Uwaga!

odcinek 5832

Uwaga!

Nowa życie, nowa płyta, tak najkrócej można opisać ostatnie miesiące życia Muńka Staszczyka. Ikona polskiego rocka, założyciel i lider zespołu T. Love wraca do zdrowia po przebytym wylewie, a swoich fanów wita płytą „Syn miasta”.

Londyn

Muniek Staszczyk doznał wylewu w lipcu, w czasie pobytu w Londynie.

- Polecieliśmy z przyjaciółmi do Londynu na koncert Boba Dylana w Hyde Parku. Po koncercie znaleziono mnie nad ranem w hotelu, po kilkunastu godzinach leżenia. Zostałem przewieziony do szpitala, jednego z lepszych jak się potem okazało – opowiada Muniek.

Stan 55-letniego muzyka był ciężki.

- Nie było wiadomo, czy przeżyję, ani czy będzie potrzebna operacja mózgu. Przeżyłem tę pierwszą, krytyczną noc, mogłem poruszać kończynami. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież nagrałem płytę. Mój syn Janek uprzytomnił mnie: „Tato, jesteś po wylewie, uspokój się z płytą” – dodaje.

Artysta jest świadomy tego, że jego styl życia mógł mieć wpływ na wylew.

- Przyczyną było całe moje życie. To było jak jazda 200 km/h przez 40 lat. Byłem bardzo ambitny i pracowity. Pracowałem ciągle, bo wydawało mi się, że jestem nieśmiertelny. Odwiedzałem kolegów i koleżanki w szpitalach z przekonaniem, że to mnie nie dotyczy.

Muniek podkreśla, że po raz kolejny Londyn odegrał ważną rolę w jego życiu.

- 30 lat temu przyjechałem tu do roboty, by zarobić na życie, napisać „Warszawę” i stać się gwiazdą rocka. Teraz Londyn mnie ocalił.

Artysta jest wdzięczny, za liczne głosy wsparcia.

- Dostałem ponad 200 maili, słów wsparcia, zobaczyłem jak wiele ludzi dobrze mi życzy i wspiera. Byli to także koledzy z T.Love, z którymi rozstałem się w 2017 roku. To była duża rana. Można powiedzieć, że do czasu wylewu nie mieliśmy ze sobą kontaktu – mówi i dodaje: Jak już byłem w szpitalu w Warszawie, odwiedził mnie Kazik, którego znam wiele lat. Mieliśmy rozmowę, jakiej nie mieliśmy od 1983 roku. Uściskaliśmy się serdecznie i poczuliśmy, że jesteśmy „soul brothers”.