Uwaga!

odcinek 5165

Uwaga!

Tragedia jaka wydarzyła się w Piechowicach na Dolnym Śląsku wstrząsnęła miasteczkiem. W pożarze zginęło troje, pozostawionych bez opieki, małych dzieci. Najbardziej niepokojące jest to, że w okresie, kiedy wydarzył się dramat, rodziną interesowało się wiele służb. Dlaczego nikomu nie udało się pomóc nieporadnej życiowo matce? Czy rzeczywiście zrobione zostało wszystko aby zmienić sytuację rodziny?

Około drugiej w nocy mieszkańców jednego z budynków w Piechowicach obudziły głośne krzyki dzieci. Ich mieszkanie było już pełne dymu.

- Był taki przeraźliwy krzyk, że mąż nie wiedział, co się dzieje. Obudził się i zleciał na dół do sąsiadów. Właściwie to dzieci nas uratowały, bo byśmy spłonęli tu wszyscy - mówi Wioletta Sinkowska-Gąska, sąsiadka rodziny.

- Dziadek dzieci otworzył mi drzwi, wyszedł i za nim zobaczyłem czerwoną łunę w przedpokoju. Wziąłem go i szybko wyszliśmy - opowiada Jarosław Gąska, mąż pani Wioletty. Dodaje, że nie byli w stanie wejść do środka. - To był ogień od podłogi do sufitu - tłumaczy.

Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Kiedy pojawiła się straż, w mieszkaniu nadal były dzieci.

- Pożar był mocno zaawansowany, szybko udało się go opanować. Po 10-15 minutach od rozpoczęcia akcji natknęliśmy się na pierwsze zwłoki, potem drugie, trzecie. Leżały w niewielkiej odległości od siebie, w jednym pomieszczeniu - mówi Radosław Fijołek, komendant miejski Straży Pożarnej w Jeleniej Górze. Dodaje, że do śmierci dzieci doszło prawdopodobnie jeszcze przed zaalarmowaniem o pożarze straży.