- Odwożąc mnie do domu, zatrzymywał się. Kazał iść na tył samochodu i robić konkretne czynności. Była nauka całowania, masturbacji… jego i mojej. Zgwałcił mnie. To był ostatni raz, kiedy go widziałam – mówi jedna z byłych podopiecznych Krzysztofa Sadowskiego. Śledztwo w sprawie gwałtu i pedofilii, której miał przed laty dopuścić się znany muzyk prowadzi warszawska prokuratura.
Krzysztof Sadowski jest doskonale znany w świecie muzycznym. To organista, kompozytor, współautor piosenek Ireny Santor, Violetty Villas oraz Danuty Rinn. W latach 90. tworzył popularne programy telewizyjne: „Tęczowy Music Box” i „Co jest grane”, których filarem były dziesiątki rozśpiewanych i tańczących dzieci, podopiecznych założonej przez artystę fundacji.
- Był miły, bardzo opiekuńczy. Wychowywałam się bez ojca, on był dobrym wujkiem. Przyjeżdżał do mojego domu rodzinnego i opowiadając mamie, jakie mam umiejętności muzyczne i do prowadzenia programu. W tamtych czasach to był prestiż, jego rodzina była uznawana za porządną. Był postrzegany przez wszystkich, jako człowiek kochający dzieci – wspomina Marta, była podopieczna Krzysztofa Sadowskiego.
Blisko 30 relacji
Na trop mrocznego oblicza muzyka wpadł blisko rok temu dziennikarz i pisarz Mariusz Zielke. Bohaterka jego kolejnej książki twierdziła, że w dzieciństwie, jako jedna z podopiecznych Sadowskiego była przez niego molestowana. Zielke opublikował swe podejrzenia na założonej w tym celu internetowej stronie.
- Chciałem, żeby ofiary dowiedziały się, że ten sprawca dokonał gwałtu i molestowania na wielu osobach. I od razu zaczęły się zgłaszać ofiary. Już pierwszego dnia było ich dużo – mówi Zielke.
Dziś, po miesiącu od pierwszej publikacji, dziennikarz zebrał blisko 30 relacji kobiet i kilku mężczyzn, którzy twierdzą, że w dzieciństwie byli ofiarami muzyka. Wśród nich jest psycholożka Ewa Gajda.
- On zawsze był wśród dzieci. On zawsze był z nami. Jak jechaliśmy na występy autokarem wkładał mi ręce w bluzkę i w majtki. Później on się przesiadał do innego dziecka i brał je na kolana – mówi Gajda.
- Kiedy wyjechaliśmy na obóz do Kielc, on robił nocne obchody pokojów. Myśmy nocowały po trzy, cztery dziewczynki w pokoju i on przychodził, kiedy dzieci były już w piżamach, siadał na łóżko pod pretekstem, że chce powiedzieć dobranoc i wkładał ręce pod kołdrę. Na początku łaskotał, potem głaskał, wsadzał ręce pod pidżamę – mówi inna była podopieczna Krzysztofa Sadowskiego.
Zatrważającą historię opowiada Ewa Gajda.
- Kazał mi się położyć na swoim łóżku pod ścianą, a sam położył się z brzegu. Zaczął dotykać. Zobaczyłam, że ma rozpięty pasek od spodni i rozpięty rozporek. Wtedy się przestraszyłam i uciekłam z pokoju. To był mój ostatni kontakt z Krzysztofem Sadowskim.
Marta, była podopieczna Krzysztofa Sadowskiego została skrzywdzona.
- Woził nas na koncerty niebieskim vanem. Było tam masę kocy i kolorowych poduszek, które służyły do nagrań. Zawsze odwożąc mnie do domu zatrzymywał się. Kazał iść na tył i robić konkretne czynności. Była nauka całowania, masturbacji… jego i mojej.
Zgwałcił?
- Tak. To był ostatni raz, kiedy go widziałam.