Uwaga!

odcinek 5846

Uwaga!

Poznali się na planie filmowym i zaiskrzyło. Ale, jak twierdzą, wcale nie, dlatego, że ich role wymagały częstego całowania się. Tamara Arciuch i Bartłomiej Kasprzykowski - ona była panną młodą w jednym z najgłośniejszych filmowych wesel, on ma na koncie liczne role komediowe.

Tamara Arciuch i Bartłomiej Kasprzykowski są ze sobą blisko prywatnie i zawodowo. Można ich zobaczyć razem nie tylko na scenie, ale też w filmikach, które publikują w internecie. Wspólnie nagrywają też podcasty dla Onetu.

- Mamy mało przestrzeni osobnych. Nie cierpimy z tego powodu. Często ludzie nas pytają, jak możemy, tak wytrzymać, ciągle razem. Pewnie, że czasami się kłócimy, jesteśmy normalnym związkiem. Ale jednocześnie nienormalnym. Jak Bartek w zeszłym roku kręcił film i nie było go miesiąc, bo był w Trójmieście, to musiałam od nowa nauczyć się życia bez niego. Przyszło mi to z trudem – przyznaje Tamara Arciuch.

- Aktor i aktorka w związku to jest trudne życie. Ciężko pewne rzeczy dogadać, pogodzić. Ale wydaje mi się, że to jest para, która daje sobie z tym znakomicie radę – mówi aktor Marian Dziędziel.

„Nacałowali się”

Arciuch i Kasprzykowski mają dwoje dzieci, Tamara ma także dorosłego syna z pierwszego małżeństwa. Początki ich związku nie były łatwe, bo tworzył się w tajemnicy. Musieli ukrywać się przed fotoreporterami, bo gdy zaczęto ich łączyć, obydwoje formalnie byli jeszcze w poprzednich związkach. A zaczęło się 12 lat temu, gdy zagrali razem w serialu „Halo Hans!”, a zaraz potem w „Teraz albo nigdy”.

- Szybko się zorientowałam, że to coś więcej niż przyjaźń – śmieje się dziś Arciuch.

- Mogę jak pan Zagłoba powiedzieć: „Jam to, nie chwaląc się sprawił”. Prosiłem, że jak będą sceny pocałunków, a w każdym odcinku była przynajmniej jedna to, żeby się naprawdę całowali. Więc oni się nacałowali. Myśmy kręcili to 13 tygodni. Nagle zauważyłem jak Tamara wyciera coś Bartkowi na twarzy i zobaczyłem, że nie jest to koleżeński gest. Pomyślałem, że tam coś zaiskrzyło. Że coś się pomiędzy nimi dzieje. Okazało się, że byłem chyba jedną z ostatnich osób, która to zauważyła – mówi reżyser Wojciech Adamczyk.