Na mieszkanie komunalne rodzina państwa Martyniaków czekała pięć lat. Niedługo po przeprowadzce życie rodziców i ich dzieci zmieniło się jednak w koszmar. Okazało się, że w mieszkaniu żyją tysiące karaluchów, które paraliżują najprostsze codzienne czynności.
Rodzina Państwa Martyniaków trzy lata temu otrzymała od gminy mieszkanie w kamienicy w Bielsku-Białej. Pan Bogusław - pracownik fizyczny - i pani Ewelina, która na co dzień zajmuje się domem, lokal wyremontowali i wprowadzili się do niego z pięciorgiem dzieci. Niedługo potem na świat przyszła kolejna dwójka. Wszystko układałoby się dobrze gdyby nie fakt, że w ich mieszkaniu zaczęły pojawiać się prusaki. Z dnia na dzień coraz większa ilość. Dziś to już prawdziwa plaga.
- Do pralki mi wchodzą, mam już czwartą w tym roku, lodówkę też mi zepsuły, mam drugą w tym roku. Do jedzenia wchodzą, nie mogę zostawić czegoś, jak dzieci nie dojedzą, żeby sobie później dojadły. Muszę zaraz wyrzucić - mówi pani Ewelina.
O ile rodzice jakoś z problemem sobie radzą, o tyle dla dzieci jest to prawdziwy koszmar. Nieprzespane noce to niemal codzienność w życiu siedmiorga maluchów. Wystarczy, że jedno dziecko poczuje, że chodzi po nim prusak, podnosi alarm i budzi się cała rodzina.
- Krzyczą, że "robal, robal", boją się - mówi pan Bogusław. Jak relacjonują Martyniakowie, ich dzieci śpią albo z nimi, albo zawijają się w kołdrę i kładą na dywan. - Mówią, że nie będą w pokoju spali, bo tam chodzą robaki - opowiada pani Ewelina.
Nie dość że uciążliwe, to okazuje się że insekty te mogą być także niebezpieczne dla zdrowia. Karaczany, zwane popularnie prusakami, przenoszą bowiem wiele groźnych chorób. Mogą być nosicielami bakterii, np. salmonelli, czy pasożytów takich jak glista ludzka. - Jest tutaj zagrożenie alergii, a w przypadku intensywnego, rozciągniętego w czasie sąsiedztwa karaczanów na przykład w mieszkaniu, możemy spodziewać się także wystąpienia jednostki chorobowej, którą nazywamy astmą - mówi Marcin Kadej z Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego.