Mieszkanie w zamian za dożywotnią opiekę i pomoc w codziennym życiu, to rozwiązanie na które często decydują się starsi, samotni, schorowani ludzie. Niepełnosprawna pani Teresa z Krakowa zaufała swoim sąsiadom podpisując z nimi taką umowę. Co dostała w zamian?
Pani Teresa Tabor od 30 lat mieszka w małym mieszkaniu na jednym z krakowskich osiedli.
Kobieta jest samotna, nigdy nie założyła rodziny.
- Mieszkanie, w którym żyję to pokój z kuchnią i łazienką, łącznie 28 metrów kwadratowych. Już bym wolała umrzeć, wiem, że jest coraz gorzej. Nie radzę sobie, co mam zrobić? – pytała naszą reporterkę.
Kobieta żyje bardzo skromnie, zdarza się, że pieniądze z emerytury nie wystarczają do końca miesiąca.
- Teraz źle wygląda, wyszczuplała. Zdarza się, że nie ma na chleb, to jej pożyczamy. Ona powinna mieć dobrą opiekę. Podpisując tę umowę liczyła, że będzie miała lepiej – mówi jedna z sąsiadek.
Ratunkiem w tej trudnej sytuacji życiowej miała być umowa, którą cztery lata temu pani Teresa podpisała z sąsiadami. Na mocy tej umowy przepisała na nich swoje mieszkanie, warte 100 tysięcy złotych. W zamian za to, sąsiedzi mieli opiekować się panią Teresą i utrzymywać ją do końca życia.
- W razie choroby, liczyłam, że otrzymam od nich pomoc. Ta umowa gwarantowała mi dożywotnią opiekę. Ta kobieta nie pomagała mi wcale – mówi rozżalona kobieta i dodaje:
- Raz tak było, że miałam problem z nogami i nie mogłam chodzić. Inni sąsiedzi mi pomagali, ale ta pani nie.