Na zewnątrz był miły, uprzejmy i pomocny. W domowym zaciszu zgotował żonie piekło na ziemi. Kobieta była duszona, krępowana i maltretowana. W końcu mężczyzna pojawił się z siekierą w domu teściów.
„Nikt się tego nie spodziewał”
Pani Joanna i pan Krzysztof poznali się kilkanaście lat temu. Początkowo wszystko układało się dobrze. Kobieta przyjęła oświadczyny Krzysztofa, zaakceptowali go także jej rodzice.
- Problemy pojawiły się niedługo po ślubie. Wszyscy dookoła zaczęli mu przeszkadzać, przede wszystkim moi rodzice. Na początku myślałam, że taki ma charakter, ale teraz jak to sobie przypomnę, to były to już początki choroby. Zaczął słyszeć głosy, hałasy. Mówił, że sąsiedzi specjalnie hałasują, przeszkadzają mu – opowiada pani Joanna.
Parze urodziło się pierwsze dziecko. Mimo swoich dziwnych zachowań, Krzysztof był bardzo dobrze postrzegany w otoczeniu: zawsze miły, uprzejmy, pomocny.
- Oni oboje w tym małżeństwie byli skryci. Siostra nie lubiła o tym mówić – zaznacza brat Joanny.
Małżeństwo na zewnątrz uchodziło za wzorowe. Jednak, jak się okazuje, urojenia i związana z nimi agresja mężczyzny narastały.
- Pewnego razu wrócił z pracy w nocy i nagle zakrył mi usta dłonią. Zaczął mnie dusić. To był szok – opowiada kobieta.
Szybko okazało się, że ten atak nie był tylko incydentem. W 2014 roku nastąpiła kulminacja agresywnych zachowań mężczyzny. Zaciągnął swoją żonę do łazienki, skrępował ją, bił kablem, przymierzał się do wyrywania paznokci. Uważał, że jest przez nią zdradzany.
- Mówi się, że czas leczy rany, ale to nie mija. Bił mnie po gołej skórze ud i pośladków kablem elektrycznym. Aż krew tryskała, skóra mi pękała. Powiedział mi: „Dalej się nie chcesz przyznać? To będziemy podważać paznokcie”. Myślałam wtedy, że ze mną już koniec.
Rozwód
Pani Joanna wniosła sprawę o rozwód i zgłosiła się do prokuratury. Mężczyzna został oskarżony o pobicie żony i uwięzienie jej ze szczególnym udręczeniem. Został przebadany psychiatrycznie. Okazało się, że cierpi na urojenia, które powodują u niego agresję.
- Mąż powinien być zamknięty, ale ja na tamten czas nie chciałam tego. Przede wszystkim chciałam, żeby moje dzieci miały ojca. Chciałam żeby się leczył i żebym widziała poprawę. Teraz, po tym drugim wydarzeniu, wiem, że on powinien być zamknięty – mówi pani Joanna.
Jak ustaliliśmy mężczyzna nigdy nie pogodził się z diagnozą i nie uznał swojej choroby za rzeczywistą. Pomimo tego sąd nie nakazał leczenia w trybie zamkniętym.
- Okazało się, że mężczyzna jest niepoczytalny, więc przewidziano tzw. środki zabezpieczające. Miało to być przymusowe leczenie oraz kontrola miejsca pobytu za pomocą dozoru elektronicznego. Sąd zdecydował o takich środkach na podstawie opinii wszystkich biegłych – zaznacza Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Mężczyzna zgodnie z decyzją sądu odwiedzał dzieci w domu swoich byłych teściów, w obecności pani Joanny.