8-letni Dominik, o rok młodsza Agnieszka i 4-letni Oskar zginęli w pożarze mieszkania, do którego doszło w grudniu 2017 roku w Piechowicach. Winnym zdarzenia sąd uznał matkę dzieci. Dziś w oczekiwaniu na odbycie kary kobieta przechodzi terapię dla uzależnionych od narkotyków.
Pożar
Agnieszka, Oskar i Dominik zginęli w płomieniach, nie mogąc wydostać się z własnego pokoju. Wcześniej matka dzieci wyciągnęła klamki z okien. Miało to być zabezpieczeniem przed samodzielnym wychodzeniem dzieci na podwórko, a okazało się śmiertelną pułapką.
- Kiedy byłam blisko domu, widziałam jak z okien bucha ogień. Zaczęłam biec, próbowałam tam wejść, ale się nie dało. Nie wszystko pamiętam. Wiem, że wsadzili mnie do radiowozu – mówi Magdalena Kundelik.
Pożar wywołały rozstawione na meblach zapalone i niezabezpieczone wkłady do zniczy.
- Dzień wcześniej Oskar miał urodziny. Dzieci układały klocki, które dostał. Nie mieliśmy wtedy prądu, bo był nieopłacony. Wtedy pojawił się pomysł, by zapalić znicze – dodaje.
Feralnego wieczoru w mieszkaniu z dziećmi został ojciec pani Magdaleny.
- Jak wychodziłam z domu, przekazałam ojcu opiekę nad dziećmi. Pamiętam, że kłóciliśmy się o coś - wspomina kobieta.
Ojciec pani Magdaleny uzależniony jest od alkoholu. Tego dnia był trzeźwy. Jego wersja wydarzeń znacznie różni się od wersji matki dzieci.
- Położyłem się i spałem. Nic nie powiedzieli, że wychodzą. Zbudził mnie dopiero dym. Dzieci nie było słychać. Nie było czym gasić, nic – przekonuje.
Wyrok
Matka dzieci została zatrzymana zaraz po zdarzeniu. W jej organizmie wykryto znaczne ilości środków odurzających.
- Brałam amfetaminę, metamfetaminę. Dziennie brałam nawet pięć gram. Im dłużej to trwało, tym więcej musiałam brać. Brałam nieprzerwanie przez cztery lata – przyznaje pani Magdalena.
Sąd pierwszej instancji nie miał żadnych wątpliwości, co do winy kobiety. Skazał ją na cztery lata więzienia.
- Sąd apelacyjny uznał, że zachowanie oskarżonej było rażącym zaniedbaniem. Skazana pozostawiła dzieci w zasadzie bez opieki oraz z otwartym ogniem. Mieszkanie było oświetlane wkładami do zniczy. Dzieci zostawione zostały w pokoju bez klamek w oknach. Sąd uznał, że to zachowanie o wysokim stopniu szkodliwości. Narażone zostały nie tylko dzieci, ale pozostałych 26 mieszkańców tego budynku – komentuje Małgorzata Lamparska z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.
Niedługo później, sąd apelacyjny zwiększył wymiar kary do pięciu lat.
- To jedna z najtragiczniejszych historii, o jakich słyszałam. To śmierć, której można było uniknąć. To, że jej dzieci zginęły będzie największą karą do końca jej życia, ale orzeczenie kary wobec niej jest nieuniknione – dodaje Małgorzata Lamparska.
Po półrocznym areszcie, sąd wyraził zgodę, by pani Magdalena przeszła terapię dla uzależnionych od narkotyków. Kobieta przebywa w Monarze. Jest pod opieką psychologów i terapeutów.
- To niewyobrażalna tragedia. Sama straciłam syna w wypadku, może dlatego mi do niej bliżej. Jedna śmierć dziecka to coś, co przerasta, a trójka to już coś niewyobrażalnego – mówi Bogusława Bączkowska ze Stowarzyszenia MONAR.