Ona – Turkmenka z pochodzenia znająca siedem języków. On – lekarz. Gdy postanowili się rozstać, rozpoczęła się walka o dziecko. Chłopiec trafił pod opiekę mężczyzny. Z tą decyzją nie może pogodzić się kobieta, która przedstawiła w sądzie dowody na to, że dziecko i ona są ofiarami przemocy.
Ayna Jumayewa, z pochodzenia Turkmenka, przesłała do redakcji Uwagi! wstrząsający list. Napisała w nim, że od kilku miesięcy nie może swobodnie widywać swojego syna. Sąd oddał pięcioletniego teraz chłopca pod opiekę ojca. Kobieta nie może pogodzić się z tą decyzją, bo jak mówi – przedstawiła w sądzie dowody na to, że mężczyzna jest wobec niej agresywny.
- Mąż niejednokrotnie mi mówił, że ja mam kontakty z Państwem Islamskim, że zagrażam całej ich rodzinie. Grożono mi też, że wywiozą mnie do obozu dla uchodźców w Niemczech, zgłoszą mnie do ABW. Robił to mój mąż razem z rodzicami – opowiada Ayna Jumayewa.
Kobieta zna siedem języków, pracuje w firmie handlowej. Jej mąż, Polak poznany podczas studiów w Kijowie, od kilku lat pracuje jako lekarz.
- Wcześniej mieszkaliśmy z mężem w wynajętym mieszkaniu w Częstochowie, układało się dobrze. Urodziło się nam dziecko. Po urodzeniu dziecka mąż namówił mnie, żebyśmy przeprowadzili się do domu teściów. On nie pracował, ja byłam na urlopie macierzyńskim. Nie byłam w stanie utrzymywać mieszkania, nas i dziecka. Dlatego się przeprowadziliśmy do teściów – opowiada.
Jak mówi – to po przeprowadzce do teściów zaczęły się jej kłopoty.
- Nastawiali dziecko przeciwko mnie, deprecjonowali mnie na oczach dziecka, nie pozwalano mi być matką. Mąż cały czas stosował wulgaryzmy, krzyczał na mnie, wyzywał, pluł mi w twarz, bił mnie – opowiada Ayna Jumayewa.