Uwaga!

odcinek 5836

Uwaga!

Fatalne warunki, karmienie podopiecznych przeterminowaną żywnością, czy skrajne zaniedbywanie zwierząt, to tylko niektóre z długiej listy zarzutów, jakie Elżbiecie Tarkowskiej-Chatila stawiają byli wolontariusze domu pomocy w Podlodowie.

Dom pomocy?

W ośrodku kierowanym przez Elżbietę Tarkowską-Chatila, mieszka około 20 osób, w tym troje małych dzieci.

- Pani Tarkowska stworzyła swoje królestwo, w którym jest monarchą absolutnym, przynajmniej takim się czuje – opowiada jeden z naszych rozmówców

Do ośrodka pod Puławami trafiają osoby niesamodzielne, niedołężne, po przejściach.

- To jest ich dom. Zawsze ich tego uczę, czasem grzecznie, czasem mniej. Mam padaczkę i jak się zdenerwuje to krzyczę. Czasem mówię nieładnie, ich językiem, żeby mnie zrozumieli – mówi Elżbieta Tarkowska-Chatila i dodaje: Szanuję ich po mojemu. Jeśli ktoś drze buzię, jest niegrzeczny, wulgarny, to staram się pokazać mu, jak to jest nieprzyjemnie.

Zdaniem byłych wolontariuszy ośrodka, Tarkowska-Chatila ma wybuchowy charakter.

- Jak pani Tarkowska się wścieknie, a robi to bardzo szybko, po prostu dostaje szału. Ludzie bardzo się jej boją, kiedy są wzywani to panikują. Używają łaciny podwórkowej do obrażania ludzi. To iście książęce słownictwo.

Na terenie posiadłości Tarkowskiej-Chatila, trzymanych jest wiele zwierząt. Są to m.in. egzotyczne papugi i małpy, a w tzw. zwierzyńcu są konie, osioł, kozy i owce.

- Zwierzyniec jest niczym więcej, jak zaniedbanym szaleństwem pani Tarkowskiej. Te zwierzęta nie są nikomu, do niczego potrzebne – opowiada jeden z byłych wolontariuszy.

Księżna Tarkowska herbu Klamry

Elżbieta Tarkowska-Chatila lubi podkreślać swoje arystokratyczne pochodzenie. Twierdzi, że w młodości była modelką i miała kilku mężów. Jednym z nich miał być arabski szejk, właściciel szybu naftowego w Dubaju.

- Na pewno jestem księżną. Na pewno jestem też władcą Górnego Kaukazu na uchodźstwie. Moje najważniejsze tytuły to książę – władca, starsza rodu i prezes Fundacji Tarkowskich herbu Klamry – wylicza.

Zdaniem byłych wolontariuszy swoim ośrodkiem zarządza niczym władczyni.

- Żywność przetrzymywana jest tam w strasznych warunkach. W smrodzie, brudzie, krwi. W razie kontroli, te pomieszczenia, gdzie trzymana jest żywność, nie są dostępne. To specjalny, ukryty pokoik w piwnicy – opowiada jeden z wolontariuszy.

Karmienie podopiecznych przeterminowaną żywnością to niejedyny zarzut byłych wolontariuszy ośrodka.

- Z tego, co wiem, każdy podopieczny oddaje do 50 proc. dochodu. Ale to tylko teoria. W praktyce bardzo często zabierane są pełne świadczenia pensjonariuszy. Pani Tarkowska twierdzi, że to tylko przechowuje, ale wygląda to inaczej.

Co na to Tarkowska-Chatila?

- Ustawowo mogę pobierać 75 proc. uposażeń podopiecznych. Kilka osób, faktycznie z własnej woli trzyma u mnie pieniądze, a kilka osób miało postawiony warunek: będą tu mieszkać, jeśli jego pieniądze będą leżeć u mnie. Jak mają przy sobie pieniądze, to chlają – ripostuje.