Uwaga!

odcinek 5132

Uwaga!

Ponad 4 tys. osób zatruło się w ubiegłym roku dopalaczami. Choć za handel tymi substancjami grozi nawet milion złotych grzywny, to wciąż są miejsca, gdzie handel nimi kwitnie, a sprzedawcy kpią sobie z organów państwa. Jednym z takich sklepów zainteresowali się reporterzy UWAGI!. Oto wyniki prowokacji dziennikarskiej, jaką przeprowadzili na miejscu.

Nasza redakcja dostała informację, że w jednej z warszawskich dzielnic, naprzeciwko szkoły, w sklepie który z zewnątrz przypomina sex-shop sprzedawane są dopalacze. Choć handel tymi substancjami jest zakazany to proceder kwitnie tam od dwóch lat. O funkcjonowaniu tego miejsca mówi nam osoba uzależniona od dopalaczy.

- Z zewnątrz jest to à la sex shop, ale w środku znajdujemy się w boksie metr na metr, gdzie mamy tylko dziurę, przez którą dostaniemy towar i wkładamy pieniądze - opowiada nasz informator. - Podchodzimy, dzwonimy dzwonkiem, drzwi się otwierają, zamykamy drzwi, potem drzwi się otwierają na nowo. I wychodzimy. Sklep funkcjonuje dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu - twierdzi i dodaje, że kupić tam można najróżniejsze dopalacze: do palenia, wąchania, pobudzające, uspokajające. - Najpopularniejszy jest ten dawny Mocarz, teraz Lite. To jest syntetyczna marihuana - mówi.

Z jego obserwacji wynika, że w sklepie zaopatrują się najróżniejsi klienci. - Od piętnastolatków po sześćdziesięciolatków - mówi. Według niego obsługa nie ma żadnego problemu ze sprzedażą dopalaczy osobom nieletnim, a także tym, którzy nie mają gotówki. - Tam przyjmują wszystko. Tam za towar telefon wezmą, ciuchy wezmą, wszystko, po prostu - twierdzi.

Ludzie, żeby się zaopatrzyć, posuwają się do ostateczności. - Z domu wynoszą biżuterię rodzicom. To jest chore. Jest kilku takich ludzi w Warszawie, którzy stracili przez ten akurat sklep domy, stracili rodziny, stracili wszystko. Widziałem ludzi, którzy tam podjeżdżali dobrymi samochodami, a w tym momencie są na Dworcu Centralnym - mówi.

Dwa lata temu ten sam sklep mieścił się w centrum Warszawy. Zaalarmowani przez lokatorów zajęliśmy się wtedy sprawą. Po naszym programie punkt zniknął, lecz jak się teraz okazuje został tylko przeniesiony w bardziej ustronne miejsce.