Uwaga!

odcinek 5478

Uwaga!

Pani Teresa na SOR trafiła z ponad 40 stopniową gorączką. Jednak wypuszczono ją do domu. Zmarła po kilkunastu godzinach. Rodzina do tej pory nie zna przyczyny jej śmierci.

51-letnia Teresa Kawik nie uskarżała się na żadne dolegliwości. Dbała o zdrowie.

- Mama była okazem zdrowia. Do pracy miała dwa kilometry, jeździła rowerem. Lubiła żyć aktywnie. Zanim trafiła do szpitala, zwiedziła pół galerii handlowej – mówi Łukasz Kawik, syn pani Teresy.

Kobieta pracowała w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. Miała bardzo dobra opinię.

- Cały czas jesteśmy w żałobie po Tereni. Dalej jest puste biurko, nikt przy nim nie siada. Była nieodżałowanym pracownikiem. Rzadko kiedy teraz mamy do czynienia z osobami, tak wielkiego serca – wspomina Anna Prusak, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrześni.

Chociaż od śmierci pani Teresy minęło kilka tygodni, nikt nie powiedział rodzinie, na co zmarła ich bliska.

Pan Łukasz na własną rękę próbuje wyjaśnić przyczynę zgonu. Uważa też, że lekarze początkowo zbagatelizowali chorobę.

- Zaczęło się typowymi objawami grypy żołądkowej. Miała biegunkę i wymioty. Około godz. 17 zmierzyliśmy jej gorączkę. Okazało się, że ma ponad 39 st. C. Zadzwoniliśmy do szpitala. Odmówili przyjazdu. Powiedzieli, że nie mają karetki, nie ma lekarza dyżurnego, nie zostawią gabinetu, i że mamy sami przywieźć mamę do szpitala – mówi pan Łukasz.

Pan Łukasz zawiózł matkę na wrzesiński Szpitalny Oddział Ratunkowy. Do szpitala pojechał też mąż pani Teresy.

- Największy żal mam do personelu SOR-u. Poczułem ich bierność. Byli oburzeni, że przyjechał pacjent i przerywam im niedzielę, może kawę, może ciasto? – mówi Andrzej Karwik, mąż pani Teresy.

- Przyszedł lekarz i powiedział, że mama dostała środek zbijający gorączkę. Miała wtedy 40,5 st. C. Powiedział, że nie ma sensu, żebyśmy czekali w szpitalu, bo ona prawdopodobnie zostanie na obserwacji, a jak nie to do nas zadzwonią – przywołuje pan Łukasz.

Wtedy mężczyzna poszedł coś zjeść.

- Ledwo skończyłem i zadzwoniła moja narzeczona. Powiedziała, że mama jest w domu. Przyszła sama, w kapciach – opowiada pan Łukasz.

Tego dnia wiał silny wiatr.