Uwaga!

odcinek 5815

Uwaga!

Kiedyś właściciele prężnego ośrodka turystycznego, dziś bankruci. Jak to się stało, że starsze małżeństwo spod Łeby straciło cały dorobek życia?

W latach 90-tych państwo Kochajewscy kupili pod Łebą działkę z jednym budynkiem. Niedługo potem dokupili kolejne działki i wybudowali drugi budynek. Pieniądze na tę inwestycję pochodziły z pracy pana Władysława w Niemczech i kredytu bankowego.

Ośrodek turystyczny z czasem zaczął bardzo dobrze prosperować.

- Mogliśmy przyjąć 200 osób – wspomina Władysław Kochajewski.

Nauczyciel wf-u

Dobra passa Kochajewskich skończyła się wraz z wypadkiem samochodowym pana Władysława.

- Mąż zasłabł i uderzył w drzewo. Najmocniej ucierpiała głowa. Wymagał długiego leczenia neurologicznego – przyznaje Agata Kochajewska.

- Jak bank zobaczył, że są rzeczy do spłaty, a ja leżę w szpitalu i to się przeciąga o kolejny miesiąc, to zaczęli nam wszystko wypowiadać – mówi pan Władysław.

W związku z długim leczeniem pana Władysława małżeństwo Kochajewskich zawiesiło działalność turystyczną. Nie byli w stanie spłacać, ani kredytu, ani też innych zobowiązań finansowych. Z pomocą miał im przyjść nauczyciel WF-u, który był opiekunem dzieci przyjeżdżających do państwa Kochajewskich na kolonie. Zapewniał, że on i jego przyszła żona, pomogą im w wyjściu z długów i przywróceniu świetności ośrodka.

- Nie wiem, czemu mu zaufałem. Bardzo ładnie się prezentował – zastanawia się pan Władysław.

- [Nauczyciel – red.] cały czas chodził i pytał, czy mógłby z nami pracować. Mówił, że się na wszystkim zna. Człowiek się zgodził, bo mąż musiał zdrowieć. Musiałam przy nim być. Nie mogłam już tak intensywnie pracować jak wcześniej – dodaje pani Agata.

Nauczyciela, który obiecywał pomoc rodzinie Kochajewskich poznał także ich prawnik. Po spotkaniu adwokat uprzedzał pana Władysława, aby sam nie podpisywał żadnych dokumentów.

- Mówiłem, że to może powodować kłopoty, dlatego poprosiłem, żeby wszelkie rzeczy, które pan Kochajewski ma z nim podpisywać pokazał najpierw mi – podkreśla Krzysztof Obolewski, pełnomocnik prawny Kochajewskich.

Pan Władysław nie posłuchał rady adwokata. Zbagatelizował również ostrzeżenia dobrego znajomego, który miał przypadkowo słyszeć rozmowę przyszłego wspólnika państwa Kochajewskich.

- Zamówiłem obiad, rozmawiałem po angielsku. To musiało ich zmylić, pomyśleli, że obok nich siedzi obcokrajowiec. Zaczęli opowiadać, że będzie to łatwy łup. I, że jak dobrze to zaplanują, to dobrze to pójdzie. Oczywiście o tym, co usłyszałem powiedziałem panu Władysławowi, że słyszałem jak oni coś kombinują – mówi Rafał Barabasz.

Pan Władysław przyznaje, że pan Rafał ostrzegał go.

- Byłam tak zwariowanie zaufanym człowiekiem, że… nie uwierzyłem w to, co usłyszałem.