Niespełna czteroletni Nikoś został uderzony kamieniem w głowę. Chłopiec otarł się o śmierć. – Nie wiedziałam czy przeżyje – mówi jego mama. Dziś Nikoś powoli wraca do zdrowia a Fundacja TVN „nie jesteś sam” zdecydowała się objąć go opieką.
64-letni Wiesław Bulzacki - kochający mąż, ojciec czworga dzieci i wspaniały dziadek - jeszcze kilka miesięcy temu bawił się ze swoimi wnukami. Na co dzień pracował fizycznie naprawiając tramwaje, nigdy poważnie nie chorował.
- Byliśmy na działce. Wstał i mi się wywrócił. Usłyszałam huk - relacjonuje żona pana Wiesława, Jadwiga Bulzacka. Jej mąż stracił przytomność i upadł na ziemię. Zaraz potem się ocknął, ale nie mógł utrzymać równowagi, dlatego pani Jadwiga wezwała pogotowie. Lekarze zabrali mężczyznę na oddział udarowy.
Jak okazało się w szpitalu, skutkiem udaru była psychoza poudarowa prześladowcza. Mężczyzna wpadał w paranoję, buntował się, bywał agresywny. Dlatego przyjmował specjalne leki, był pod stałą obserwacją.
Po dwóch tygodniach jego stan ustabilizował się. Pan Wiesław miał jednak wciąż niedowład prawej strony ciała, dlatego potrzebna była rehabilitacja ruchowa. Rodzina pana Wiesława podkreśla, że ze szpitala mężczyzna wypisany był w stanie dobrym.
- Jeszcze mąż się tak cieszył: "no, wreszcie, będę z dzieciakami i z wnukami" - wspomina żona pana Wiesława i dodaje, że mężczyzna planował także wakacyjny wyjazd i pobyt na działce.
Pan Wiesław trafił do innego szpitala gdzie rozpoczął rehabilitacje. Tam nie przyjmował już leków na psychozę.
- Przez te dwa tygodnie, jak się rehabilitował, leki się wypłukały z organizmu. Psychoza poudarowa wróciła - mówi Urszula Chłopot, córka pana Wiesława.
Wg neurochirurgów pacjent z psychozą poudarową nie może być zostawiony sam sobie. Potrzebuje leków uspokajających, stałej opieki i nadzoru, czasem stosuje się też zabezpieczanie pasami.
Według pani Jadwigi jej mąż przypięty pasami został tylko w chwili, gdy ona była w odwiedzinach. - W piątek jak byłam, to już nie był poprzypinany - wspomina.
W sobotę rano doszło do tragedii. Zakrwawionego i nieprzytomnego Pana Wiesława znaleziono na chodniku pod oknem jego sali.
- Całe zdarzenie było po godzinie 7. Policjanci zostali poinformowani o incydencie w jednym z bydgoskich szpitali. Ze zgłoszenia wynikało, że z sali chorych wypadł przez okno mężczyzna - mówi Przemysław Słomski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
- Codziennie byłam u niego, dzień w dzień. I co zrobić, nie upilnowało się - płacze pani Jadwiga. - Ja osobiście to okno otwierałam. Nie byłam w stanie szarpnąć, żeby je otworzyć. Jak człowiek po udarze był w stanie otworzyć sobie okno? - pyta pani Urszula.
Pan Wiesław z ciężkimi obrażeniami głowy i krwiakami wewnątrzczaszkowymi został przetransportowany na neurochirurgię, gdzie od razu przeszedł poważną operację. Jego stan lekarze określali jako krytyczny. Mężczyzny nie udało się uratować. - Tata nie żyje od północy. W nocy mama dostała telefon, że ustała akcja serca. Serce przestało bić. Tatę musieli odłączyć - mówi pani Urszula.
Medycy, którzy powinni byli zajmować się panem Wiesławem w czasie, kiedy był on na oddziale, nie chcą sprawy komentować. Odsyłają do kierownictwa szpitala.