Szuka go rodzina, przyjaciele, internauci, policja. Co się stało z 34-letnim Piotrem Kijanką z Krakowa? To jedno z najbardziej zagadkowych zaginięć w ostatnim czasie.
Urodzinowy wieczór
Piotr Kijanka świętował wraz z przyjaciółmi urodziny swojej żony, w restauracji na krakowskim Kazimierzu.
- To były normalne urodziny: tort, życzenia, kolacja, kręgle. Rozmawialiśmy o życiu, o tym, co się u nas ostatnio wydarzyło – wspomina ostatni, wspólny wieczór z mężem Agnieszka Kijanka.
Pani Agnieszka jest w ciąży. Z imprezy wyszła wcześniej. W domu z opiekunką został dwuletni syn małżeństwa.
– Poszłam do domu, by przejąć od opiekunki obowiązki nad dzieckiem. Piotr, jako współgospodarz wieczoru, został dłużej - dodaje kobieta.
Spotkanie zakończyło się ok. 23.30, ale Piotr nie wrócił do domu.
- Myślałam, że może gdzieś śpi – opowiada pani Agnieszka.
Mówi, że nie dzwoniła w nocy do męża, bo mieli do siebie zaufanie. Rano, koło godziny 8, pani Agnieszka rozpoczęła poszukiwania.
– Kiedy telefon Piotra nie odpowiadał, zadzwoniłam do szpitali, na izbę wytrzeźwień, na posterunki policji. Pytałam też taksówkarzy – nikt nic nie widział. Znajomi, z którymi kończył wieczór w restauracji, mój telefon z pytaniem o Piotra potraktowali jako żart. Byli przekonani, że Piotr jest ze mną w domu - wspomina Agnieszka Kijanka.
Po południu o zaginięciu zostały powiadomione służby.