Cztery lata temu odnaleziono ciało niespełna 19-letniego Jakuba Schimandy. Policjanci i prokuratorzy, bez przeprowadzenia śledztwa natychmiast ustalili, że było to samobójstwo i po dwóch dniach zamknęli sprawę. Lista błędów i niedociągnięć służb jest w tej sprawie bardzo długa.
Jakub był jedynakiem. Chodził do szkoły o profilu komputerowym, chciał studiować informatykę. Jego pasją była muzyka. Pracował jako didżej. Chłopak został znaleziony martwy miesiąc swoimi przed 19-tymi urodzinami.
- Tego dnia Kuba przyjechał do domu bardzo zdenerwowany. Był z nim kolega Karol, który spędzał z nim cały ten dzień. Zapytałem czemu nie był w szkole. Nie odpowiedział. Powiedział tylko, że odwiezie Karola – wspomina Leszek Schimanda, ojciec.
Wieczorem, po kilku godzinach, zaniepokojeni rodzice usiłowali dodzwonić się do syna, jednak telefon nie odpowiadał. Pojechali do jego kolegi, Karola J., który nie wiedział, gdzie jest Kuba. Następne kroki skierowali na policję. Chcieli zgłosić zaginięcie syna.
- Policjant był bardzo zdenerwowany, palił jednego papierosa za drugim. Powiedział nam, że Kuba nie żyje – mówi Maria Schimanda matka.
- Momentalnie było po nas. Zemdleliśmy z żoną, ratowali nas. Potem już nie wiem, co się działo – dodaje pan Leszek.