Uwaga!

odcinek 5900

Uwaga!

- Pytał: „Czy dzisiaj wykonamy badanie z seksem czy bez?” – przywołuje pani Anna, pacjentka Jana K. Ginekolog z Wrocławia dwa miesiące temu usłyszał zarzuty gwałtu pacjentki oraz molestowania kolejnej. Pomimo to wciąż przyjmuje w swoim gabinecie.

- Za każdym razem, gdy zbliżałam się do gabinetu czułam stres, obrzydzenie, bałam się, co znowu usłyszę. Bałam się, że znowu muszę spojrzeć na niego i przeżyć to jeszcze raz – mówi Anna o wizytach w jednym z gabinetów ginekologicznych we Wrocławiu.

Na początku października w programie Uwaga! ujawniliśmy oburzające zachowanie wrocławskiego lekarza. Jan K. miał składać kobietom niemoralne propozycje podczas wizyt. Jedna z pacjentek, pani Karolina, oskarżyła go również o gwałt.

- Rozpiął rozporek i powiedział, że najlepiej będzie jak zrobimy to w naturze. Mówiłam, że tak nie chcę, ale to nie były krzyki ani głośne sprzeciwy. To bardziej było ciche błaganie. Pamiętam też, że on swoją rękę położył mi na piersi. (…) Widać było po nim podniecenie, głośno sapał – opowiada kobieta.

Po przesłuchaniu pani Karoliny zatrzymano ginekologa. Jan K. podejrzany jest o zgwałcenie swojej pacjentki i molestowanie kolejnej. Lekarz nie przyznaje się do winy. Niedługo po zatrzymaniu wyszedł na wolność wpłacając 120 tysięcy złotych poręczenia majątkowego. Popołudniami nadal przyjmuje pacjentki.

- Co się musi stać? Jaką krzywdę on ma wyrządzić innej kobiecie, żeby ktoś w końcu obudził się, że faktycznie coś się dzieje – pyta pani Anna.

Lekarz powiedział: „O ku…”, „O ja pie…”

Pani Anna trafiła do doktora K. kilka miesięcy temu. Miała poważne problemy zdrowotne i rozpaczliwie poszukiwała pomocy. Przestała miesiączkować i cierpiała z bólu. Z miesiąca na miesiąc jej stan się pogarszał, a żaden z lekarzy nie potrafił jej pomóc. Doktora K. poleciła jej znajoma. Jan K. zobowiązał się pomóc pacjentce. Wyznaczył plan leczenia i termin operacji, ale już na pierwszej wizycie zachowanie lekarza wydało jej się dziwne.

- Wykonaliśmy badanie USG i to badanie wyglądało w ten sposób, że doktor przy komputerze, przy monitorze, gdzie widział moją macicę, zaczął mówić: „O ku…!”, „O ja pie…!”. W tym momencie, gdy nadal leżałam z rozłożonymi nogami, zaczęły mi lecieć łzy i właśnie wtedy dowiedziałam się, że mam dwa guzy ogromnych rozmiarów. To, jak on się wyraził spowodowało, że bardzo się zestresowałam. Leciały mi łzy, nie wiedziałam, jak się zachować. Po skończonej wizycie siadłam w samochodzie i po prostu płakałam – relacjonuje swoją pierwszą wizytę pani Anna.

Pacjentki Jana K. mówią, że lekarz podczas wizyt skracał dystans używając sformułowań „kochanie” czy „kwiatku”, szukał kontaktu fizycznego. Doświadczyła tego również pani Anna.

- Zawsze był blisko mnie. Zawsze jak wstawałam już się przebierać, on zaraz pojawiał się blisko mnie. To, jak on patrzy na pacjentki, jak patrzył na mnie, sprawiało, że się wstydziłam. Zawsze wchodziłam do gabinetu w dużych, luźnych swetrach – opowiada kobieta.