiem. Zwróciłam się wówczas do teściowej. Usłyszałam, że razem z mężem zastanawiają się, co zrobiłam ich synowi, że tak mnie traktuje – wspomina.

Brutalny napad

Tragicznej nocy, kilka godzin przed atakiem na swoją żonę, Paweł W. spotkał się z bratem pani Marty. Na miejsce spotkania Paweł W. przyszedł z Mariuszem K.

- Rozmawialiśmy o Marcie. Próbowałem mu tłumaczyć, że skoro jest dwójka małych dzieci, to dobrze by było się porozumieć. Wyglądało, że docierają do niego moje argumenty. Po kilku minutach wyszedł po drinka, a przy mnie pojawił się mężczyzna, którego widziałem po raz pierwszy. Ten mężczyzna rzucił się na mnie, wywiązała się szarpanina, po czym uciekłem z tego klubu – opowiada Łukasz Diener, brat ofiary.

- Mąż dzwonił do mnie na początku tej nocy. Powiedział mi, że jedzie do mnie, żeby mnie za…ć. Szybko zadzwoniłam na 112 – wspomina pani Marta.

Od telefonu na policję do przyjazdu patrolu minęło zaledwie siedem minut. W tym czasie mężczyźni zdążyli, tak skatować ofiarę, że zdaniem lekarzy, pani Marta zmarłaby gdyby nie to, że trafiła szybko do specjalistycznego szpitala.

- Pamiętam straszny ból kopnięć po całym ciele. Kopnięcie za kopnięciem. Głowa, nogi, ręce, twarz, wszędzie. Padały słowa: „Ty k…, ty dzi…o, doigrałaś się”. Pamiętam też, że mój mąż krzyczał do tego drugiego: „Tnij jej mordę”.

Pierwszy zespół ratujący panią Martę był zszokowany stanem kobiety. Pielęgniarka w dokumentacji medycznej zamieściła dodatkową adnotację. „Widok zmasakrowanej twarzy kobiety był straszny. Jest nie do opisania”.