Uwaga!

odcinek 5792

Uwaga!

Pan Radosław zaginął z załogą na Bałtyku. Nie dość, że przez kilka tygodni los czterech młodych rybaków był nieznany, gdy morze wyrzuciło topielców, dla jednej z rodzin rozpoczął się kolejny koszmar.

Radosław Pasek z trzema kolegami wracał z połowu ryb na Bałtyku. Załodze brakowało godziny, by wpłynąć do portu. Wtedy doszło do katastrofy i zatonięcia kutra.

- Mają na radarach, że kuter o godz. 2:19 zniknął z radaru. Nikt nie zareagował. Przyjechał armator do portu o godz. 6:15 i też nie wezwał pomocy. Pomoc wezwano dopiero po godz. 12 - wskazuje Dorota Pasek, wdowa po panu Radosławie.

- Kuter płynął w kierunku Mrzeżyna. Wykonał nagły zwrot na prawą burtę i zaginął. Temperatura wody nie była sprzyjająca. Wysokość fali w warunkach nocnych wynosiła 2-2,5 metra – mówi Rafał Goeck ze Służby Ratownictwa Morskiego SAR.

Pan Radosław był rybakiem z 23-letnim stażem na morzu.

- Z niejednej opresji wychodził, bo pływałem z nim dwa lata. Wydaje mi się, że [doszło do tragedii – red.] przez silny wiatr i dużą falę, że to była chmura ze szkwałem. Taka jednostka idzie pod wodę w minutę. On nic nie mógł zrobić, bo nie ma czasu na reakcję – mówi Arkadiusz Pasek, brat zaginionego.

Radosław Pasek na kutrze pełnił rolę szypra, czyli kierownika jednostki. W sezonie częściej bywał na morzu niż w domu, w którym czekali na niego kochająca żona, syn Kacper i córka Amelia.

- Był dobry, kochany i dbał o nas. Wszystkim pomagał, był przyjacielski i zawsze uśmiechnięty – wspomina Dorota Pasek.

Nadzieja

Kuter zatonął niedaleko plaży w Niechorzu. Płetwonurkowie znaleźli w nim jednego z rybaków, ciała dwóch pozostałych odnaleziono po około miesiącu. Los męża pani Doroty, cały czas był nieznany.

- To były dla mnie najgorsze dwa, trzy tygodnie. Ciągle myślałam, że mąż wróci. Że może ktoś ich wziął na inny kuter, czy statek, że może ktoś się odezwie, że mają ich za granicą, czy w innym porcie – mówi Dorota Pasek.

Po ponad miesiącu okazało się, że ciało męża jest Niemczech, znaleziono je w okolicach plaży w Trassenheide. Sprawą zajmowały się dwie prokuratury; polska w Gryficach i niemiecka w Stralsund. Po ponad trzech tygodniach od odnalezienia ciała, potwierdzono tożsamość rybaka.

- Jak odnaleźli męża to myślałam, że będę mogła jechać pożegnać się z nim, przytulić. Ale nie miałam takiej możliwości, nie pozwolili mi jechać. Tak powiedział mi prokurator – mówi Dorota Pasek.

Wdowa cały czas czekała na informacje z prokuratury w Gryficach, kiedy będzie można ściągnąć ciało do Polski, godnie pożegnać i pochować męża. Niestety okazało się, że wbrew jej woli, trzy tygodnie po potwierdzeniu tożsamości, ciało męża zostało skremowane w Niemczech.

- Najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że choć ginie osoba, nie można się z nią pożegnać, nie można jej zobaczyć – mówi Paula Leszczyńska, siostrzenica pani Doroty.